– Kryzys sprowokowany przez Prigożyna pokazał elicie, że system putinowski jest kruchy i jak przezwyciężą strach, to może dojść do zmiany. Poparcie Prigożyna wśród rosyjskich elit jest bardzo wysokie. To zresztą smutne, że w oczach Rosjan gangster-kryminalista wyrósł na twarz lepszej Rosji – mówił dr Adam Eberhardt, dyrektor Centrum Studiów Strategicznych WEI w rozmowie z Agatonem Kozińskim z „Dziennika Polskiego”.
Co właściwie dzieje się w Rosji? Prywatna armia Jewgienija Prigożyna nagle ruszyła na Moskwę – ale wszystko zakończyło się tak szybko jak zaczęło. Jak to interpretować?
System gnije. Ciągnąca się od 500 dni wojna przeciwko Ukrainie wywołała napięcia i frustrację w ramach elity. Dotyczy to zarówno elity politycznej, która płaci wysoki rachunek zerwania z Zachodem oraz nałożonych sankcji, ale również części struktur wojskowych, które na froncie zderzają się z nieudolnością najwyższego dowództwa. Prigożyn ma własną armię, więc łatwiej mu się zbuntować, ale myślę, że jego emocje podziela wielu. Nie tylko w elicie. Gdy Putin grzmiał, że pucz to cios w plecy Rosji, to mieszkańcy Rostowa i Woroneża robili sobie zdjęcia z Wagnerowcami. Choć pucz zakończył się ostatecznie kompromisem, to powstało zarazem wrażenie, że Rosja jest krucha, a Putin słaby.
Prigożyn jednak się zatrzymał i zgodził przenieść się na Białoruś.
Znamienne jest coś innego – fakt, jak łatwo zdestabilizował Rosję, jaki strach wywołał na Kremlu. Przez kilka godzin Moskwa szykowała się na posuwający się z południa konwój grupy Wagnera jak na apokalipsę. Putin w orędziu zapowiadał stłumienie buntu, trybunał dla puczystów, żeby po kilku godzinach za pośrednictwem Łukaszenki udzielić Prigożynowi gwarancji bezpieczeństwa. I absolutnie nieistotne jest, czy tych gwarancji dotrzyma, pozwalając mu zamieszkać na Białorusi, czy też przy pierwszej okazji zlikwiduje go w ramach zemsty za upokorzenie. Elita polityczna zauważyła, że Rosja Putina to dziś domek z kart. Odpowiedzią Kremla, sposobem na ratowanie twarzy i władzy będzie nasilenie terroru.
Jak wpłynie to na wojnę?
Będzie to prowadziło do osłabienia zdolności rosyjskiej armii, której morale dodatkowo osłabnie. Kryzys ten zakończy się likwidacją Grupy Wagnera, co wprawdzie zmniejszy napięcia, ale zarazem pozbawi stronę rosyjską najbardziej bitnych i doświadczonych jednostek, które zostaną rozparcelowane w strukturach sił zbrojnych.
Te wydarzenia sprawiły, że na plan dalszy zeszła ukraińska kontrofensywa? Jak Pan ocenia jej efekty?
Osiągnięcia ostatnich tygodni nie są nadmiernie imponujące. Wprawdzie Ukraińcy przejęli inicjatywę, ale ich zyski terytorialne mają charakter symboliczny. Trzeba pamiętać, że Rosjanie do ukraińskiej kontrofensywy przygotowywali się od wielu miesięcy, budowali kolejne linie fortyfikacji, szczególnie w obwodzie zaporoskim, stawiali pola minowe. To co w mijającym miesiącu obserwowaliśmy na froncie, to raczej rozpoznanie bojem, próba znalezienia słabych punktów rosyjskiej obrony.
Przede wszystkim nie można powiedzieć o żadnym przełomie – a to jest kluczowe w tego typu działaniach.
Na wojnie potrzeby polityczne są często ważniejsze od militarnych. Dowództwo armii było pod silną przywództwa politycznego, a ono z kolei pod presją opinii publicznej, żeby przejść do ataku. Od ostatniego sukcesu, jakim było wyzwolenie Chersonia, minęło już ponad pół roku. Myślę, że w przypadku kontrofensywy chodziło też o wysłanie sygnału przed lipcowym szczytem NATO w Wilnie, pokazanie państwom zachodnim, że Ukraina robi dobry użytek z zachodniego sprzętu.
Na razie wydaje się, że sygnał jest odwrotny – że mimo prób nie jest w stanie przejąć inicjatywy.
Ale od czasu upadku Bachmutu, to jednak Ukraińcy atakują Rosjan, a nie na odwrót. Władze ukraińskie dobrze rozumieją, że chętniej pomaga się tym, którzy sobie radzą. Nikt nie będzie miał motywacji do przekazywania kosztownego uzbrojenia stronie, która w powszechnym przeświadczeniu jest skazana na porażkę. Choć zarazem, gdyby Ukrainie nagle zaczęło wieść się zbyt dobrze, to niektóre państwa zachodnie zaczęłyby kalkulować, że nie należy nadmiernie upokarzać Rosji.
(…)
Cały wywiad dostępny jest TUTAJ.