Cykl: Azja w przebudowie
Azja Wschodnia odnotowuje obecnie najszybszy procentowy przyrost wydatków wojskowych na świecie. Nie zmieniła tego nawet wojna na Ukrainie, która wymusiła wzrost budżetów militarnych w Europie. Nikt w Azji nie mówi otwarcie o wojnie, ale państwa Indo-Pacyfiku się na nią przygotowują, kupując broń, reformując siły zbrojne i zacieśniając współpracę z partnerami. To konsekwencja zmiany paradygmatu bezpieczeństwa, o której pisaliśmy w poprzedniej analizie z cyklu „Azja w przebudowie”, a ściślej nowej Wielkiej Strategii Chin pod wodzą Xi Jinpinga.
Od wybuchu wojny na Ukrainie światowe zbrojenia zaczęły gwałtownie rosnąć. Słupki budżetów obronnych poszły w górę. Warto jednak spojrzeć na trendy w wymiarze długoterminowym, bo lepiej oddają one stan rzeczy. Statystykę taką prowadzi Sztokholmski Instytut Badań nad Pokojem (SIPRI). Według jego danych w dziesięcioleciu od 2013 r. do 2022 r. włącznie wydatki na obronę wzrosły w Ameryce Północnej o 3,7 proc., w Europie o 38 proc., a Azji i Oceanii o 45 proc., zaś w samej Azji wschodniej aż o 50 proc.[1] Jak widać, pomimo wojny na Ukrainie (pełzającej od 2014 r. i pełnoskalowej od lutego 2022 r.) liderem przyrostu wydatków na siły zbrojne nie jest Europa, ale właśnie Azja, w szczególności Azja Wschodnia. W liczbach bezwzględnych Azja i Oceania wydały w 2022 r. 575 miliardów dolarów, Europa zaś 480 miliardów. To ciągle jeszcze 64 procent tego, co wydaje Ameryka Północna – 904 miliardy dol., ale dystans się stopniowo zmniejsza.
Lider wyścigu
Liderem są Chiny, najpotężniejsze państwo regionu, które konsekwentnie zwiększają wydatki obronne od dwudziestu ośmiu lat, w 2022 r. było to 292 mld dolarów, czyli 13 proc. całościowych wydatków świata na ten cel. Budżet obronny Chin wzrósł tylko w ciągu ostatniego dziesięciolecia o 75 procent w kwotach nominalnych.[2]
Liczenie wydatków obronnych według kwot nominalnych ma jednak pewną wadę, bowiem za milion dolarów można kupić w USA dużo mniej niż w Chinach, dotyczy to także wyposażenia wojskowego, warto zatem brać pod uwagę także realną siłę nabywczą i zdolności, jakie można nabyć za określoną kwotę pieniędzy. Zdaniem analityków australijskich budżet obronny Chin liczony według parytetu siły nabywczej będzie w 2030 r. wynosił 155 miliardów dolarów, zaś USA – 123 miliardy dol.[3]
Chiny modernizują i rozbudowują siły zbrojne, ponieważ szykują się do wojny. To najbardziej oczywista konkluzja. W 2021 r. admirał Phillip Davison, ówczesny dowódca sił amerykańskich na Indo-Pacyfiklu mówił publicznie, że Pekin rozpocznie wojnę o Tajwan do 2027 r. Słowem, jak w porządnym dramacie, skoro w pierwszym akcie strzelba wisi na ścianie, w trzecim musi wystrzelić. Inaczej po co by tam wisiała?
A strzelba ta ma już doprawdy solidny kaliber. Flota chińska w 2020 r. przekroczyła potencjał sił morskich USA tak pod względem liczby okrętów, jak i ogólnego tonażu. Po raz pierwszy od XV wieku naszej ery, kiedy cesarz rozkazał spalić tzw. wielkie dżonki (baochuany) i zaprzestać zamorskich ekspedycji, Państwo Środka ma flotę oceaniczną z prawdziwego zdarzenia.
Obecnie Chiny posiadają 340 okrętów wojennych, flota ta może wzrosnąć nawet do 440 do 2030 r.[4] W pesymistycznym wariancie, jeśli wzrost chińskiego PKB i w konsekwencji wydatków obronnych będzie niewielki to do 2032 r. Chiny będą miały 356 okrętów, jak wylicza CSBA.[5]
Zdaniem japońskiego badacza chińskiej potęgi morskiej Toshi Yoshihary Pekin rozwija konsekwentnie wszystkie morskie zdolności operacyjne, szczególnie desantowe, co jest niezbędne do potencjalnego uderzenia na Tajwan.[6] Jedyną pociechą dla adwersarzy jest to, że nawet najpotężniejsza liczbowo flota nie wystarczy, by panować na morzach, potrzebne są jeszcze kompetencje do jej użycia. Te zaś są budowane przez dziesięciolecia, a nawet stulecia. Dla przykładu, mistrzowie użycia lotniskowców na morskim teatrze wojny, czyli Amerykanie nie wymyślili tej sztuki sami, ale nabyli ją od Brytyjczyków tuż przed wybuchem drugiej wojny światowej i dalej rozwijali wspólnie. Chińczycy nie mają się od kogo uczyć, zatem proces doskonalenia ich floty zajmie długie dziesięciolecia.
Wielką słabością Chin jest choćby brak zamorskich baz wojennych, kluczowych do operacji globalnych. Obecnie mają tylko jedną, w Dżibuti. Rozmawiają wprawdzie o założeniu kolejnych z rządami Wysp Salomona, Vanuatu, Kambodży, Namibii i Zjednoczonych Emiratów Arabskich, a na ich liście zainteresowań jest kolejnych 9 państw, ale nie jest to proces łatwy. W 2022 r. Stany Zjednoczone i Australia wykonały ogromną pracę dyplomatyczną, aby odwieść Wyspy Salomona od współpracy wojskowej z Chinami i tak będzie wszędzie, gdzie spróbują one otworzyć bazy.
Pekin rozwija nie tylko zdolności morskie, zbudował także imponujący system anty-dostępowy (A2AD), posiadł zdolności rażenia rakietami balistycznymi celów w Japonii, na Filipinach, całym morzu wschodniochińskim i południowochińskim, ale także wyspy Guam, głównej bazy USA na Pacyfiku. Chińczycy pracują nad konstelacją satelitów na niskiej orbicie porównywalną ze Starlink, broniami skupionej energii, supersonicznymi rakietami manewrującymi, rozbudowują arsenał nuklearny do docelowych 1500 głowic w 2035 r. z ok. 200–300 w 2020 r. Po raz pierwszy w dziejach Stany Zjednoczone będą musiały stanąć oko w oko nie z jednym, ale z dwoma potencjalnymi przeciwnikami dysponującymi strategiczną siłą nuklearną wystarczającą do wzajemnego zniszczenia.
Co na to wujek Sam?
Nic zatem dziwnego, że to Chiny stały się największym wyzwaniem dla bezpieczeństwa USA i porządku światowego, jak ujęła to najnowsza Strategia Bezpieczeństwa Narodowego. Czytamy w niej, że i Rosja, i Chiny są autokracjami pragnącymi przebudować światowy system, ale Rosja jest zagrożeniem krótkoterminowym, tylko Chiny mają zarówno wolę do takiej przebudowy, jak i potencjał gospodarczy, militarny oraz technologiczny, by to uczynić. [7]
W przypadku wojny na Ukrainie Amerykanie działają doraźnie, na Pacyfiku planowo i długoterminowo. Intensywnie rozbudowują swoje zdolności, zmieniają zasady użycia sił zbrojnych. Do niedawna ich ostoją militarną w tym regionie był system wielkich baz w Japonii, Korei i na wyspie Guam, gdzie w sumie stacjonuje na stałe prawie 250 tys. żołnierzy USA (Japonia – 120 tys., Korea – 73 tys., Guam – 54 tys.).[8]
Wszystkie te zasoby znalazły się jednak w zasięgu chińskich rakiet balistycznych, a nawet lotnictwa, najnowsza koncepcja zakłada zatem rozproszenie sił i ich większą mobilność tak, aby w razie wojny nie zostały zniszczone balistyczną salwą. Pentagon przeznaczył 9 miliardów dolarów na budowę infrastruktury dla rozproszonych sił: pasy startowe, magazyny amunicji i paliw. Powstaje ona tak na terytoriach amerykańskich np. na Marianach, jak i w państwach sojuszniczych, np. w Mikronezji i na Filipinach. Wypowiedzenie w 2019 r. przez prezydenta Trumpa traktatu o rakietach średniego zasięgu pozwala Amerykanom rozbudowywać arsenał rakiet bazujących na lądzie o zasięgu od 500 do 5000 km przeznaczonych do niszczenia floty chińskiej.[9] Przebudowa zdolności bojowych w Azji Wschodniej jest finansowana głównie ze środków Pacyficznej Inicjatywy Odstraszania (PDI).[10] W roku budżetowym 2023 Kongres autoryzował jej budżet w wysokości 11,5 mld dolarów. To wciąż za mało, Dowództwo Indo-Pacyfiku wystąpiło o budżet na PDI w roku fiskalnym 2024 w wysokości 15, 3 miliarda dol.[11]
Razem raźniej… i taniej
Silnym elementem strategii amerykańskiej w regionie Indo-Pacyfiku jest rozłożenie obowiązków w zakresie powstrzymywania na wielu partnerów w ramach inicjatyw koalicyjnych.
Ameryka odnawia stare i tworzy nowe sojusze. Najbardziej zawansowanym z nich jest AUKUS łączący Australię, Stany Zjednoczone i Wielką Brytanię powstały w 2021 r. Nie jest to pakt wojskowy w czystej postaci, ale porozumienie o współpracy militarnej oparte na produkcji i wykorzystaniu okrętów podwodnych o napędzie nuklearnym, ale wyposażonych w broń konwencjonalną. Wartość całego przedsięwzięcia jest szacowana na 180–245 miliardów dolarów. To największa w skali rozłożona na dziesięciolecia inwestycja obronna w Indo-Pacyfiku.
Kolejna nową inicjatywą stał się Quad, także z 2021 r., czyli forum współpracy USA, Australii, Indii i Japonii. To także nie jest klasyczny pakt obronny, ale w ramach porozumienia można koordynować działania w zakresie bezpieczeństwa.
Amerykanie intensyfikują wspólne ćwiczenia z partnerami, które mają na celu wypracowanie interoperacyjności między ich siłami zbrojnymi a siłami zbrojnymi USA. Interoperacyjność to klucz do sukcesu, zwiększa bowiem znacząco siłę potencjalnej antychińskiej koalicji, tworząc efekt skali. Na razie nie ma co marzyć o „pacyficznym NATO”, czyli nie tylko wielostronnym pakcie wojskowym, ale także wypracowanych i wyćwiczonych mechanizmach skoordynowanego użycia sił zbrojnych państw członkowskich, niemniej Stany Zjednoczone stawiają zdecydowanie na działania wielostronne i osiągnięcie interoperacyjności z kim tylko jest to możliwe.
Dobrym przykładem nowego trendu były ćwiczenia Super Garuda Shield z sierpnia 2022 r., podczas których na poligonach Baturaja, Amborawang i Batam ćwiczyły oddziały z USA, Indonezji, Australii, Japonii i Singapuru, a swoich obserwatorów wysłały Kanada, Wielka Brytania, Indie, Francja, Malezja, Nowa Zelandia, Korea, Papua i Timor. Po raz pierwszy ćwiczono skoordynowany desant spadochronowy sił amerykańskich, japońskich i australijskich. Samoloty startowały z amerykańskiej bazy na Guam. Ponadto ćwiczono desanty amfibijne, walki miejskie, operacje morskie, w tym ochronę szlaków komunikacyjnych. Całość manewrów była koordynowana przez połączone dowództwo państw uczestników ćwiczeń.
W listopadzie z kolei na wschód od Tajwanu miały miejsce ćwiczenia morskie grupy Quad, czyli Australii, Indii, Japonii i Stanów Zjednoczonych. Ich cel, poza propagandowym, był taki sam – interoperacyjność między siłami sojuszniczymi.
Będzie wojna czy nie?
Zasada mistrza sztuki wojennej Sun Tzu, do którego chińscy stratedzy mają wielkie uznanie, mówi: nie należy zaczynać wojny, gdy nie jest się pewnym zwycięstwa. Pomimo swojej potęgi Chiny są jeszcze daleko do uzyskania równowagi strategicznej w USA, a co dopiero do ich przegonienia. Najprawdopodobniej nigdy nie zdołają tego zrobić. Na potencjał do wygrania wojny zaś składają się nie tylko wydatki na obronę i potęga gospodarki wyrażana w PKB, ale też doświadczenie, jakość sił zbrojnych, struktura demograficzna ludności i wiele innych czynników.
Tygodnik „The Economist” sporządził interesujący indeks twardej siły uwzględniający trzy parametry: wydatki wojskowe, PKB per capita, ale nie na każdą osobę, a tylko osobę zdolną do walki, PKB bez wydatków militarnych.[12] Osiem największych potęg militarnych (USA, Chiny, Rosja, Indie, Niemcy, Japonia, Wielka Brytania i Francja) to suma 100 proc. mocy, w niej zaś USA mają 35 proc., Chiny tylko – 19 proc. Jak widać, do parytetu siły wciąż bardzo daleko.
Konkluzja z indeksu – wojny nie będzie. Chyba że dojdą do głosu instynkty i nieposkromione ambicje, które przeważą racjonalne ważenie mocy. A takiej ewentualności nie zapobiegnie nawet przenikliwość myśli Sun Tzu. To właśnie się przydarzyło Japonii w grudniu 1941 r. Admirał Isoroku Yamamoto, dowódca floty japońskiej, dobrze znał proporcje sił i wiedział – jak wynika ze wspomnień jego współpracowników – że atak na Pearl Harbor jest początkiem końca Japonii. Mimo to zaatakował.
Przypisy:
[1] Trends in world military expenditures 2022, SIPRI Fact sheet, April 2023.
[2] The cost of global arms race, The Economist, May 27.
[3] Lowy Institute, Asia Power Index.
[4] Dane z US Department of Defence, Office of Naval Intelligence, za: Briefing Peak China, The Economist, May 13, 2023.
[5] Centre for Strategic and Budgetary Assessments (CSBA).
[6] Toshi Yoshihara, Mao’s Army Goes to Sea, January 2023.
[7] The Nature of Competition Between Democracies and Autocracies, National Security Strategy, October 12, 2022.
[8] Za: David Vine, List of US military bases abroad, 1776-2021.
[9] Intermediate-range Nuclear Forces Treaty.
[10] Pacific Deterrence Initiative (PDI).
[11] USINDOPACOM.
[12] The hard power Index, The Economist May 13.