Czekając na praworządność

Doceniasz tę treść?

Nawet po ewentualnym zwycięstwie dzisiejszej opozycji, nie dojdzie do „przywrócenia” praworządności, bo jej nigdy w III RP nie było, w takim znaczeniu, jakie pojęciu temu nadaje cywilizacja łacińska – twierdzi Robert Gwiazdowski w książce „(Nie)praworządność”.

Roberta Gwiazdowskiego chyba nikomu przedstawiać nie trzeba. Prawnik związany od dekad z szeroko rozumianym środowiskiem wolnościowym urzeka zazwyczaj klarownością wywodu i zawsze jest uważnie słuchanym głosem w debacie publicznej. Do tego cechuje się wysoką kulturą osobistą, co niestety coraz rzadsze w obecnych czasach. Właśnie do naszych rąk trafia jego „(Nie)praworządność” (Wydawnictwo WEI, Warszawa 2023) – dość opasłe tomiszcze, liczące ponad 400 stron.

Gwiazdowski zakasał rękawy i zabrał się za – jak sam tytuł mocno sugeruje – zbadanie kwestii praworządności, oczywiście w ojczyźnie. Jak wiemy, odkąd rządzi w Polsce partia Prawo i Sprawiedliwość, co jakiś czas – regularnie od 2015 roku – jak bumerang praworządność staje się przedmiotem ożywionego dyskursu. Niestety, rzadko ten dyskurs ma postać merytorycznej dyskusji, częściej przesuwa się na osi w kierunku demagogicznej awantury, bo i temperatura sporu politycznego nad Wisłą jest dość wysoka.

I Gwiazdowski we wstępie nie ukrywa, że celem jego dzieła jest wpisanie się w trwający dyskurs z pytaniami:

  • czym w ogóle są rządy prawa?;
  • czy panowały one w Rzeczpospolitej Polskiej „urzeczywistniającej zasady sprawiedliwości społecznej” i dopiero w ostatnich latach zostały zniszczone?;
  • jak je „przywrócić” lub jak zbudować (o ile ich wcześniej nie było)?

Praworządności w III RP ze świecą szukać

„Prawdziwa praworządność w Polsce, powrót rządów prawa w Polsce będzie możliwy dopiero po wygranych wyborach” – powiedział Donald Tusk, jak przypomina Gwiazdowski. Ale teza prawnika jest smutna: po ewentualnym zwycięstwie dzisiejszej opozycji nie dojdzie do „przywrócenia” praworządności, bo jej nigdy w III RP nie było, w takim znaczeniu, jakie pojęciu temu nadaje cywilizacja łacińska.

„Gdy nie wiadomo (a dziś nie wiadomo), kto jest sędzią, a kto nie jest, czy wyrok jest wyrokiem, czy jednak nie jest, a jeśli jeszcze jest, to czy nim być nie przestanie (a tak się może wydarzyć), gdy sędziego można wywalić za wyroki, które wydaje, to jeszcze większą degrengoladę sądownictwa wyobrazić sobie trudno. A na dodatek sędziego po zmianach wprowadzonych przez PiS można wywalić za wyroki, które wydaje” – wskazuje Gwiazdowski.

Przypomina również, że niezależne sądownictwo jest tylko jednym z czterech warunków praworządności, a nie jedynym. Jego zdaniem, pozostałe trzy warunki też nie są spełnione (i nigdy nie były). „Nie tylko sądy są ważne w praworządnym państwie, ale i prawo, które mają stosować. Żeby mogły zapanować rządy prawa, prawo musi być: (i) ogólne, (ii) równe i (iii) pewne. A nie jest (i nigdy nie było). Normy prawne bardzo często nie były ogólne, lecz zmierzały do wykreowania konkretnej rzeczywistości ekonomicznej i społecznej. Przepisy prawne różnicowały podmioty prawa sprzecznie z zasadą równości wobec prawa. Ich niejasność – zwłaszcza w przypadku przepisów prawa podatkowego – jest wręcz mityczna. Zmieniały się one tak często, że o jakiejkolwiek pewności prawa nigdy nie mogło być mowy” – punktuje Gwiazdowski.

Autor „(Nie)praworządności” ma smutną konstatację: W Polsce mechanizm rządów prawa trzeba zbudować od zera, a przyjęcie tezy, że przed 2015 r. ona w zasadzie istniała, nie tylko uniemożliwia jej zbudowanie, ale tworzy ryzyko wprowadzenia jeszcze większej niepraworządności na fali zwyczajnej zemsty, nie tyle na przeciwnikach politycznych, ile na wszystkich, którzy nie stanęli po 2015 roku po stronie opozycji.

Jak zwraca uwagę Gwiazdowski, kryteria oceny praworządności są łatwe do sparametryzowania, ale oceny stanu praworządności w Polsce są różne. Czemu? „Wydaje się, że efekt oceny mniej zależy od przedmiotu oceny (przepisu prawa), a bardziej od podmiotu oceniającego (osoby oceniającej)” – wskazuje.

Rozważania o państwie i prawie

Gwiazdowski w swojej książce zaczyna ab ovo, od określenia czym jest prawo, które współistnieje nierozerwalnie z państwem. A konkretnie, rozpoczyna od kluczowego cytatu: „Bez grozy nie można utrzymać państwa” – rzekł kiedyś rosyjski władca Iwan Groźny. Zarzuca czytelnika serią filozoficznych pytań: skąd się bierze prawo, kto ma prawo, by je stanowić i dlaczego? Czy istnieje prawo natury? Czy suweren stanowiący prawo jest czymś ograniczony? I wreszcie: czemu ludzie prawa przestrzegają (a przynajmniej – starają się to czynić)? „Najogólniej ujmując, prawo to instytucja ustanowiona przez suwerena dysponującego odpowiednią siłą do wymuszenia posłuszeństwa stanowionemu przez siebie prawu” – odpowiada.

Prezentuje różne teorie państwa i prawa oraz różne powody przestrzegania prawa. Zahacza m.in. o św. Augustyna, L. Gumplowicza, Maxa Webera, a nawet o marksistowską teorię państwa. Następnie przybliża mechanizm tworzenia się tej konstrukcji – państwa i prawa – na przykładzie historii powstawania USA. Prezentuje również różne uzasadnienia istnienia państwa.

Na drodze swojego wywodu dochodzi do ważnej konstatacji co do pochodzenia „dobrego prawa”, które ma „rządzić” w „państwie prawa”. „Nie musi go stanowić lud. Może król (jak u Locke’a) albo prezydent (jak u Hamiltona i Jeffersona). Istotne jest to, jakie to jest prawo. Warunkiem jest, żeby było to dobre prawo i żeby władca tego prawa sam także przestrzegał. Demokracja nie jest więc ani warunkiem koniecznym, ani nawet wystarczającym dla rządów prawa. Co więcej, […] demokracja może rządy prawa utrudniać. Król może mieć większą skłonność do stanowienia prawa takiego samego dla wszystkich […] niż większość ludu, który ma większą skłonność do stanowienia prawa lepszego dla większości, która je stanowi. A jak nałożymy na to mankamenty demokracji przedstawicielskiej, w której prawo stanowi wąska grupa reprezentantów owej większości, to problem z rządami prawa się pogłębia”.

A dlaczego prawo w ogóle obowiązuje (bo przecież nie istnieje)? Gdyż adresaci norm prawnych boją się kar, ale też dlatego, że w przestrzeganiu prawa widzą więcej korzyści, niż strat.

W rozdziale 2 Gwiazdowski zgłębia istotę praworządności. Czym w ogóle jest nomos i czym różni się od ius i lex? Czy rządy prawa, czyli rule of law w systemie anglosaskim, to to samo co „praworządność” w systemie polskim? Jak „praworządność” wyglądała w średniowieczu, a jak w Oświeceniu? Jaka jest relacja nomos i ekonomii? Tutaj zapewne niewielu się zdziwi, że sporo czytamy o F.A. von Hayek’u, który jest jednym z najważniejszych przedstawicieli bliskiej sercu każdego liberała austriackiej szkoły ekonomii. Na koniec tegoż rozdziału Gwiazdowski przedstawia i przybliża pokrótce cztery najważniejsze zasady państwa prawa.

„Szczególnie istotna jest zasada pewności prawa. Nie bez przyczyny nazywana bywa pokojem prawnym. Wywodzi się ona z przekonania Arystotelesa, że lepiej byłoby, żeby to wszystko działo się według prawa, a nie z samowoli ludzi, bo to nie jest bezpieczną wytyczną postępowania. Ta pewność to brak dowolności w stanowieniu prawa, czyli precyzyjność sformułowania przepisów prawnych, by wiedzieć, jakie prawo jest oraz jego trwałość, bo cóż z tego, że prawo jest sformułowane precyzyjnie, jeśli może szybko być zmienione na zupełnie inne” – wskazuje Gwiazdowski.

W rozdziale 3 Gwiazdowski porusza temat podstawowego warunku praworządności: niezależnego i bezstronnego sądownictwa. Bezstronność to cecha osobnicza sędziów, niezależność natomiast to wyodrębnienie władzy sądowniczej od władzy ustawodawczej i wykonawczej. Tutaj omawiany jest case m.in. „polowania” PiS na Pierwszą Prezes Sądu Najwyższego Małgorzatę Gersdorf, ale pojawia się też mnóstwo różnych innych ciekawych „smaczków” z historii III RP.

Od dawna nierządem Polska stała i dalej stoi

Kolejne rozdziały są mniej lub bardziej historyczne. W rozdziale 4 Gwiazdowski opisuje, jak prezentuje się praktyka kolejnych Rzeczpospolitych na tle teorii państwa i prawa. Jego tytuł brzmi: „Bezprawiem Polska stoi”. A rozpoczyna go cytat z Wacława Potockiego: „Nierządem, powiedział ktoś dawno, Polska stoi. Gdyby dziś pojźrał z grobu po ojczyźnie swojej, Zawołałby co garła: wracam znowu, zkądem. Żebym tak srogim z Polską nie ginął nierządem”.

„Przez rozbiory, krótką okupację niemiecką, a później dłuższą sowiecką, Polska nie miała okazji ani utrwalić zasad państwa prawa, ani ukształtować instytucji gwarantujących ich przestrzeganie. A przecież onegdaj to właśnie Polska (Rzeczpospolita Szlachecka) była ostoją praworządności, którą w Średniowieczu propagowało prawo kanoniczne, przyjmując germańską zasadę, że król ma rządzić według prawa odziedziczonego po przodkach i jest zobowiązany do jego przestrzegania” – przypomina Gwiazdowski. I nie zostawia suchej nitki na sądownictwie PRL czy na „grubej kresce”.

W rozdziale 5 autor „(Nie)praworządności” dotyka problemu „demokratycznego państwa prawnego urzeczywistniającego zasady sprawiedliwości społecznej”. Opisuje jak uchwalano Konstytucję w 1997 r. i jakie „babole” ona zawiera. A jednym z największych jest wprowadzenie partiokracji, m.in. poprzez ustanowienie zasady dotacji partii politycznych z budżetu państwa, co oznacza de facto „zabetonowanie” sceny politycznej. Poza tym – jak wskazuje Gwiazdowski – zgodnie z art. 10 ust. 1 Konstytucji, ustrój Rzeczypospolitej Polskiej opiera się na podziale i równowadze władzy ustawodawczej, władzy wykonawczej i władzy sądowniczej, ale Konstytucja tej „równowagi” w żaden sposób nie gwarantuje!

Idąc dalej, na straży zgodności zwykłych ustaw z Konstytucją z 1997 roku stoi Trybunał Konstytucyjny. Ta instytucja jest bohaterem rozdziału 6. W opinii Gwiazdowskiego, „spory o Trybunał Konstytucyjny z ostatnich lat są nie tylko efektem konfliktu politycznego, ale też wad Konstytucji, która jest nieprecyzyjna, w związku z czym kompetencje konstytucyjnych organów państwa nie są jasno określone, co prowadzi do nieuchronnych konfliktów między nimi”.

Czemu sędziowie sądów powszechnych tylko w teorii orzekają na podstawie Konstytucji? O tym jest rozdział 7. Jak wskazuje Gwiazdowski, sędziowie mogą swoimi interpretacjami prawa krzywdzić ludzi, więc powinni być „jak żona Cezara”, czyli „wolni od wszelkich podejrzeń”, no ale nie są. Ten rozdział w wyczerpujący sposób zajmuje się m.in. sprawą wygaszenia przez PiS w 2018 r. kadencji członków KRS i autor „(Nie)praworządności” dochodzi do wniosku, że było to sprzeczne z Konstytucją.

Kolejny rozdział Gwiazdowski poświęca wykładni prawa, dokonywanej przez sędziów. „W fizyce kwantowej wszystko zależy od… obserwatora. Jeden widzi co innego, niż drugi, w zależności od tego, czy i jak się porusza. Ba! Czasami zależy od tego, co obserwuje. Na przykład taki foton. Jak jest obserwowany, zachowuje się inaczej, niż jak nie jest obserwowany. Jak nie jest, to potrafi być – zgodnie z teorią – w dwóch miejscach równocześnie. A jak spróbujemy go zaobserwować, to zawsze będzie tylko w jednym miejscu. Ale nie wiadomo, w którym z tych dwóch. Wydaje się, że podobnie jest w prawie. Czy coś jest zgodne, czy niezgodne z Konstytucją zdaje się zależeć od… obserwatora dokonującego jej wykładni. Co więcej, niektóre słowa zdają się pojawiać w Konstytucji lub znikać – prawie jak foton – w zależności od tego, kto ją obserwuje” – malowniczo ujmuje problem Gwiazdowski, nawiązując do sporu co do powoływania sędziów KRS.

O niepraworządnym orzecznictwie NSA, czyli Naczelnego Sądu Administracyjnego, traktuje rozdział 9. Tak, dobrze Państwo przeczytaliście. Gwiazdowski w rozdziale tym całkiem zgrabnie udowadnia, że ten sąd orzeka niepraworządnie, a jest to bardzo niefajne dla III RP jako państwa – w teorii – prawa, dla rozważań o praworządności kluczowe znaczenie ma nie sądownictwo powszechne, lecz właśnie administracyjne, gdyż ono ma ostatni głos w sprawach podatków, a jak wiadomo, jest to bodajże najważniejsze narzędzie „przemocy” stosowane przez państwo.

W rozdziale 10 Gwiazdowski bierze pod lupę  służby specjalne. W teorii są one „praworządne”, działają na mocy samej Konstytucji „w zgodzie i na podstawie przepisów prawa”. Czy na pewno? „Najbardziej praworządnymi instytucjami w Polsce są bez najmniejszego wątpienia służby specjalne. Tak przynajmniej wynika z oświadczenia Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego (ABW) wydanego po ujawnieniu, że podsłuchiwała dziennikarzy Bogdana Rymanowskiego i Cezarego Gmyza. Obowiązujące w Polsce reguły państwa demokratycznego uniemożliwiają Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego stawianie się ponad prawem – zapewniła ABW. Owszem, reguły państwa demokratycznego zabraniają ABW stawianie się ponad prawem. Ale im tego nie uniemożliwiają. Tak samo jak przepisy ustawy prawo o ruchu drogowym zabraniają jechać na czerwonym świetle, ale tego nie uniemożliwiają” – wali prosto z mostu już na początku rozdziału, w swoim stylu, Gwiazdowski.

Rozdział 11 jest analizą tego, jak i dlaczego nie jest przestrzegana w Polsce zasada in dubio pro libertate (czyli zasada przyjaznej interpretacji przepisów), w szczególności w prawie podatkowym. „Niestety, w praktyce zbyt często stosowana bywa zasada odwrotna – in dubio pro fisco. Jeszcze częściej, niż zamiast zasady in dubio pro liberte, stosowana jest zasada in dubio pro patria. Tak wzniośle” – zauważa z przekąsem Gwiazdowski.

Jak zaprowadzić praworządność

Niezwykle ciekawą częścią „(Nie)praworządności” jest zakończenie, które jest nie tylko typowym podsumowaniem, ale też próbą zaproponowania rozwiązań, które mogłyby być punktem wyjścia do zmiany stanu rzeczy i wprowadzenia w Polsce praworządności. Gwiazdowski przedstawia garść pomysłów i warto w skrócie niektóre przytoczyć: „Stanowisko sędziego powinno być ukoronowaniem kariery zawodowej prawnika. […] Sędzią mógłby zostać ktoś niekarany, kto ukończył 40–45 lat i przez 10 lat czynnie wykonywał zawód prawniczy, upoważniający do zastępstwa procesowego lub był prokuratorem, lub posiada stopień doktora nauk prawnych i przez 10 lat wykładał na uczelni mającej prawo nadawania stopnia naukowego doktora nauk prawnych. Sędzia nie mógłby prowadzić żadnej innej działalności – nawet naukowej. Kandydat na sędziego powinien być poddawany publicznemu przesłuchaniu – jak w USA. Stanowisko sędziego Sądu Najwyższego powinno być dożywotnie – jak w USA. […] Krajowa Rada Sądownictwa jest w ogóle zbędna. […] W sprawach najbardziej dotyczących ludzi – drobnych sprawach cywilnych, w sprawach wykroczeń i rodzinnych – powinni orzekać sędziowie pokoju wybierani w wyborach powszechnych spośród kandydatów spełniających warunki określone powyżej. Każdy sąd powinien prowadzić portal internetowy zawierający profile sędziów w nim orzekających z informacjami o ocenach, jakie mieli na studiach, pracy magisterskiej (doktorskiej) z opiniami promotora i recenzentów, o przebiegu pracy zawodowej przed objęciem stanowiska sędziego, spis publikacji naukowych i wszystkie orzeczenia, które wydali lub w wydaniu których uczestniczyli wraz z informacją o ich ewentualnych uchyleniach przez sądy wyższych instancji”.

I chwała za te pomysły Gwiazdowskiemu, bo i wyglądają sensownie, i są niejako wisienką na tym wielkim, choć jednak ciężkostrawnym torcie. Nie da się bowiem ukryć, że przebrnięcie przez „(Nie)praworządność” wymaga nie lada zapału, choć lekkości pióra prawnikowi odmówić nie można, tutaj raczej chodzi o skomplikowanie i „ciężkość” samej materii. A wracając do „wisienki” – dowodzi ona, że Gwiazdowski nie jest li tylko krytykiem, ale umie też zaproponować konstruktywne rozwiązania. Szkoda, że zapewne (długo?) nie zostaną wcielone w życie.

Inne wpisy tego autora

Quo vadis, pecunia?

Nadchodzą wielkie zmiany w światowych finansach, które będą miały przełożenie i na życie gospodarcze, i społeczne oraz na politykę. Nowe technologie przekształcą pieniądz nieodwracalnie, ale