Dyskryminacja i nierówności okiem Afroamerykanina

Doceniasz tę treść?

Nierówności nie są w stanie constans, liderzy czasami stają się maruderami, i odwrotnie, a wystarczy jedna mała zmiana w środowisku – przekonuje prof. Thomas Sowell na kartach książki „Dyskryminacja i nierówności”.

Nierówności dostrzega każdy i to już od najwcześniejszego etapu życia. Zazwyczaj w momencie, gdy trafia do szkoły. Są silniejsi koledzy i ładniejsze koleżanki. Są koledzy, którzy mają lepszy komputer i koleżanki, które mają droższe i ładniejsze ciuchy. Są koledzy i koleżanki, których rodzice mają większy dom i jeżdżą bardziej „wypasionym” autem.

Wraz z dojrzewaniem i starzeniem się, człowiek dostrzega coraz więcej nierówności. Jedni mają więcej talentów, inni nie mają żadnego i muszą ciężko pracować, by mieć cokolwiek. Pojawiają się różne przekonania co do nierówności: że ci, którzy mają mniej, są albo ofiarami tych, którzy mają więcej, albo że zostali „ukarani przez Boga”.

Nierówności przenoszą się na poziom makroekonomii. Pojawiają się wielkie różnice w PKB per capita między krajami, w tempie ich wzrostu gospodarczego. Również w zakresie innowacyjności czy dostępie do surowców.

Nierówności – geneza

Skąd się biorą nierówności? Próbował to wyjaśnić i problem ten pogłębić, słynny czarnoskóry ekonomista prof. Thomas Sowell na kartach książki „Dyskryminacja i nierówności” wydanej przez Wydawnictwo WEI (org. „Discrimination and Disparities”). Świetnie wyłuszcza swoje podejście do tej kwestii już na wstępie: „Ogromne dysproporcje w wynikach osiąganych w gospodarce i innych sferach nie muszą być rezultatem ani porównywalnych różnic pod względem wrodzonych uzdolnień, ani porównywalnych różnic co do sposobu traktowania przez innych. Nierówności mogą też po prostu wynikać z tego, że w wypadku wielu rodzajów przedsięwzięć sukces zależy od spełnienia koniecznych warunków wstępnych właściwych dla danego przedsięwzięcia – i stosunkowo niewielkie różnice w spełnieniu tych warunków mogą skutkować ogromnymi różnicami w osiąganych wynikach” – napisał naukowiec, związany przez większość kariery z Instytutem Hoovera Uniwersytetu Stanford.

Z drugiej strony, jak wskazuje Sowell, ludzie spełniający nawet większość warunków sukcesu, mogą ostatecznie niczego nie osiągnąć. Z kolei niespełnienie jednego warunku może niejako unieważnić to, że spełnione są inne warunki. Przykład? Jeśli ktoś jest analfabetą, to wszystkie inne jego zalety, których może mieć pod dostatkiem, będą dziś bez znaczenia w większości, a może nawet we wszystkich ścieżkach kariery – wskazał Sowell. I dodał, że nawet wybitne uzdolnienie w jednej dziedzinie może nie dać sukcesu, jeśli nie będzie sprzyjających ku temu okoliczności.

Co ważne, ekonomista podkreśla znaczenie ciężkiej pracy. Jeśli nie jest się gotowym na żmudną pracę i wyrzeczenia, których wymagają określone przedsięwzięcia, to nawet posiadając ogromny wrodzony potencjał odniesienia sukcesu i mając zapewnione sprzyjające okoliczności, można niczego nie osiągnąć – alarmuje Sowell. Tutaj pobrzmiewają echa wpadających w ucho powiedzonek coachów od sukcesu osobistego (Zwycięzcy nie różnią się wiele od przegranych, jeśli chodzi o umiejętności. Różnią się znacznie w chęci wykorzystania swojego potencjału – John Maxwell).

Sowell pokazuje na kartach swojej książki, że kwestią nierówności badacze fascynowali się od zawsze, ale jedno z najciekawszych tego rodzaju badań przeprowadził na początku XX w. profesor Lewis M. Terman z Uniwersytetu Stanforda. Przez 50 lat zbierał dane o 1 470 osobach o ilorazie inteligencji ponad 140. Okazało się, że 20 proc. z tej puli nie odniosło żadnych sukcesów, ale ich cechą wspólną było to, że gros nie ukończył studiów. Dwóch z całej puli badanych zdobyło Nagrodę Nobla. Aż 98 proc. z tych, którzy odnieśli sukces, ukończyło studia wyższe. Co ciekawe, nie tylko ukończenie studiów było ich wspólnym mianownikiem, ale także pochodzenie – wychowywali się w domach klasy średniej i wyższej, gdzie panowała „kultura czytania”.

Idąc dalej, wśród odnoszących sukcesy widać zwykle asymetrię wyników. Jak wskazuje Sowell, większość zawodowych golfistów przez całe życie nie wygrała żadnego turnieju PGA (Professional Golfers’ Association), podczas gdy trzech graczy – Arnold Palmer, Jack Nicklaus i Tiger Woods – było łącznie zwycięzcami ponad 200 turniejów. Jak podkreśla ekonomista, podobna asymetria dystrybucji wyników występuje w baseballu czy tenisie (ach ten odwieczny pojedynek Roger Federer vs. Rafael Nadal!).

Sowell wskazuje także, że nierówności nie są w stanie constans. Liderzy czasami po dłuższym czasie stają się maruderami, a maruderzy – liderami. Istnieją liczne warunki wstępne, od których zależy powodzenie wielu ludzkich przedsięwzięć, nic więc dziwnego, że ani rozwój gospodarczy, ani postęp społeczny nie są rozłożone równomiernie czy losowo wśród jednostek, grup, instytucji lub narodów w danym czasie. Nie powinno też dziwić, że ci, którzy są maruderami w jednym stuleciu, wysuwają się na prowadzenie w kolejnym; ani to, że światowi liderzy z czasem stają się maruderami. Skoro zdobycie lub utrata jednej predyspozycji może zamienić porażkę w sukces albo obrócić sukces w klęskę, to nie powinno być niespodzianką, że w zmieniającym się świecie, z upływem wieków lub tysiącleci, liderzy i maruderzy zamieniają się miejscami – pisze czarnoskóry ekonomista.

Diabeł tkwi w szczegółach

Sowell w swojej książce „Dyskryminacja i nierówności” wykonuje wielką pracę, spoglądając na dowody empiryczne dotyczące nierówności wszelakich. Przygląda się im w kontekście różnic dzielących jednostki, grupy społeczne, instytucje i narody. I wskazuje na to, że „diabeł tkwi w szczegółach” – czasami niewiele potrzeba zmienić, by nierówności się wyrównały i by maruderzy dogonili liderów.

Wskazuje np. na kwestię różnic związanych z kolejnością urodzin w rodzeństwie. Pierworodni przeważnie osiągają więcej. Przywołuje np. badanie finalistów National Merit Scholarship, które wykazało, że spośród dzieci mających czworo rodzeństwa, najstarsze z nich zostawało finalistą programu stypendialnego częściej, niż czworo pozostałych łącznie. Jeżeli nie ma równości w wynikach osiąganych przez osoby, które mają tych samych rodziców i wychowywały się pod jednym dachem, to dlaczego mielibyśmy oczekiwać lub zakładać, że porównywalne wyniki osiągną ludzie funkcjonujący w zupełnie odmiennych warunkach? Dzieci najstarsze z rodzeństwa stanowiły też większość finalistów w rodzinach z dwojgiem, trojgiem i czworgiem dzieci. Tych, którzy wierzą w decydującą rolę dziedziczenia lub środowiska – bo takich najczęściej używa się terminów – wyniki tych badań stawiają w trudnym położeniu – podkreśla Sowell.

A jak wytłumaczyć przewagę pierworodnych (jedynaków)? Jeśli pominiemy wszelkie korzystne i niekorzystne czynniki, z którymi stykają się dzieci w określonej rodzinie, jedyną oczywistą zaletą bycia pierworodnym lub jedynym dzieckiem jest to, że otrzymuje ono całą uwagę rodziców w okresie wczesnego dzieciństwa – wskazuje Sowell.

Jeśli chodzi o narody, które wyrwały się z biedy, Sowell wskazuje na Szkocję. Przez stulecia była ona peryferiami Europy, choć wydała wielu zdolnych „synów” na świat (m.in. inżynier James Watt, ekonomista Adam Smith, filozof David Hume). Tkwiła jednak w biedzie i marazmie. Aż nadszedł czas decydującej zmiany, pojawił się impuls, który odwrócił sytuację. Jedną ze zmian, które dokonały się w społeczeństwie szkockim, była krucjata tamtejszych kościołów protestanckich, które wzywały wiernych do nauki czytania, tak, by każdy mógł bezpośrednio zapoznać się z Biblią i nie musiał polegać na wyjaśnieniach pastorów dotyczących jej zawartości i znaczenia. Druga krucjata, która miała charakter bardziej świecki, ale podjęto ją z nie mniejszą gorliwością, polegała na zachęcie do nauki języka angielskiego, który miał zastąpić rodzimy gaelicki, którym posługiwali się Lowlanderzy. Dzięki temu Szkoci uzyskali dostęp do wiedzy w wielu dziedzinach. W niektórych gałęziach nauki, na przykład w medycynie i inżynierii, Szkoci z czasem prześcignęli Anglików i zyskali międzynarodowe uznanie – tłumaczy Sowell.

Ekonomista pochyla się nad wielkimi sukcesami Żydów – zarówno w nauce, jak i biznesie. Przygląda się ich drodze, jako wiecznie tułającego się narodu i dochodzi do wniosku, że to, iż Żydzi zaczęli odnosić tak wielkie sukcesy w niektórych dziedzinach po usunięciu różnych barier (administracyjnych, społeczno-kulturowych), nie jest równoznaczne z tym, że inne grupy też odnosiłyby bliźniacze sukcesy po zniesieniu krępujących je podobnych barier. Dlaczego? Żydzi mieli już wcześniej predyspozycje do takich osiągnięć – chodzi tu zwłaszcza o wysoki poziom alfabetyzacji w ciągu wielu stuleci, kiedy analfabetyzm był w większości krajów świata normą – i potrzebowali tylko spełnienia pewnych dodatkowych warunków, by uzupełnić ich niezbędny zestaw – podkreśla Sowell.

Sowell bierze pod lupę również wielki sukces Japonii w XX wieku, utratę dominującej pozycji przez Chiny oraz przykłady wielkich sukcesów i porażek biznesowych. Przywołuje np. historię firmy Eastman Kodak, która przez dekady dominowała na rynku fotograficznym, ale straciła tę dominację w kilka lat – dokładnie w latach 2000–2005, gdy rozpędziła się na dobre rewolucja cyfrowa.

Wydaje się, że Sowell lekceważy wyraźnie kwestie wpływu takich czynników, jak duch praw czy kształt i charakter instytucji politycznych, na zdolność państw do utrzymania swojej pozycji, czy też do poprawiania jej. A tutaj kłania się m.in. słynna książka „Dlaczego narody przegrywają” Darona Acemoğlu i Jamesa Robinsona, którzy dowodzą w niej dość przekonująco, że właśnie to sprawne i odpowiednio „nastawione” instytucje polityczne i gospodarcze – oraz ich brak – to jeden z najważniejszych czynników decydujących o sukcesie lub porażce danego państwa. Jednym z najdobitniejszych przykładów przez nich przytoczonych to case dwóch Korei. Ta południowa stała się krajem prężnym, innowacyjnym, gdyż  państwo działało w sposób przewidywalny i odpowiedzialny. Tymczasem Korea Północna to kraj głodu i represji, bo tam instytucja państwa wygląda zupełnie inaczej.

Czy rasa ma znaczenie?

Niezwykle ważne są te fragmenty książki Sowella, które dotyczą dwóch potencjalnych czynników wywołujących nierówności: genetyki i dyskryminacji ze względu na rasę. Pamiętajmy, że napisał ją czarnoskóry ekonomista, urodzony w 1930 roku w USA i tamże wychowany – pierwsze trzydzieści lat jego życia przypadło na okres tzw. segregacji rasowej. Tymczasem w wielu miejscach swojej publikacji przekonuje on, że ani genetyka, ani dyskryminacja nie są potrzebne, żeby wyjaśnić skośne wyniki, i nie są też wystarczające. Nie oznacza to, że geny i dyskryminację należy po prostu wykluczyć jako możliwe czynniki wyjaśniające dysproporcje, pisze Sowell, jednak bez twardych dowodów ich rola pozostaje niesprawdzoną hipotezą. Podkreśla on, że czynniki te dominują w myśleniu o nierównościach – a dokładniej, w procesach myślowych próbujących objaśniać nierówności – bo są po prostu pewnego rodzaju z góry przyjmowanym przekonaniem, dominującym od długiego już czasu.

Thomas Sowell, Dyskryminacja i nierówności

Tutaj jednak przywołać trzeba uwagi krytyczne, jakie poczyniła prof. Jennifer Doleac, ekonomistka z Texas A&M University. Zwraca ona uwagę, że Sowell nie dyskutuje na łamach swojej książki faktu, iż losowa dystrybucja warunków wstępnych nie dałaby wyników, które są skorelowane z cechami takimi, jak rasa. Fakt, że czarnoskórzy mieszkańcy USA mają mniejsze sukcesy niż biali, sugeruje, że warunki wstępne różnią się w zależności od rasy. Niektórzy twierdzą, że jest to spowodowane przez różnice w układzie genetycznym. Sowell nie odnosi się do tego argumentu, a tak naprawdę dąży do zapewnienia alternatywnego wyjaśnienia. Ale jeśli wyniki są skorelowane z rasą, to nieodzownie oznacza, że warunki wstępne do osiągnięcia sukcesu życiowego muszą być dystrybuowane w sposób skorelowany z rasą. Takie wyniki nie mogą być przypadkowe, a przekonanie Sowella – że różnice w osiągnięciach między przedstawicielami poszczególnych ras są spowodowane losowym zrządzeniem – jest przedziwne, gdyż wydaje się ignorować rzeczywistość, a także dlatego, że nie wydaje się konieczne dla argumentacji, która występuje w jego rozumowaniu, na kartach jego książki – wskazuje Texas A&M University.

Problemowi dyskryminacji poświęca Sowell cały rozdział. Wychodzi od opisania znaczenia dyskryminacji oraz od próby zrozumienia jej przyczyn. Próbuje oszacować również koszty dyskryminacji, oczywiście w kontekście jej rozmiaru i dotkliwości, w zależności od momentu historycznego oraz regionu czy państwa. Rozważa również m.in. kwestię tego, jaki rodzaj dyskryminacji w najprostszy i najbardziej bezpośredni sposób może się przyczyniać do powstawania i rozwijania nierówności. Co oczywiste, w tych rozważaniach poczesne miejsce zajmuje RPA w czasach apartheidu. Sowell analizuje również instytucjonalne zachęty i ograniczenia w zakresie zjawiska dyskryminacji.

Osobny rozdział poświęca Sowell problematyce szeroko pojmowanej segregacji. Zwraca uwagę, że istnieje spontaniczna autosegregacja (ludzie lubią przebywać z podobnymi sobie), ale także narzucona segregacja (dotycząca osiedlania się i segregacja społeczna). Przypomina, że termin ten automatycznie kojarzony jest z rasą czarną, ale wcześniej stosowana ona była w odniesieniu do Żydów (getta w Europie czy Rosji) oraz do Chińczyków (ograniczenia w ich osiedlaniu się w krajach południowo-wschodniej Azji). Sowell przybliża również kwestię desegregacji i prezentuje różne jej typy. Co ciekawe, w zakresie dyskryminacji społecznej, wyróżnia on dwa rodzaje dyskryminacji, jednak nie chcąc zdradzać w niniejszym tekście wszystkich szczegółów publikacji, zachęcamy po prostu do zapoznania się z nią.

Jest to tym bardziej wskazane, że jest ona klarowanie napisana, wolna od typowo naukowego, sztywnego stylu. Co więcej, Sowell nie stroni od różnego rodzaju ciekawostek, które ubarwiają lekturę. Mało kto wie, jak pokrętne i wymagające bywa w post-segregacyjnych czasach amerykańskie prawo. Na przykład przez 15 lat toczył się proces, w którym sieć sklepów Sears była oskarżona o dyskryminację ze względu na płeć. Firma ta wydała 20 mln USD na obsługę prawną, a oskarżający ją rząd USA nie musiał powoływać na świadka nawet jednej kobiety pracującej w którymkolwiek z setek sklepów Sears, gdyż do kontynuowania procesu wystarczały… różnice statystyczne między firmą a rywalami z branży handlowej. Ostatecznie firma Sears wygrała w sądzie apelacyjnym.

Kontrowersyjne „rozwiązania” rządowe

Jednymi z najbardziej kontrowersyjnych fragmentów książki Sowella są te, w których ekonomista ostrzega przed interwencjonizmem rządu mającym na celu zmniejszanie różnic, zauważając, że takie interwencje często mają niezamierzone konsekwencje pod postacią niezbyt przyjemnych skutków ubocznych. Sowell ironicznie bierze te wszystkie przykłady interwencjonizmu w cudzysłów, określając je jako „rozwiązania”.

Jednym z ciekawszych podanych przez niego przykładów jest mieszkalnictwo w USA. Rząd USA uruchomił kilka dekad temu program przesiedleń, którego celem była desegregacja dzielnic. Za sprawą tegoż programu czarnoskórzy z kryminogennych osiedli komunalnych zostali przeniesieni do dzielnic klasy średniej, a tam napotkali zdecydowany opór mieszkańców – wskazuje Sowell. Szczególnie niezadowoleni byli przedstawiciele czarnej klasy średniej, którzy kosztem wieloletnich wyrzeczeń zdołali się wyprowadzić z rodzinami z gett, gdzie byli skazani na sąsiedztwo dysfunkcyjnych i niebezpiecznych osobników, których rząd postanowił ulokować w ich nowym miejscu zamieszkania – zwraca uwagę Sowell.

Jednak poglądy anty-interwencjonistyczne Sowella w zakresie zwalczania segregacji i nierówności wzięła na tapet i poddała krytyce wspomniana już prof. Jennifer Doleac. Większość ekonomistów zgodziłaby się z Sowellem w kwestii jego definicji dyskryminacji i potencjalnych niezamierzonych konsekwencji interwencji rządu. Ale wielu – w tym ja – nie zgodzi się z nim co do obecnego stanu dowodów i jego wniosków w odniesieniu do polityki socjalnej. Moja interpretacja istniejących dowodów jest taka, że interwencja rządu może przybliżyć nas do realizacji ważnych celów społecznych i sprawić, by rynki działały bardziej efektywnie. Jednak możliwość wystąpienia niezamierzonych skutków ubocznych jest realna i powinna skłonić nas do zastanowienia się, co jest przyczyną różnic, które chcemy zmniejszać, oraz do zaprojektowania programów (typów interwencji), które będą ukierunkowane na te podstawowe przyczyny oraz do rygorystycznej oceny wdrażanej polityki społecznej, aby upewnić się, że przynosi ona korzyści, na które liczyliśmy – stwierdza Doleac.

Liczby kłamią, historia uczy

Niezwykle ciekawy jest rozdział zatytułowany „Świat liczb”. Sowell pokazuje w nim, że statystyka to miecz obosieczny, który może dużo wyjaśnić, ale też wprowadzać w błąd – nawet jeśli nie samymi liczbami, to słowami opisującymi to, co te liczby wyrażają. Liczby mogą również wprowadzać w błąd nie dlatego, że w nich lub w słowach je opisujących tkwi nieusuwalny błąd, lecz z powodu z góry przyjętych założeń co do norm, z którymi owe liczby są porównywane. Dlatego właśnie odwieczny błąd założenia, że równomierny lub losowy rozkład wyników to stan, którego należy oczekiwać, o ile wyeliminuje się komplikacje takie jak geny czy dyskryminacja, może sprawiać, że wiele statystyk pokazujących nierówne rezultaty uważa się za dowód na występowanie jakiegoś poważnego błędu w świecie rzeczywistym, a nie na to, że poważny błąd tkwi w założeniach dotyczących norm, z którymi porównuje się te rezultaty – stwierdza Sowell. Brak jest przekonujących dowodów logicznych i empirycznych na to, że należy oczekiwać jednakowych lub losowych rezultatów wśród jednostek, grup, instytucji lub narodów – dodaje.

Historia pozwala nam bardzo wiele się nauczyć, będąc podstawą przyszłej mądrości wysnutej z błędów i zaniechań rodzaju ludzkiego w przeszłości – tak powiedział niegdyś filozof Edmund Burke, a przypomina to w podsumowaniu Sowell. Być może najbardziej krzepiące w przeszłości jest to, że można w niej znaleźć niezliczone przykłady całych społeczeństw, które w jakimś okresie nie dotrzymywały kroku innym, by następnie ich prześcignąć i znaleźć się w czołówce twórców cywilizacyjnych osiągnięć – zastanawia się czarnoskóry ekonomista. Podkreślając na zakończenie, niejako na pocieszenie, że nierówności co prawda występują cały czas, ale liderzy i maruderzy potrafią się zmieniać.

Inne wpisy tego autora

Quo vadis, pecunia?

Nadchodzą wielkie zmiany w światowych finansach, które będą miały przełożenie i na życie gospodarcze, i społeczne oraz na politykę. Nowe technologie przekształcą pieniądz nieodwracalnie, ale

Czekając na praworządność

Nawet po ewentualnym zwycięstwie dzisiejszej opozycji, nie dojdzie do „przywrócenia” praworządności, bo jej nigdy w III RP nie było, w takim znaczeniu, jakie pojęciu temu