Wszyscy żyjemy na państwowym garnuszku. I chcemy z niego więcej

Doceniasz tę treść?

Nie ograniczałbym określenia homo plus jedynie do beneficjentów transferów socjalnych. Klientami publicznego dealera jesteśmy już wszyscy – pisze w najnowszym felietonie dla Obserwatora Gospodarczego Piotr Palutkiewicz.

Wytworzyliśmy nowy, równoległy wolny rynek. Wolny rynek w konkurowaniu o zasoby i decyzje rządzących. Konsumenci i firmy zabiegają o rosnące środki z budżetów publicznych, próbując jak najwięcej z tego worka wycisnąć dla siebie.

 

To nie jest czas dla liberałów

To nie jest czas dla liberałów. W nadchodzących wyborach z trudem szukać haseł wolnorynkowych na sztandarach przekazów partyjnych. Tyle dobrego, że kapitalizm nie jest już przyrównywany do demona, tak jak kilka kampanii parlamentarnych temu, gdy liderzy głównych partii wyzywali się od liberała, jakby miało to stanowić obelgę wobec oponenta politycznego.

Poszlaki antyliberalizmu odnaleźć jednak można w pochodnych głównych przekazów partyjnych. Wszakże to hasło „prywatyzacji”, a w zasadzie antyprywatyzacji stało się pierwszym pytaniem referendalnym.

„Czy popierasz wyprzedaż majątku państwowego podmiotom zagranicznym, prowadzącą do utraty kontroli Polek i Polaków nad strategicznymi sektorami gospodarki?” – pyta złowrogo suwerena jego demokratycznie wybrany przedstawiciel. Straszenie liberałem wciąż więc jest żywe.

Jak pisze w swoim ostatnim tekście na łamach niniejszego portalu Jerzy Wysocki:

Niezależnie, jak skończy się ten wyścig na Wiejską »w niedzielę wybierzemy socjalizm«. Tekst o takim właśnie tytule napisałem niemal dokładnie osiem lat temu, sprawdził się i nadal pozostaje aktualnym. Pogoda w polityce wbrew pozorom jest constans. To czas liberalnego ochłodzenia.

I ma rację. A antyliberalizm to trend ogólnoświatowy.

To nie jest prawdziwy wolny rynek

Przyjrzyjmy się mistrzom demagogii współczesnego jeszcze demokratycznego świata. Orbán na Węgrzech, czy Erdoğan w Turcji w zręczny sposób żonglują hasłami i działaniami z katalogu opieki socjalnej, czy ręcznego sterowania procesami gospodarczymi. Takie nazwiska źle się kojarzą, prawda? To spójrzmy na politykę Unii Europejskiej. Czy znajdziemy tu elementy wolnego rynku? Dobrze pamiętam, gdy podczas prac nad opinią na łamach Europejskiego Komitetu Społeczno-Ekonomicznego użycie w dokumencie określenia „wspierania wolnego rynku” spotkało się z oburzeniem i szerokim oporem członków unijnego organu. W ramach kompromisu zgodzono się na „wspieranie społecznej gospodarki rynkowej”. Wszystkie polityki unijne mają jeden wspólny mianownik. Regulacyjnego sterowania procesami społecznymi i gospodarczymi. To nie jest prawdziwy wolny rynek.

 

Cały felieton dostępny jest TUTAJ.

Inne wpisy tego autora

Ze 100 zł brutto podatki zabierają aż 60 zł

– W ostatnim czasie Państwo zaczyna patrzeć na podatki dochodowe mniej chciwym okiem. Udział podatków dochodowych rośnie oczywiście w budżecie, ale proporcjonalnie – spada –