To zawsze brzmi atrakcyjnie, gdy polityk mówi: „zamierzam przestawić rząd na zasady biznesowe”. W praktyce jest to czysta fantazja. Z Lawrence’em W. Reedem rozmawia Sebastian Stodolak.
Obecne sondaże na to wskazują, ale polityka zmienną jest i wszystko może się zdarzyć. Według mnie wysoce prawdopodobne jest jedno: zwycięży osoba, którą nominują republikanie. Niezadowolenie z rządów Bidena jest duże i wciąż rośnie, a nie sądzę, żeby warunki gospodarcze i wydarzenia na świecie działały na jego korzyść w przyszłym roku. Ponadto jego wiek zaczyna być coraz większą przeszkodą. Trudno sobie wyobrazić, jak za rok będzie zachowywał się w debatach. Biden jest już po prostu za stary na prezydenturę.
Publicznie demokraci, jak nakazuje zwyczaj, deklarują poparcie dla startu Bidena. Prywatnie są zaniepokojeni, że nie wygra, a do tego jeszcze nie udźwignie ciężaru kampanii. Nie wykluczam jednak, że do wyścigu o nominację demokratów dołączy wkrótce gubernator Kalifornii Gavin Newsom. Obecnie popiera kandydaturę Bidena, ale jest bardzo aktywny, widać go ciągle w mediach, jakby chciał utrwalić swoje nazwisko w głowach potencjalnych wyborców. Nie jestem jego fanem, byłby pewnie równie złym prezydentem co Biden, ale ma więcej energii i potencjalnie większe szanse na zwycięstwo.
Zgadzam się. Nie ma wielkiego przywódcy, osoby z wizją. Politycy uwielbiają poruszać się wydeptanymi, bezpiecznymi szlakami. Żaden z obecnych kandydatów nie ma pomysłu, jak rozwiązać naprawdę ważne problemy, np. kwestię rozbuchanych wydatków federalnych. A mamy przecież 34 bln dol. długu publicznego i prawie 2 bln dol. deficytu budżetowego. Politycy boją się tej tematyki jak ognia. Nawet jeśli wielu republikanom nie podoba się osobowość Trumpa, to doceniają, że jako prezydent zrobił to, co obiecał. Amerykanie byli wielokrotnie rozczarowani politykami, którzy zapowiadają jedno, a podczas sprawowania urzędu zachowują się zupełnie inaczej. Według mnie Trump zrobił kilka dobrych rzeczy. Sędziami Sądu Najwyższego mianował ludzi wiernych wartościom konstytucji USA, był twardy wobec terrorystów. Niestety nie miał planu cięć wydatków budżetowych.
Tak myślę. Trump robi wszystko, aby strzelić sobie w stopę. A żeby polityk mógł realizować swój program, musi zjednywać sobie ludzi, a nie polaryzować. Vivek Ramaswamy to ciekawy kandydat, świetnie punktujący szalejącą w USA ideologię woke, ale nie ma żadnego doświadczenia politycznego.
Pomagać Ukrainie należy, pytanie: jak? Moim zdaniem republikanie stawiają uzasadnione pytania dotyczące sposobu pomagania. Czy pieniądze, które wydajemy na Ukrainę, są wykorzystywane zgodnie z wyznaczonym celem? Gdy słyszy się o skali korupcji w tym kraju, można mieć wątpliwości. Nasza polityka wsparcia powinna opierać się na regule, w myśl której każdy dolar dla Ukrainy byłby pozyskiwany z cięć w wydatkach federalnych.
Dlaczego? Wystarczy, by nowy przywódca ogłosił, że rząd zamyka zbędny i marnotrawny Departament Edukacji, który przecież nie istniał do czasów prezydenta Jimmy’ego Cartera. Albo że kończy z subsydiowaniem bogatych, prywatnych firm. Na dotacje dla korporacyjnej Ameryki wydajemy 90 mld dol. rocznie. Oczywiście firmy nie byłyby z cięć zadowolone, ale obywatele mogliby temu przyklasnąć.
Tak, to szaleństwo. Dlatego mówię, że zmiany wymagają nowego lidera. Jeśli pomoc dla Ukrainy jest naprawdę ważna, to bądźmy dorośli i ustalmy priorytety wydatkowe. Wyjmijmy skalpel i wytnijmy dla niej odpowiednie kwoty, zamiast dorzucać nowe wydatki. Obecnie są one o 3,5 bln dol. wyższe niż cztery lata temu.
Tak chyba właśnie jest.
Nikt nie zdefiniował tego, dlaczego i na jakich zasadach Ameryka ma pomagać innym. Może chodzi o to, że politycy dostrzegają znudzenie wyborców tematyką Ukrainy, a konflikt na Bliskim Wschodzie silniej angażuje emocje Amerykanów? Zdecydowanie więcej wyborców popiera pomoc Izraelowi. Wielu nie wie nawet, gdzie leży Ukraina.
Cały wywiad można przeczytać TUTAJ.