Stwierdzenie, że system emerytalny trzeba zreformować, by odpowiadał zmianom demograficznym (starzeniu się społeczeństwa, niskiej dzietności i kurczeniu się klasy produktywnej), stało się już komunałem. Ten artykuł nie dotyczy jednak przyszłości ZUS, lecz przyszłości młodych osób, które dopiero wchodzą na rynek pracy i zwykle się nie zastanawiają, jak będzie wyglądać ich emerytura. A jeśli w ogóle myślą o tak odległej perspektywie, to w sposób naiwnie optymistyczny: „Jestem młody, silny i inteligentny. Jakoś sobie poradzę…”.

Błąd. Wiemy już dobrze – obserwując dzisiejszych emerytów zaskoczonych tempem przemian wokół nich – czym się kończy brak namysłu i planowania przyszłości. Nic też nie wskazuje na to, by w ciągu najbliższych 40 lat starość przestała wiązać się z chorobami, ze zniedołężnieniem i z niespodziewanymi wypadkami. Co jeśli w wieku 70 lat nie będę samowystarczalny i nie będę miał zasobów, by sobie pomóc?

Świat bezalternatywny

Porównywanie niepewności, z którą mierzą się różne pokolenia, jest obarczone błędem pomiaru i subiektywnej oceny tego, kto dokonuje porównania. Ale i tak warto. Ekonomiści behawioralni przekonują, że wyzwania codzienności rozwiązujemy za pomocą tzw. reguły kciuka (rule of thumb), czyli zakorzenionych bardziej w doświadczeniu niż w teorii sposobów rozumowania. Ot, po prostu „chłopski rozum”.

Jeśli faktycznie rzeczywistość staje się coraz bardziej skomplikowana, przydatność „chłopskiego rozumu” będzie maleć tym szybciej, im dalszą przyszłość będzie rozważał.

Spójrzmy na dzisiejszego początkującego emeryta. Jakie obszary niepewności mógł dostrzegać w wieku 20 lat, stosując regułę kciuka? Mówimy o Polaku, który swoją karierę zawodową rozpoczynał na początku lat 80. XX w., gdy emeryci – tak jak dzisiaj – żyli ze świadczeń (do lat 70. XX w. nie było to u nas możliwe). Musiał się wtedy mierzyć z potężnymi niedoborami na rynku i spadkiem dochodów realnych, jako że PRL wchodziła właśnie w kryzys gospodarczy i okres wysokiej inflacji, wywołany m.in. przeinwestowaniem za rządów Edwarda Gierka. Nie napawało to naszego przyszłego emeryta optymizmem. O ile ktoś spodziewał się zmian na lepsze, to wciąż oczekiwania były formułowane w ramach uznawanych za niezmienne: ustroju socjalistycznego i geopolitycznej zależności od Moskwy.

Nadzieja rozbudzana takimi wydarzeniami jak wybór Polaka na papieża była szybko tłumiona pałką Milicji Obywatelskiej. Transformacji ustrojowej i awansu cywilizacyjnego spodziewała się może garstka marzycieli i ekscentryków. Ogół Polaków był skazany na kombinowanie, aby przetrwać kolejne dni.

Rzadko kto mógł też planować emigrację i stare lata na Zachodzie. Nie tylko z powodu problemów z otrzymaniem paszportu. Wyjazd i osiedlenie się za granicą kosztuje, nie mówiąc o kosztach kształcenia. Pierwsze pokolenia migrantów pracują na zmywaku, dopiero ich dzieci mogą liczyć na coś więcej. Większość młodych Polaków lat 80. żyła więc w bezalternatywnej rzeczywistości. Trudno było sensownie myśleć o tym, co będzie za 40 lat. Czas emerytury był co najwyżej postrzegany jako upragniona nagroda za lata znoju. Nagroda mizerna i krótkotrwała (oczekiwana długość życia była o około osiem lat niższa niż dzisiaj), ale zawsze jakaś. Niepewność przyszłości tłumiło poczucie stabilności w szarzyźnie i próba, mówiąc Kisielewskim, urządzenia się w niej.

(…)

Cała nadzieja w nieoczekiwanym

Jak przekuć te luźne rozważania na praktykę? Czy w obliczu rosnącej niepewności da się zbudować „kapitał” zabezpieczający starość dzisiejszych młodych?

Największe nieszczęścia w historii ludzkości zwykle były niespodzianką, a większość przewidywanych katastrof nigdy się nie ziściła. Z jednej strony nie jest to szczególnie pocieszające – wraz ze złożonością świata rośnie liczba potencjalnych niemiłych niespodzianek. Ale lepszego pocieszenia nie znajdziemy, bo nasza niezdolność do przewidywania dotyczy również tego, co w naszym życiu najlepsze.

To, co najlepsze, też spotyka nas często w nieoczekiwanym czasie i miejscu. Idąc do sklepu po bułki, poznajesz miłość swojego życia, w samym środku finansowej zapaści dowiadujesz się o spadku od wuja z Ameryki albo w laboratorium przypadkiem mieszasz z sobą inne składniki, niż planowałeś, i dokonujesz przełomowego odkrycia. Może więc najlepsze przed nami?

Czarne łabędzie, nieoczekiwane zdarzenia o potężnych skutkach, mogą przynosić nam prezenty. Takie zrównoważone, mniej pesymistyczne spojrzenie w przyszłość sugeruje nam prof. Angus Deaton w artykule „Through the Darkness to a Brighter Future” (Przez ciemność do jaśniejszej przyszłości): „Gdy Keynes pisał swoje «Ekonomiczne perspektywy dla naszych wnuków», czasy były ciężkie, a przyszłość jawiła się ponuro. Przestrzegał czytelników, by nie mylili perspektyw krótkoterminowych z długoterminowymi, zapewniając, że te drugie prezentują się dobrze” – pisze Deaton. Zaznacza jednak, że obecne problemy „strukturalne” mogą być trwalsze i głębsze niż te, z którymi mierzył się świat w 1930 r.

Lynda Gratton i Andrew Scott w fascynującej książce „100-letnie życie. Codzienność i praca w erze długowieczności” wychodzą z założenia, że perspektywy przed rodzącymi się dzisiaj ludźmi są jakościowo odmienne od tych, które roztaczały się przed nami. Średnia oczekiwana długość życia będzie raczej rosnąć i zbliży się do 100 lat. Wraz z nią poprawi się jakość życia seniorów (postęp medyczny), co z kolei przełoży się na całkiem inną strukturę życia. Trzyetapowy jego przebieg: edukacja–praca–emerytura pójdzie w niepamięć. Ludzi czekają wielokrotne zmiany ścieżek zawodowych, poprzedzone powrotami do nauki. Rozmyje się też tradycyjne pojęcie emerytury jako zapewnianej przez kogoś (państwo, firmę). Autorzy zwracają uwagę, że zdolność do zarządzania własnymi pieniędzmi będzie kluczowa, aby zapewnić sobie długie życie. A dzisiejsi emeryci nie są dobrym wzorem do naśladowania: 70 proc. z nich żałuje, że wcześniej nie oszczędzała więcej.

Młody człowiek musi więc umieć lepiej niż wcześniejsze pokolenia kontrolować swoje impulsy i wykształcić zdolność do odsuwania nagrody w czasie. Niewykluczone, że w obliczu rosnącej niepewności jutra nie ma dzisiaj gotowych sposobów zabezpieczenia swojej emerytury, ale można wypracowywać ogólną życiową odporność. „Prace nad zrozumieniem problemów z samokontrolą stanowią dziś ważny obszar badań. Można to sobie wyobrazić jako szamotaninę między różnymi częściami mózgu. Płaty przedczołowe mózgu stanowią stosunkowo nowe udoskonalenie (obszar ten rozwinął się 150 tysięcy lat temu). To dzięki nim ludzie różnią się od innych zwierząt. Odgrywają kluczową rolę w opartym na rozumowaniu procesie poznawczym i odpowiadają za zdolność długoterminowego planowania. Ta niedawno rozwinięta racjonalna strona mózgu ulega często tej najstarszej – układowi limbicznemu, odpowiedzialnemu za emocjonalne, instynktowne reakcje” – piszą Lynda Gratton i Andrew Scott. Możliwe, że oznacza to powrót do praktykowania klasycznych cnót, takich jak roztropność, sprawiedliwość czy umiarkowanie. Być może to one przygotują nas na odległą przyszłość.