23 lutego 2023 r. – w Światowym Dniu Walki z Depresją – portal Ciekaweliczby.pl zamieścił niepokojący wpis. Wynika z niego, że od 2013 r. rośnie w Polsce liczba prób samobójczych wśród nastolatków (13–18 lat). O ile jeszcze dekadę temu było ich 348, o tyle w 2019 r. już 905, zaś w 2022 r. aż 2008.

Policyjne statystyki pokazują, że liczba prób samobójczych wzrosła w tym okresie także w innych grupach wiekowych. W 2013 r. w całości populacji wynosiła 8575, w 2019 r. – 11 961, a w 2022 r. – 14 520. Podaję też dane z roku przedpandemicznego, by pokazać, że wzrosty miały miejsce także zanim pojawił się koronawirus – i że wszystkiego nie można zrzucić na lockdowny i izolację.

Co takiego dzieje się z Polakami i z ich zdrowiem psychicznym, że coraz częściej chcą odebrać sobie życie? Czy stoimy u progu epidemii śmierci z rozpaczy, którą diagnozują w odniesieniu do USA ekonomiści Angus Deaton i Anne Case? I czy winnym jest współczesny kapitalizm?

Zaraza rozpaczy

Epidemia śmierci z rozpaczy jeszcze w Polsce nie wybuchła. Deaton i Case, opisując ją w USA, odnoszą się do trzech przyczyn zgonów: samobójstw, przedawkowania narkotyków oraz związanej z nadużywaniem alkoholu marskości wątroby.

W Polsce, nawet jeśli próby samobójcze są dziś częstsze, to nie rośnie liczba zgonów samobójczych. Utrzymuje się ona od lat na poziomie 5–6 tys. rocznie, przy czym tendencja jest nawet spadkowa. Nie rośnie też liczba przypadków śmiertelnego przedawkowania narkotyków, oscylując wokół 200 rocznie. Jeden wskaźnik niepokoi: śmierci związane ze spożyciem alkoholu. Z pracy „Alcohol-Related Deaths in Poland During a Period of Weakening Alcohol Control Measures”, biorącej pod lupę 25 różnych przyczyn zgonów, które można w całości powiązać z alkoholem, wynika, że o ile w 2002 r. śmiertelność z nim związana wyniosła wśród mężczyzn 3256 osób (13,9 na 100 tys. mieszkańców), o tyle w 2017 r. było to już 7604 osoby (28 na 100 tys.). W przypadku kobiet było to 429 osób (1,7 na 100 tys.) w 2002 r. i 1879 osób (6,4 na 100 tys.) w 2017 r.

Świeższych danych zgodnych z metodologią tego badania nie ma, ale od 2017 r. konsumpcja alkoholu na głowę mieszkańca nie rośnie (ok. 9,7 l czystego spirytusu rocznie), więc można mieć nadzieję, że nie zwiększa się także liczba zgonów alkoholowych. Chociaż dostępne dane o śmiertelności pozwalają stwierdzić, że mamy obecnie w Polsce do czynienia raczej z epidemią rozpaczy niż z epidemią śmierci z rozpaczy, to jednak dane z innej dziedziny skłaniają do obaw, że i u nas wrota piekieł powoli się otwierają. Coraz więcej Polaków boryka się z różnego rodzaju schorzeniami psychicznymi, zwłaszcza z depresją, a takie przypadłości psychiczne mogą mieć opłakane skutki.

Z opublikowanego w lutym badania UCE Research i platformy ePsycholodzy.pl wynika, że przynajmniej 1 z 10 objawów charakterystycznych dla depresji odczuwa 72,8 proc. Polaków, o 11,4 pkt proc. więcej niż jeszcze rok temu. Same objawy to jeszcze nie choroba, ale mogą wskazywać, że dzieje się coś, co – bez odpowiedniej reakcji – może się w chorobę zamienić. Rośnie także liczba konsultacji psychologicznych oraz psychiatrycznych. Z udostępnionych jesienią 2022 r. danych TU Zdrowie wynika, że w pierwszym półroczu 2022 r. wzrosła ona o 40 proc. w porównaniu do tego samego okresu 2021 r.

Z całą pewnością istotne dla pogorszenia się samopoczucia psychicznego są pandemia, wojna w Ukrainie i spadający poziom życia, ale nie da się w ten sposób wyjaśnić całości problemu. Już w 2019 r. portal Abczdrowie.pl. donosił: „8 mln Polaków ma zaburzenia psychiczne, a rocznie 1,5 mln trafia do szpitali psychiatrycznych” oraz że „od 1990 do 2017 r. wskaźnik rozpowszechnienia zaburzeń psychicznych, które zostały zarejestrowane, wzrósł o 119 proc. w opiece ambulatoryjnej i o 50 proc. w opiece stacjonarnej”.

Deaton i Case w książce „Śmierci z rozpaczy i przyszłość kapitalizmu”, za słynnym XIX-wiecznym socjologiem Émile’em Durkheimem, zauważają, że aby rozwijały się depresja i uzależnienia prowadzące do śmierci z rozpaczy, muszą istnieć po temu warunki. Sprzyjać musi temu kultura, wartości społeczne i instytucje. Ich zdaniem tak właśnie jest w USA. Wskazują, że najczęściej w rozpacz prowadzącą do śmierci popadają biali Amerykanie w wieku średnim bez dyplomu uczelni wyższej.