Na rynku pracy zachodzi proces, który odmieni go bardziej niż wynalezienie maszyny parowej przez Watta i umasowienie produkcji przemysłowej przez Forda.
Czy bylibyście w stanie pracować w fabryce 12 godzin dziennie przez sześć dni w tygodniu, z jedną 30-minutową przerwą? Na dodatek w takim hałasie, że musielibyście się nauczyć czytać z ust, żeby zrozumieć, co chce powiedzieć wam kolega. W temperaturze prawie 30 st. C, bez klimatyzacji, a nawet możliwości otwarcia okna, za to z ryzykiem złapania choroby płuc. I z przełożonym, który obcinałby pensję za najmniejsze uchybienie. Zakładam, że wasza odpowiedź brzmi „nie”.
A jednak gdybyście żyli w drugiej połowie XIX w. w miastach Europy i USA, prawdopodobnie nie mielibyście wielkiego wyboru. Taka praca może byłaby nawet szczytem marzeń w porównaniu z beznadzieją głodującej wsi. Na szczęście od tamtego czasu sporo się zmieniło. W wyniku przełomów technologicznych, prowadzących do wyższej produktywności, płace poszły w górę, standardy pracy się poprawiły, a liczba przepracowywanych godzin zmalała. Wraz z wynalezieniem komputera zmiany te stały się jakościowe. Znajdujemy się u zarania ery nowej klasy robotniczej, opartej już nie na sile mięśni, lecz umysłu. Chodzi o programistów.
Wielka transformacja
W 2017 r. Clive Thompson pisał na łamach czasopisma „Wired”, że „następnym wielkim zajęciem dla niebieskich kołnierzyków jest programowanie”. Thompson zasugerował, że szeroko rozumiane zawody informatyczne wraz z postępującą automatyzacją niemal całkowicie mogą zastąpić pracowników fizycznych. Nie nastąpi więc żadna „deindustrializacja”, lecz przeprogramowanie pracy.
Właściwie każde zadanie wykonywane przez robotników gospodarki fordystowskiej ma cyfrowy odpowiednik w gospodarce opartej na wiedzy. Podczas gdy robotnik fizyczny układa towar przy linii montażowej, robotnik programista projektuje software dla maszyn wyręczających przy linii człowieka. Robotnik fizyczny kontroluje na bieżąco jakość wykonania produktu, a w świecie cyfrowym robi to robotnik tester aplikacji, który sprawdza ich funkcjonalność i wydajność. Robotnik fizyczny naprawia i konserwuje maszyny, zaś robotnik informatyk dba o jakość sieci telekomunikacyjnej, aktualizuje oprogramowanie i rozwiązuje doraźne problemy. Robotnik fizyczny transportuje i magazynuje towary, z kolei robotnik specjalista od big data zbiera i analizuje dane, niezbędne do produkcji i dystrybucji.
W 2019 r. Thompson wydał książkę „Coders: the Making of a New Tribe and the Remaking of the World” („Programiści: powstanie nowego plemienia i budowanie świata na nowo”), w której dowodzi, że programowanie nie będzie tylko zajęciem dla geeków komputerowych, lecz stanie się podstawową kompetencją na rynku pracy. „Prawdopodobnie będziemy świadkami szybkiej przemiany programowania w umiejętność, którą wielu wykształconych dorosłych, a być może większość, po prostu musi w jakimś stopniu posiadać. Do tej pory królował obraz zakapturzonych młodych koderów pokroju Zuckerberga, tworzących aplikacje, mające według nich «zmienić świat»” – pisze Thompson, dodając, że wszystko zmierza do tego, aby informatycy mieli przede wszystkim stabilne, wysokiej jakości miejsca pracy. Ci nowi cyfrowi robotnicy będą tworzyć tkankę nowej klasy średniej. Choć nie osiągną statusu multimilionerów, będą świetnie zarabiać, a ich praca będzie satysfakcjonująca intelektualnie.
Czy faktycznie każdy ma potencjał, aby zostać programistą?
Programować każdy może
Programiści zwykle kojarzą się z błyskotliwymi inżynierami z Doliny Krzemowej albo – dla kontrastu – „panem od informatyki”, który uczył nas obsługi komputera. Programować prawdopodobnie może każdy, choć wiadomo, że nie wszyscy będą to robić równie dobrze. Jak czytamy w artykule „What is the Average IQ of a Software Developer?”, iloraz inteligencji programistów plasuje się między 93 a 129 pkt – dla całej populacji zakres ten wynosi 85–115. Nie jest więc do końca tak, jak się często słyszy, że programista powinien być umysłem ścisłym, doskonale znać język angielski i mieć znakomite umiejętności matematyczne. Próg wejścia nie jest aż tak wysoki.
Poza tym nieco wyższa niż średnia inteligencja programistów może być związana z tym, że na początku rozwoju komputerowej profesji faktycznie interesowały się nią osoby bardziej uzdolnione. Jednak wraz z upowszechnieniem się programowania wskaźnik IQ w tej grupie zawodowej będzie spadać w kierunku średniej. Nie bez znaczenia dla tempa tego procesu będzie postęp w dziedzinie sztucznej inteligencji (AI). Wbrew ocenom pesymistów AI zwiększa rynek nowych technologii, a co za tym idzie – popyt na umiejętności programistów. Ich praca staje się też coraz łatwiejsza dzięki AI, która pomaga w generowaniu kodu.
Uśrednienie będzie dotyczyło także wynagrodzeń. W Polsce programista może dziś liczyć na zarobki powyżej średniej (wynosi ona ok. 7 tys. zł). Mediana zarobków początkujących koderów (junior) to – według danych ze strony Benchmark.pl – ok. 7,5 tys. zł brutto, w przypadku bardziej doświadczonych (mid) – 14,5 tys zł brutto, a najbardziej doświadczonych (seniorów) – 21 tys. zł brutto. Tak wysokie stawki to efekt olbrzymiego deficytu informatyków na rynku pracy. W Polsce jest ich obecnie ok. 600 tys., a na podstawie liczby ogłoszeń o pracę na portalach internetowych można szacować, że potrzeba kolejnych 150–300 tys.
W miarę zasypywania luki zarobki programistów będą spadać, ale i tak pozostaną wyjątkowo wysokie na tle wynagrodzeń w pracy „starego typu”, zwłaszcza fizycznej.
A jesteśmy dopiero na początku przeniesienia pracy z fabryk do laptopów. Portal statista.com podaje, że w przyszłym roku na całym świecie będzie 28,7 mln programistów. Inne szacunki mówią, że do 2030 r. ich liczba skoczy do 45 mln. To dużo, ale wciąż niewiele w porównaniu z armią ludzi pracujących w przemyśle. Statista.com podaje, że w 2021 r. było to ok. 753 mln osób. Z kolei pracowników usług jest aż 1,6 mld (reszta z ponad 3 mld globalnej siły roboczej to rolnicy).
Liczba programistów rośnie szybko, ale nie tak szybko, żeby zmiana, o której piszę, zaszła za 20 lat czy nawet 30 lat. Należy raczej oczekiwać, że rozciągnie się na cały XXI w. Świata bez pracy fizycznej doświadczą dopiero nasi wnukowie, a w najlepszym razie dzieci. Oczywiście po drodze może zdarzyć się coś, co tę zmianę istotnie przyśpieszy – tak jak pandemia przyspieszyła upowszechnienie pracy zdalnej i hybrydowej (przed koronawirusem wykonywało ją w Polsce poniżej 10 proc. całej siły roboczej, obecnie – ok. 28 proc.) Możliwe, że odpowiednikiem pandemii będzie skokowy postęp w rozwoju sztucznej inteligencji, napędzającej automatyzację przemysłu.
(…)
Cały artykuł można przeczytać TUTAJ.