Doradza pan rządowi Arabii Saudyjskiej.
Tak. Jestem doradcą w ministerstwie gospodarki i planowania w ramach G20 Development Working Group. To taki parasol nad kilkoma grupami, których wspólnym celem jest pomoc krajom o niskim dochodzie i rozwijającym się.
Polski ekonomista doradza Saudom. Jak to się stało?
Zadzwonili do mnie pewnego pięknego dnia. Akurat byłem wtedy w Singapurze i zbliżał się 2020 r., w którym Królestwo Arabii Saudyjskiej miało przewodniczyć G20. Potrzebowali doradcy. Byli szczególnie zainteresowani tym, jak wspierać finansowanie zrównoważonego rozwoju i jak zwiększać globalne regionalne „connectivity”, czyli systemy komunikacji i transportu, od kolei i samolotów po telekomy. Saudyjczycy przyznali Grupie wysoki status, mianując na przewodniczącą księżniczkę Haifę al-Mogrin, obecnie przedstawicielkę Arabii Saudyjskiej w UNESCO.
Nie miał pan momentu zawahania, gdy podejmował pan pracę dla saudyjskiego rządu? Nie ma on, mówiąc delikatnie, najlepszej reputacji.
Ale to jest historia!
Historia?
Ten kraj się bardzo szybko zmienia. Wylądowałem tam we wrześniu 2019 r. Wtedy były jeszcze piętra w biurowcach, gdzie wstęp był tylko dla kobiet, sekcje w restauracjach tylko dla kobiet i rodzin. Minął rok i nastąpiła właściwie pełna integracja. Gdy dzisiaj obok mnie w biurze siedzi dziewczyna, która nie ma zakrytej twarzy, nikogo to już nie dziwi. Kobiety samotnie spacerują po bulwarze. Oczywiście wieści o tych zmianach nie rozprzestrzeniają się z dnia na dzień. Gdy moja żona leciała do mnie z USA, dwóch pracowników obsługi osobno podeszło do niej zapytać, czy aby nie pomyliła bramki, bo czekała na lot Saudi Airlines do Rijadu.
Nie ma policji religijnej?
Nie spotkałem się… Obyczajowy postęp jest niesamowity, a kobiety w szybkim tempie stają się siłą napędową rynku pracy. Rok temu stanowiły już około jednej trzeciej siły roboczej. Dziś pewnie jeszcze więcej. Pięć lat temu było 17,4 proc.
A nie jest tak, że Arabowie oddelegowali księżniczkę do zajmowania się kwestiami zrównoważonego rozwoju, dlatego że nie za bardzo ich one obchodzą, bo mają ropę?
Oni nie są głupi. Wiadomo, że popyt na ropę kiedyś spadnie. Muszą mieć jakiś model alternatywny. Poza tym pani przewodnicząca była świetna.
Dlaczego do doradzania wybrano pana?
Moja narodowość nie miała znaczenia. Wykształciłem się w USA, dokąd wyjechałem w drugiej połowie lat 80. Na Virginia Tech studiowałem ekonomię i się doktoryzowałem, potem zacząłem pracę dla Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Zajmowałem się makroekonomią, statystykami i rachunkowością systemu bankowego i finansowego, sprawami budżetowymi w teorii i w państwach Europy Środkowej i Wschodniej przechodzących transformację gospodarczą. Od naszych raportów zależała pomoc MFW dla tych krajów. Wiele z nich poza oficjalnym budżetem miało instytucje i fundusze pozabudżetowe, które mogły finansować się bezpośrednio na rynkach, co ograniczało przejrzystość i ocenę wyników gospodarczych. Po pięciu latach z działu statystycznego przeszedłem do departamentu, w którym projektowano programy stabilizacyjne i reformy strukturalne dla różnych państw. W Europie pracowałem m.in. z Łotwą, Estonią, Białorusią, Ukrainą, Armenią.