Polska gospodarka odniosła niezwykły i niedoceniany sukces w ciągu ostatnich 30 lat – teraz wydaje się, że obydwie czołowe partie są gotowe go zaprzepaścić

Doceniasz tę treść?

Temat gospodarki jest wielkim nieobecnym w polskiej kampanii wyborczej. Dzieje się tak pomimo faktu, że gospodarka była i jest największym osiągnięciem polskiej transformacji postkomunistycznej.

To zasługa wszystkich następujących po sobie rządów w Polsce w ciągu ostatnich 34 lat. A dziś, niezależnie od tego, czy wybory 15 października wygra rządząca partia Prawo i Sprawiedliwość (PiS), czy opozycyjna Koalicja Obywatelska (KO), zwycięzca ma historyczną szansę wprowadzić Polskę do elitarnej grupy najbogatszych krajów Europy – i ubiegać się o bezprecedensowy tytuł.

Niestety, czytając ich programy i słuchając ich przemówień, można odnieść wrażenie, że robią wszystko, aby zmarnować tę szansę.

Żadna z liczących się partii nie wpisała do swojego programu reform, które mogłyby zapewnić kontynuację spektakularnego tempa wzrostu gospodarczego i dobrobytu w Polsce. Wręcz przeciwnie, prześcigają się w rozdawnictwie socjalnym, zwiększaniu interwencjonizmu państwowego i regulacjach, które wykraczają nawet poza to, czego już wymaga Unia Europejska.

Obiecują hojniejsze świadczenia emerytalne, dodatki socjalne dla rodzin, dla studentów, dla osób planujących założenie rodziny, dla osób planujących zakup mieszkania, dla osób planujących wakacje. Rozdają dzieciom komputery, gwarantują rolnikom ceny skupu, a kupującym tańsze towary. Jeśli jest jakaś grupa, która nie będzie hołubiona przez polityków, to są to mali i średni przedsiębiorcy, którym Polska zawdzięcza swój wielki sukces – zarówno gospodarczy, jak i cywilizacyjny

W ciągu ostatnich trzech dekad polski PKB wzrósł o ponad 900 procent, co jest najlepszym wynikiem w historii OECD, zaraz obok Korei Południowej. PKB per capita wzrósł z 1700 dolarów w 1990 roku do 19 000 dolarów w tym roku. W 1989 r. PKB Polski wynosił zaledwie 32 procent PKB Niemiec; dziś jest to 73 procent, a różnica wciąż maleje. W ciągu zaledwie ostatnich 10 lat eksport wzrósł o 150 procent i nadal jest najszybciej rosnącym w regionie.

W ciągu ostatniego ćwierćwiecza, za każdym razem, gdy Europa Zachodnia pogrążała się w kryzysie, Polska cały czas odnotowywała wzrost, średnio o 3,7 proc. A dziś, pomimo wysokiej inflacji (12,6% w całym 2023 r.), według Eurostatu Polska jest czwartą najszybciej rozwijającą się gospodarką w Unii Europejskiej i liderem w Europie Środkowo-Wschodniej, biorąc za punkt odniesienia rok 2015.

Według MFW i Banku Światowego najbliższe lata zapewne przyniosą kontynuację tego trendu. Po prześcignięciu Grecji i Portugalii pod względem dochodu na mieszkańca, Polska wkrótce dorówna Cyprowi, Hiszpanii i być może Włochom. Niektórzy przewidują, że do 2030 r. może wyprzedzić Wielką Brytanię.

W całym tym „wyścigu” niestety nie bez znaczenia pozostaje fakt, że kilka zachodnich gospodarek nie odnotowuje wzrostu ekonomicznego lub jest on bardzo niewielki.

Ciemne plamy na skądinąd jasnej mapie polskiej gospodarki wynikają przede wszystkim z decyzji politycznych – zarówno z unijnej polityki ograniczania wzrostu, jak i z krajowego etatyzmu.

W interesującym niedawnym raporcie polskiego dziennika Puls Biznesu autorzy zwrócili uwagę, że pomimo imponującego wzrostu inwestycji zagranicznych w Polsce, obserwujemy spadek inwestycji wewnętrznych: „Jednym z największych paradoksów związanych z rozwojem gospodarczym Polski w ostatnich latach jest to, że będąc krajem o wysokich inwestycjach zagranicznych, Polska ma jednocześnie najniższą stopę inwestycji w środki trwałe w regionie”.

Paradoks ten doskonale oddaje największy problem polskiej gospodarki, jakim jest klasa polityczna, a dokładniej kłody rzucane przedsiębiorcom pod nogi przez polityków. Powodem, dla którego polskie firmy nie inwestują we własnym kraju, jest głównie niepewność związana z przepisami i nieprzejrzysty, opresyjny system podatkowy.

W ubiegłym roku Polska zajęła 36. miejsce na 37 krajów badanych w najnowszym Indeksie Konkurencyjności Podatkowej. Problem ten był wielokrotnie zgłaszany partiom politycznym przez organizacje reprezentujące przedsiębiorców, w tym Warsaw Enterprise Institute. Jednak żadna z czołowych partii politycznych nie uwzględniła tego w swoich programach wyborczych.

Inną hipotezą wyjaśniającą ten paradoks jest dominacja spółek znajdujących się pod kontrolą państwa. Przede wszystkim realizują one polityczne wymogi stawiane przez państwo, paraliżując konkurencję wokół siebie i dezorganizując po drodze wolne rynki.

Najnowszy przykład dotyczy zaniżania cen benzyny przez największego państwowego operatora paliwowego w Polsce. Firma, najprawdopodobniej pod naciskiem polityków próbujących złagodzić skutki inflacji i wzrostu cen przed wyborami, sztucznie obniżyła ceny. Cała operacja zakończyła się propagandową porażką, po tym jak okazało się, że na niektórych stacjach zabrakło paliwa.

To tylko jeden z wielu przykładów nieprzewidywalności i ryzyka powodowanego przez polityków, które częściowo tłumaczą niechęć polskich przedsiębiorców do inwestowania na własnym rynku.

Opozycja oczywiście oskarżyła rząd o nadużywanie władzy i manipulowanie cenami w celach politycznych. Prawda jest jednak taka, że tych samych nadużyć dopuścił się poprzedni rząd obecnego lidera opozycji, Donalda Tuska. Co znamienne, żadna z partii nie ma propozycji zmian systemowych – ani w zakresie prywatyzacji państwowych spółek, ani ograniczenia wpływu polityków na ich działalność.

Obie partie chcą utrzymać kapitalizm państwowy. Opozycja chciałaby tylko zmienić ludzi na kierowniczych stanowiskach w spółkach państwowych – z „ich” ludzi na „naszych” ludzi.

Na pierwszy rzut oka scena polityczna w Polsce wydaje się dość szeroka, ze zróżnicowanymi, rywalizującymi ze sobą partiami. Ale co do kwestii gospodarczych panuje osobliwy konsensus. Obie wiodące partie i wiele mniejszych oferują dalszą masową redystrybucję społeczną, brak większych zmian podatkowych, brak prywatyzacji, a być może nawet dalszą nacjonalizację.

Bez głębokich reform cud gospodarczy w Polsce nie będzie miał szans na przetrwanie. Katastrofalna sytuacja demograficzna wymaga przemyślanej polityki migracyjnej i zaangażowania przedsiębiorców, a nie ich dezaktywacji. Wymagało to prowadzenia mądrej polityki progresu, a nie europejskiego regresu. Potrzeba przemyślanych podatków, które pomogą polskim firmom konkurować na rynkach zachodnich.

Niestety, dziś jesteśmy o krok od zmarnowania historycznej szansy.

 

Tekst w wersji angielskiej ukazał się TUTAJ.

Inne wpisy tego autora

Kultury politycznej nie można nikogo nauczyć

– Kultury politycznej nie można nikogo nauczyć. Zgadzam się z tym, że to jest system, który musi wymuszać na politykach pewne zachowanie i odpowiedzialność względem