Uchwała polskiego Sejmu w sprawie rzezi wołyńskiej jest politycznym błędem. Uchwała sama w sobie nie jest zła, ani nic oczywiście nie znaczy. Sama nic nie znaczy. Ale stosunki międzynarodowe nie są punktowo statyczne. Mają pewną dynamikę, która często puszczona w ruch, zaczyna poruszać się niezależnym i własnym tempem. Przekonał się o tym ostatnio David Cameron uruchamiając antyeuropejskie nastroje, żeby Farage „nie odbszedł go od prawej strony”. Teraz Kaczyński – być może – uruchamia pewien proces, też żeby „nikt go nie obszedł z prawej strony”. Przestraszył się grupy kiboli politycznych, z których część, na nieszczęście naszego nieszczęsnego kraju – dostała się do parlamentu. Mam nadzieję, że nie skończy jak Cameron.
Ludobójstwo wołyńskie, naturalnie wymaga wyniesienia na ołtarze, ale tymczasem – nie na ołtarze polityczne. Prawda historyczna, uczczenie i hołd dla ofiar – jak najbardziej. Polityka nie. Tym bardziej przy pomocy uchwał parlamentów, filmów – od słowa, do słowa, dotarli do Lwowa… Przykro mi to pisać, ale sprawę wołyńską od 25 lat rozgrywamy jak jeden z głupszych krajów świata. Najpierw jest chowanie głowy w piasek przez 25 lat, potem nagłe podniesienie sprawy na poziom polityczny! Nie o tym jednak.
Dynamika wydarzeń geopolitycznych na świecie powoduje bowiem, że za dekadę lub dwie – Ukraina może być jedynym – obok ewentualnie Rumunii i ewentualnie Turcji – państwem zaineresowanym sojuszem z Polską. Mówmy o realnych sojusznikach, a nie krajach z 5 czołgami, 10 karabinami, które w dodatku nie chcą się bronić. Trójkąt Wyszehradzki – to jest jakiś tam show dla prawicowych lemingów, ale i oni w końcu się zorientują, że to całkowicie i absolutnie nic nie znaczy.
Pierwsze wielkie zagrożenie to rozpad Unii Europejskiej, a nawet NATO – po tym co może się za chwilę wydarzyć w Niemczech (udział we władzach Alternative für Deutschland, co oznacza np. że bazy NATO na Łotwie nie będzie) czy we Francji – rząd Sarkozy lub/i LePen czy wreszcie w USA – nikt poza Bogiem Najwyższym, nie wie co będzie – o ile wygra – robił Trump. Szczyt NATO w Warszawie może się okazać purrysownym sukcesem z którego nic nie wynika.
Strach nawet pomyśleć o jeszcze jednej rzeczy – starciu kogutów Trump – Erdogan. Aczkolwiek trwały sojusz Putin – Erdogan wydaje się całkowicie nierealny i najprawdopodobniej Erdogan zamierza z Amerykanami zagrywać, jak to od lat robią Izraelczycy tj. wymuszanie zachowań i środków grożeniem, że coś tam się zrobi (Izrael w tym celu od lat reguralnie kieruje wojska na granicę libańską bądź syryjską). Jednak naprężenia Turcja – USA bedą, a to bardzo niebezpieczne, jeśli dwie największe armie sojuszu zaczynają się kopać po kostkach.
Jest oczywiście tysiąc zmiennych – ale to co 5 lat temu wydawało się nierealne – czyli rozpad UE a nawet NATO – dzisiaj jest już prawdopodobne. Pytanie zatem brzmi: co za kolejnych 5 czy 10 lat stanie się prawdopodobne?
Sojusz niemiecko – rosyjski? Sojusz amerykańsko – rosyjski? (przeciw Chinom i żeby nie dopuścić do sojuszu niemiecko-rosyjskiego, który jest sprzeczny z amerykańską doktryną geopolityczna w Europie). W każdym z tych wariantów lądujemy w rosyjskiej strefie wpływów.
Zatem naszym długofalowym interesem politycznym jest budowanie zdolności sojuszniczych z krajami, które mają na pewno podobne interesy polityczne, jak my. Przy tysiącu zmiennych – w naszym regionie te kraje, to przede wszystkim Ukraina, Turcja, Rumunia i Niemcy. W pewnych warunkach również Skandynawia. Wszystko to oczywiście przy spełnieniu szeregu warunków, również wewnętrznych – czyli np. pokonanie (lub choć poważne ograniczenie) korupcji na Ukrainie, refleksja i otrzeźwienie wśród Skandynawów czy nie dojście do władzy nacjonalistow w Niemczech.
Tymczasem co robi Polska? Raczej tradycyjnie. Wszystko stawiamy na jedną kartę – na USA, chowając nawet głowę w piasek, jak Ameryka wyraźnie mówi, że kierownikiem w Europie są Niemcy. To my zaczynamy się z nimi kłócić. Oczywiście stosunki polsko-niemieckie wymagały pewnego poziomowania, ale trzeba to robić rozumnie, a przede wszystkim nie wierzyć w jakieś bajki internetowych kiboli, że będą to stosunki partnerskie. Jeszcze długo nie będą. Partnerskie stosunki to my możemy mieć z Austrią. Nie ma co się oszukiwać.
Polska – jeśli chce zachować niepodległość musi się zbroić (i zbudować skuteczną siłę odstraszania) oraz pracować nad kierunkami strategicznymi, których dzisiaj nie ma, a za 5 lat mogą być jedynymi realnymi – Ukraina, Turcja. Uchwala wołyńska temu nie pomaga, a może uruchomić niezwykle groźny proces, który utrudni lub wręcz uniemożliwi przyszły sojusz.
Ostatnio pewnien dyplomata amerykański powiedział mi żartem na zakończenie rozmowy: „Pokłóciliście się już z Litwą, kłócicie się Niemcami, zaczynacie kłócić się z Ukrainą… Chociaż Czechów zostawcie w spokoju…”