Demeny Voting

Doceniasz tę treść?

W 2015 roku współczynnik dzietności kobiet (TFR) wynosił 1,3. Co oznacza, że 100 kobiet rodziło 130 dzieci. Statystycznie połowa to dziewczynki – czyli 65. Gdyby one utrzymały poziom dzietności swoich mam urodzą 80 dzieci – w tym 40 dziewczynek. Gdyby one utrzymały poziom dzietności swoich mam i babć urodzą 50 dzieci – w tym 25 dziewczynek. Gdyby one utrzymały ten sam poziom dzietności…. To niepotrzebnie przejmujemy się jakimś globalnym ociepleniem. Jak się wody Bałtyku podniosą i zaleje nam Żuławy nie będzie problemu, bo nie będzie już tam ludzi. Więc trochę mnie dziwi, że ci, którzy tak walczą z ociepleniem nie tylko nie walczą z depopulacją, ale coraz bardziej zażarcie walczą z tymi, którzy próbują walczyć z depopulacją.

Moim zdaniem najlepszym sposobem walki z depopulacją byłoby zaprzestanie zniechęcania młodych ludzi do robienia dzieci. Ostatecznie to przyjemne jest. I to nawet nie tylko samo robienie, ale także i ich wychowywanie. W badaniach „Diagnoza społeczna” młodzi ludzie deklarowali, że chcieliby mieć więcej dzieci niż później w rzeczywistości mają. Dlaczego? Główny powód ma charakter ekonomiczny. Nie stać ich na więcej. Ani finansowo, ani „logistycznie”. Jak pracodawca płaci za pracę młodego człowieka 5.000 zł on z tego otrzymuje 3.000 zł. Reszta – 2.000 zł – to PIT i inne podatki nazywane „składkami”. Wydając 3.000 zł nabywa się towary i usługi o wartości netto 2.500 zł. – 500 zł to VAT. Druga osoba musi więc iść do pracy – nawet jakby nie chciała, bo nie planuje swojej „ścieżki kariery zawodowej” na kasie w hipermarkecie i wolałaby zająć się wychowywaniem dzieci. A skoro pracować musi, to dzieci trzeba posłać do przedszkola. Dzieci – jak ma się więcej niż jedno – zazwyczaj są w różnym wieku. Jak jedno chodzi do przedszkola to drugie do szkoły. Jak jedno do podstawówki, to drugie do liceum. Zazwyczaj w różnych miejscach. Jak oboje rodzice pracują trudno to „ogarnąć”. Więc nie dziwmy się, że współczynnik dzietności wynosił 1,3.

Czy rząd musi zabierać ludziom tak dużo? Przyjrzyjmy się wydatkom. Najwięcej wydaje się na emerytury. Nie pracujemy na własne, tylko na cudze. Płacimy składki i podatki na emerytury naszych rodziców i dziadków w nadziei, że nasze dzieci i wnuki będą płaciły na nasze. Warunek sine qua non jest taki, że musimy dzieci mieć. No ale… 100 kobiet rodzi 130 dzieci, z czego tylko połowa to dziewczynki…

Niektórzy „inwestują” w różne „instrumenty”. I z tego mają mieć emeryturę. To jest bardzo dobry plan. Ale… Warunek sine qua non jego powodzenia jest taki, że musimy dzieci mieć, żeby: (i) miał kto od nas odkupić jakiegoś „bitcoina”, (ii) miał kto wytworzyć owsiankę, którą kupimy za to, co dostaniemy za naszego „bitcoina”, (iii) miał kto nam „kaczkę” do łóżka przynieść, jak już nie będziemy mogli się ruszać, komu za to zapłacimy naszym „bitcoinem”. Zważywszy zaś, że za pracę wycenianą na 5.000 zł możemy kupić towary i usługi o wartości netto 2.500 zł to na kupowanie „bitcoinów” nie za bardzo stać większość ludzi. I oni liczą jednak na to, że jak już będą na emeryturze, to ją będą dostawali jak ich rodzice i dziadkowie. Ale do tego ktoś musi płacić składki i podatki. I wracamy do punku wyjścia – do dzieci.

Więc może jednak obniżyć opodatkowanie pracy by młodzi ludzie mieli możliwość zrealizowania swoich planów o posiadaniu więcej dzieci? A może nawet w jakiś sposób ich do tego dodatkowo zmotywować?

Tata dwójki dzieci, zapłaci za trzy takie same śniadania trzy razy wyższy VAT od sąsiada singla, który inwestuje w „bitcoiny”. Ale to jego dzieci będą mogły odkupić w przyszłości od sąsiada „bitcoiny” i wyprodukować owsiankę, którą on za te „bitcoiny” będzie chciał kupić – bo przecież „bitcoinami” się nie naje – i przynieść mu „kaczkę” do łóżka, za co on tymi „bitcoinami” zapłaci.

Już obecnie jest w Polsce ponad 8.000.000 osób w wieku powyżej 60 lat. Jest już ich więcej niż osób w wieku poniżej 20 lat. Ale jeszcze nie wiele więcej. Za to za 30 osób w wieku powyżej 60 lat będzie ponad 13.000.000!!! I będzie to znacznie ponad 30% całego społeczeństwa i wtedy będzie już zza późno, by w demokratyczny sposób spróbować zmienić relacje między pokoleniami. Konieczna będzie dyktatura – bo pracujących będzie za mało by transfer między nimi a nie pracującymi mógł być na poziomie oczekiwanym przez tych niepracujących.

Dziś jest ostatni moment, by proporcje wpływu na sprawy państwa nieco zmienić – na rzecz tych, których dzieci będą za te 30 lat utrzymywały nie tylko swoich rodziców ale i tych, którzy dziś nie mają dzieci.

Gdybyśmy 20 lat temu – zamiast wprowadzać OFE – zmienili system finansów publicznych, obniżyli opodatkowanie pracy i wprowadzili emeryturę obywatelską, równą dla wszystkich po osiągnięciu równego wieku emerytalnego dla kobiet i mężczyzn – jak proponowało Centrum Adama Smitha – dziś byśmy zbliżali się do końca kryzysu Funduszu Ubezpieczeń Społecznych i niedługo moglibyśmy go w ogóle zlikwidować, bo emerytura obywatelska nie musi być finansowana z najgorszego podatku jakim jest podatek nałożony na wynagrodzenia, którego część nazywana jest „składką”, a może być finansowana z podatków mniej złych – jak akcyza, czy podatek od przychodów różnych korporacji.. Nie zrobiliśmy tego i jesteśmy w przededniu narastającego kryzysu FUS. Dziś możemy spróbować zaradzić kryzysowi politycznemu i wojnie pokoleń, która nas czeka, jak nic nie zrobimy. Czy jest na to lepszy sposób niż przyznanie rodzicom prawa głosu w imieniu ich dzieci? Może jest. Chętnie się dowiem jaki. Tylko proszę nie mówić, że lepiej nic nie robić bo:

(i) co jak liczba dzieci jest nieparzysta,

(ii) co jak rodzice różnią się poglądami,

(iii) co jak 16-17 letnie dziecko różni się poglądami z rodzicami,

(iv) co po zaprzeczeniu ojcostwa,

(v) co z rodzicami zastępczymi,

(vi) no i co z „rodziną Radia Maryja”

Każdy z biologicznych rodziców ma ½ głosu na każde niepełnoletnie dziecko. Dziecko samo będzie decydowało jak głosować jak będzie pełnoletnie. Jak nie jest, to bez zgody rodziców nie może pojechać nawet na wycieczkę szkolną. Nie dostanie paszportu. A jak po wyborach dojdzie do zaprzeczenia ojcostwa? To samo co w przypadku wyrażenia przez domniemanego ojca zgody na wyjazd dziecka na wycieczkę szkolną – pojechało i wróciło. Sprawa zamknięta, jak z oddanym głosem.

Mam nieodparte wrażenie, że pomysł nie podoba się niektórym głównie dlatego, że wśród wyborców z trójką dzieci to PiS ma najwyższe poparcie. Może to zachęcić przeciwników PiS do tego by mieć więcej dzieci – nawet jak PiS nie obniży opodatkowania pracy? Cel by został osiągnięty. Żeby jednak łatwiej „przełknąć” dyskusję o tym pomyśle przypomnę, że nie jest on „pisowski”. Nawet nie dlatego, że zgłosił go francuski demograf Paul Demeny – (stąd nazwa). W Polsce wspominali o nim… działacze Unii Wolności. Nie wiem, czy to nie zniechęci PiS do niego.

Inne wpisy tego autora