Droga do Wenezueli

Doceniasz tę treść?

W miarę jak Wenezuela płynnie przechodzi od socjalizmu do zbrojnej dyktatury, lewicowi publicyści zachodzą w głowę –  co tym razem poszło nie tak? Czytam rozważania brytyjskiego Guardiana, polskiej Krytyki Politycznej – autorzy imponują intelektualnym zacięciem, odniesieniami do wielkich filozofów. A wszystko chyba tylko po to, żeby nigdy nie znaleźć odpowiedzi na postawione pytanie, czyli prostej konstatacji, że gospodarka rynkowa działa a nierynkowa nie działa.  I tyle. Jeżeli napiszę  kilka słów więcej to nie z myślą o lewicowych publicystach. Tych nawet krew na ulicach nie przekona. Myślę o naszej nowej prawicy. Narodowych konserwatysto-socjalistach. Wszystkich  przekonanych, że mądrze pokierowany strumień kapitału narodowego może przyspieszyć naszą drogę do dobrobytu. W excelowskich słupkach może to i tak wygląda. Tak, jak południowo-amerykański socjalizm, w czystych filozoficznych teoriach pozwala wierzyć, że zabierając fabrykantom fabryki można więcej płacić robotnikom. Konserwatywni socjaliści mają pewnie nawet przykłady, że gdzieś w świecie narodowe interesy biorąc górę nad rynkiem i prawami natury zapewniły wzrost dobrobytu. Cuda się zdarzają, ale, co do zasady, każdy system ograniczający wolność cen i naruszający prawa rynku jest drogą donikąd. Albo inaczej – wcześniej czy później okaże się drogą do Wnezueli.

Oczywiście, że nie wszystkie decyzje  w gospodarce rynkowej są mądre, tak jak nie wszyscy politycy są szkodnikami ekonomicznymi. Nie zawsze prywatny właściciel dobrze służy gospodarce, tak jak nie każda spółka skarbu państwa jest dobra dla państwa. Stąd też, świat gospodarki rynkowej jest tak bogaty w różne formy własności. Obok siebie mogą funkcjonować firmy prywatne, państwowe, mieszane, fundusz. Właścicielem może być spółdzielnia, czy kooperatywa złożona z ludzi dobrej woli. I każdy ma inny pomysł co zrobić z zarobionymi pieniędzmi. Kapitaliści  chcą je konsumować, inwestować i rozmnażać. Socjaliści chcą żeby  elity dzieliły zysk  według potrzeb a nie wkładu pracy. Narodowcy żeby pieniądze spółek skarbu szły na budowę dróg, lotnisk  – wielkich państwowych projektów.  Widziałem narodowy kapitalizm w Chile i widziałem  kibuce w Izraelu. Jedno i drugie może doskonale działać pod warunkiem, że ten narodowy czempion, tak jak piekarnia spółdzielcza, nie przestaną konkurować z resztą świata. Nieważne kto jest właścicielem „środków produkcji”, ważne czy ten produkt skazany jest na grę rynkową.  W innym razie, możemy z góry założyć, że „coś znowu pójdzie nie tak” . Nasz kapitalistyczny, socjalistyczny czy narodowy eksperyment,  skończy się tak jak skończył się w Wenezueli.

Jeżeli wierzymy, że apteka, której właścicielem jest aptekarz lepiej służy klientom, to mamy do tego pełne prawo. Niech aptekarz kieruje finansami spółki i niech rynek go zweryfikuje.  Gorzej, kiedy to politycy decydują komu wolno kupić aptekę a komu nie. Kiedy chcąc pomóc aptekarzom rozmontowują konkurencję i zaburzają przepływ cen. To droga do Wenezueli. Tak jak drogą do Wenezueli jest zakaz obrotu ziemią rolną. Kiedy ziemia nie może być wyceniana według wartości, którą może przynieść właścicielowi, ale według przeliczników ustalanych przez urząd.

Kapitalizm w swojej czystej formie potrafi być utrapieniem. Ludzie nigdy i nigdzie nie powinni czuć się wyzyskiwani a pieniądz nie powinien stanowić prawa. Kapitał nie powinien decydować o tym, że na każdej ziemi można postawić galerię handlową, że w aptece będą tylko leki z wysoką marżą, a zagraniczny koncern będzie w Polsce sprzedawał gorszej jakości proszki do prania, bo nie ma  dla siebie konkurencji. Kapitał nie może decydować o tym, że jedna osoba staje się właścicielem wszystkich gazet lokalnych i może dowolnie  dyktować ceny reklam. Mniejsza o narodowość właściciela . Ważne, żeby musiał bić się o czytelnika.

Uczciwość wymaga powiedzenia, że rewolucja boliwariańska w obecnej formie poniosła polityczną i ekonomiczną klęskę” pisze Jakub Majmurek w Krytyce Politycznej.  „Czego lewica może się nauczyć z porażek Maduro?” – pyta lewicowy Guardian. Otóż lewica nie nauczy się niczego czego byśmy już dawno nie wiedzieli. Mianowicie, że każda rewolucja niszcząca rynek i wolny przepływ cen,  niezależnie czy przyjdzie z lewa czy z prawa to zawsze poniesie klęskę.

Skoro tak wszystko wiemy, to dlaczego wciąż tak głupio postępujemy? Bo tak naprawdę nikt z tych, którzy podejmują systemowe decyzje nie chce i nie lubi wolnego rynku. Politycy, z lewa i z prawa, go nie lubią, bo za każdym razem kiedy chcą dać jednym  a ukarać innych,  zaburzając przy tym wolny, naturalny porządek cen, to rynek zaraz obnaża ich niekompetencję. Biznes nie lubi wolnego rynku – woli działać bez konkurencji i dyktować wszystkim wysokie ceny. Sprzedawać tandetny proszek, czy powierzchnie reklamową bez oglądania się na konkurencję.

Wolny rynek służy wyłącznie konsumentom o których głosy i pieniądze, politycy i kapitaliści,  muszą zabijać się między sobą. Nic dziwnego, że jedni i drudzy zawsze będą próbowali zmanipulować system i zawsze  będą próbowali obrzydzić wam wolny rynek.  Jedni, wskazując palcami tych, którzy przesadnie  się dorobili  na tym nadmiarze wolności, a drudzy, oskarżając  obcokrajowców o żerowanie na waszym narodzie. Smutne jest to, że jedni i drudzy często mają rację, ale jeszcze częściej droga, którą proponują, kończy się tym co zawsze – Wenezuelą.

Inne wpisy tego autora

Niszczenie pomników to przykład ekoterroryzmu

– W ostatnim czasie obserwujemy ruchy aktywistów w całej Europie i takie zachowania przenikają także do Polski – mówił Tomasz Wróblewski w programie „Punkt Widzenia”

SKĄD STRACH PRZED ŚWIATEM? #WWR177

#177 Podcast Warsaw Enterprise Institute – Wolność w Remoncie Czasem drobne rzeczy potrafią wybić nas ze złudzeń normalności. Tomasza Wróblewskiego do nowego sezonu natchnął raport