Jaki diabeł opętał Amerykę?

Doceniasz tę treść?

Niezależnie od wyniku wyborów, Amerykę czekają największe przeobrażenia od lat 60 tych. I nie będzie to zasługa żadnego z kandydatów, ich buty, fanfaronady ani wulgarnej obyczajowości. To głębszy proces społeczny, którego lepsze zrozumienie może pomóc też polskiemu rządowi w konstruowaniu założeń nowej polityki zagranicznej.

 

Żeby zrozumieć emocje jakie targają dziś Ameryką, nie trzeba zagłębiać się w psychikę nabzdyczonego miliardera, ani w przecieki ze śledztwa rodziny Clintonów. Wystarczy poznać kilka liczb, które doprowadziły Amerykanów do wrzenia. Mediana dochodów amerykańskiego gospodarstwa domowego (56.516 dolarów rocznie) jest dziś o 1140 dolarów niższa niż 17 lat temu. Po ośmiu latach rządów najbardziej lewicującego prezydenta, dysproporcje w zarobkach są większe niż za rządów najbardziej konserwatywnego prezydenta w powojennej historii – Ronalda Reagana. Poziom skrajnego ubóstwa w zeszłym roku wyniósł 13,5 proc. To stanowi wzrost w stosunku do okresu sprzed kryzysu 2008 roku o 0,3 proc. 20 proc najniżej zarabiających Amerykanów zarabia dziś średnio 1 dolara mniej niż zarabiali w 2008 roku. Tymczasem pięć procent najbogatszych Amerykanów zarabia o 8,2 proc. więcej. Dla tych, którzy liczyli, że co jak co, ale Obama na pewno położy kres podziałom rasowym, mamy ostatnie sondaże z których wynika, że o 8 proc. więcej Amerykanów uważa, iż konflikty rasowe za najważniejszy problem społeczny. Kraj ma za sobą 15 lat permanentnej wojny w której zginęło blisko 9 tysięcy Amerykanów. W co trzeciej rodzinie jest ktoś, kto ma doświadczenia z linii frontu, a w co piątej ktoś, kto został ranny. Wojna, która miała położyć kres terrorowi, w efekcie pozwoliła terrorystom stworzyć własne państwo i co gorsza dała Rosji czas na odbudowę własnych planów imperialnych.

 

Jeżeli odsuniemy na chwilę retorykę wyborczą i wzajemne epitety, to zobaczymy, że kampanię zdominowały tak naprawdę, trzy przesłania. Wszystkie znajdujące swoje źródło w wymienionych danych statystycznych.

 

1. Korupcja polityczna.

Od Sandersa po Trumpa, od lewicy po prawicę, Amerykanie domagali się zmian systemowych duszących gospodarkę. Powiązań wielkiego globalnego biznesu z establishmentem rządzących partii. Ameryka miała w historii kilku naprawdę skorumpowanych prezydentów – Hardinga, Granta, Jacksona. Jednak 8 lat Clintona i 8 lat Obamy, z przerwą na rządy rodu Bushów, zoligarchizowały amerykańską politykę jak nigdy od tzw. Pozłacanych Czasów – Gilded Age, w końcu XIXw. Wzniosłe idee rynkowe, odwoływanie się do wartości kapitalizmu i sprawiedliwości, nic nie znaczą wobec ekonomii sterowanej przez wielkie instytucje finansowe i kilkanaście międzynarodowych korporacji powiązanych personalnie z kolejnymi pokoleniami najbardziej wpływowych rodów polityków. Niezależnie od tego, kto zostanie prezydentem, Waszyngton czeka tu głęboka rekonstrukcja polityczna mająca uwolnić energię gospodarczą państwa.

O czym powinien pamiętać polski rząd? Dawne układy i znajomości z czasów Obamy będą utrudniały współpracę z nową generacją polityków. Jeżeli prezydentem zostanie Trump, to czystka będzie oczywiście błyskawiczna. Ale i Clinton, żeby odzyskać zaufanie, będzie musiała udowodnić, że nie jest zakładnikiem swoich dawnych korporacyjnych sponsorów. Polska dyplomacja musi postanowić na nowych ludzi i nowe relacje polityczno-biznesowe.

2. Imigracja.

Stany Zjednoczone utraciły swoją dawną, genialną zdolność do wchłaniania kolejnych fal imigrantów. Coś, co nazywano narodowym tyglem, w którym roztapiały się dawne animozje i tworzyła się jedyna w swoim rodzaju wspólnota miłości do dolara, przeobraziło się w poligon nieustannych starć rasowo-religijnych. Imigracja nie schodziła z ust kandydatów. Niezależnie czy chcą budować mury na granicy, czy obiecują  abolicję dla wszystkich cudzoziemców, problem pozostanie największym wyzwaniem kolejnych lat prezydentury. Wbrew rozmaitym teoriom, konflikty nie są pochodną nagłego przyrostu emigrantów. 15 proc. Amerykanów urodziło się poza granicami kraju, ale Kanada ma o 5 proc więcej obywateli obcego pochodzenia, a mimo to ma znacznie mniej konfliktów rasowych czy religijnych niż Stany Zjednoczone. Głównie dzięki przemyślnej polityce doboru imigrantów i stawianych im wymogów kulturowych, wpuszczaniu jedynie pełnych rodzin, najchętniej osób wykształconych z doświadczeniem zawodowym. I tak Kanada przyjęła dwukrotnie więcej imigrantów z Syrii niż Stany Zjednoczone, natomiast trzykrotnie więcej z nich ma już stałą pracę i płaci podatki. Oboje kandydaci, choć różnią się wiecową retoryką, chcą podobnie reformować system imigracyjny, czerpiąc z kanadyjskich wzorców.  

O czym powinien pamiętać polski rząd? Strategia jaką przyjmie Waszyngton, będzie stopniowo adoptowana przez coraz więcej państw. Polsce znacznie łatwiej będzie blokować obowiązek przyjmowania uchodźców jeżeli przyjmie podobny program tzw. „rozważnego dostępu”. To jest czas i moment, żeby do końca stycznia 2017 wypracować nową strategię i skutecznie wyciszyć krytykę Polski w UE, odwołując się do najlepszych światowych wzorców.

3. Ameryka jest zmęczona.

Zmęczona niekończącymi się wojnami, wydatkami na zbrojenia, po wielokroć przewyższającymi nakłady pozostałych państw NATO. Ameryka, niezależnie od tego kto stanie na jej czele, będzie ograniczała swoją obecność wojskową w świecie. Prezydent Trump zgodnie z zapowiedziami, a Hillary Clinton chcąc odsunąć od siebie oskarżenia o kontynuację bezmyślnej polityki Obamy, będą szukali rozwiązań pozwalających zachować panowanie na obu oceanach i stan równowagi w Europie, przy zaangażowaniu minimalnych środków. Stawiając mocniej na regionalnych partnerów, Hillary Clinton zapewne jeszcze mocniej oprze się na Niemcach dla zrównoważenia rosnącej w siłę Rosji, natomiast Donald Trump, oprócz zbliżenia z Wielką Brytanią, może skorzystać z innych rozwiązań, jeżeli takie pokażą się na horyzoncie. Z pewnością intersującym pomysłem może być oś państw międzymorza, pod warunkiem, że będzie czymś więcej niż polityczną paplaniną.

O czym powinien pamiętać polski rząd? Amerykański kontyngent w Polsce to pewnie wszystko, na co możemy liczyć w najbliższym czasie, a i ten gest, może być wystawiony na próbę, jeżeli NATO nie dojdzie do wewnętrznego porozumienia co do oczekiwanych nakładów na zbrojenia. Nowa administracja, niezależnie od tego kto zostanie prezydentem, będzie zwracała uwagę na zamówienia amerykańskiego sprzętu wojskowego. Tu Polska, z dużym budżetem zakupowym, może znaleźć się w centrum europejskiego zainteresowania Waszyngtonu, zarówno jako partner handlowy, ale też państwo warte wsparcia politycznego. To wymaga jednak szybkiej przebudowy struktur zakupowych broni w Polsce. Powołanie nowoczesnej agencji zbrojeniowej, przejrzystej na tyle, żeby amerykańskie koncerny mogły wreszcie uwierzyć, że Warszawa potrafi zakończyć jakikolwiek przetarg w oznaczonym czasie.

 

Jeżeli Ameryka ma poważnie traktować Międzymorze, jako siłę równoważącą niebezpiecznie szybko rosnący w Europie duopol rosyjsko- niemiecki, to musi zobaczyć rzeczywistą współpracę naszych państw, w tym, a może przede wszystkim projekt gospodarczy, który realnie zepnie państwa Europy Środkowej. Jeżeli prezydentem zostanie Clinton, Polska ma znacznie trudniejsze wyzwanie i musi poważnie rozważyć swoją politykę zagraniczną pod kątem szybkiego zbliżania się do Niemiec.

 

Inne wpisy tego autora

Niszczenie pomników to przykład ekoterroryzmu

– W ostatnim czasie obserwujemy ruchy aktywistów w całej Europie i takie zachowania przenikają także do Polski – mówił Tomasz Wróblewski w programie „Punkt Widzenia”

SKĄD STRACH PRZED ŚWIATEM? #WWR177

#177 Podcast Warsaw Enterprise Institute – Wolność w Remoncie Czasem drobne rzeczy potrafią wybić nas ze złudzeń normalności. Tomasza Wróblewskiego do nowego sezonu natchnął raport