Jarosław Kaczyński spotkał się z Petro Poroszenko oświadczając, że „niepodległość Ukrainy i wspieranie jej dążeń do UE jest polską racją stanu”. Mógł dodać, że kluczową. Bowiem sprawa gdzie rozegra się ewentualna konfrontacja Wschód – Zachód, na wybuch której mamy taki sam wpływ jak na Układ Słoneczny, zależy od tego czy wciagniemy Ukrainę do struktur euroatlantyckich. Jeśli nie wciągniemy – krawawa jatka może być nad Wisłą. To dlatego, a nie z miłości czy poczucia winy, Niemcy tak walczyli o Polskę w UE i NATO.
Jak dodała rzeczniczka PiS, Jarosław Kaczyński „bardzo mocno postawił wątek historyczny, a stanowcze odcięcie się Ukrainy od zbrodni UPA uznał za warunek zarówno zbliżenia z Polską, jak i Europą”.
Jeśli rzeczywiscie to powiedział na serio, a nie jest to jakieś zaklęcie, które musiał powiedzieć do swojego „elektoratu”, to jest bardzo źle, bo oznacza to, że nie rozumie otaczającej go rzeczywistości. Wielu może nie rozumieć – ale jak „Naczelnik” nie rozumie, to katastrofa.
Po pierwsze grożąc Poroszence musiał go nieźle rozmieszyć, bo Ukraina już dawno ma innego protektora – Niemcy. I to my mamy większy interes w dobrych relacjach, niż Poroszenko. Nowego protektora Ukraińcy sobie znaleźli, jak się okazało, że dotychczasowy, po ataku Rosji nic nie może. Nic.
Po drugie – Bandera i UPA na Ukrainie są w 100% symbolem antyrosyjskim, a nie antypolskim. Jeśli Bandera ma być symbolem antypolskim, to Stefan Czarnecki (co się przez morze wrócił) jest antyukraińskim symbolem w Polsce – wyrżnął pewnie tyle samo Ukraińców, co Klaczkiwski Polaków.
Jeśli ktoś stawia na to, że Ukraina ma sie odciąć od UPA i Bandery – to świadomie idzie na konflikt z krajem, do którego my teraz mamy wiekszy interes niż on do nas i któremu nie mamy nic do zaoferowania. Jest to identyczne z tym, jakby Litwa na przykład żadała od Polski odcięcia się od AK i Józefa Piłsudskiego. Skutki będą identyczne.
W sprawie UPA powiniśmy zająć realistyczne stanowisko. Przede wszystkim pragnę poinformować wszystkich znawców ludobójstwa wołyńskiego, że zarówno Stepan Bandera, jak i Roman Szuchewycz (dowódca UPA) z ludobójstwem za wiele wspólnego nie mieli. Bandera siedział w niemieckim więzieniu, a Szuchewycz był jej przeciwny i zaakceptował dopiero jak już było po wszystkim z powodów „politycznych”. Ujawnione protokoły z posiedzeń OUN/UPA są w tej kwestii jednoznaczne. Proponuje łaskawie dać spokój tym dwóm ludziom -albowiem nic nie osiągniemy.
Polska powinna domagać się:
1. Potępienia zbroni ludobójstwa wołyńskiego.
2. Uznania za zbrodniarzy, ze wszystkimi tego konskwencjami, tych którzy ją wymyslili i realizowali. Przede wszystkim pomysłodawcy, inicjatora i wykonawcy – Dmytro Klaczkiwskiego „Kłym Sawur”. Po stronie ukraińskiej są nawet do tego „prawne” powody. Z ujawnionych dokumentów z III Konferencji OUN-B wynika, że zezwalała ona na eliminację wybranych osób, a nie masowej rzeźi. Było to ewidentne i oczywiste złamanie rozkazu. Dokumenty UPA zachowały się w zasadzie w całości. Ludobójstwo wołyńskie było samowolką Klaczkiwskiego. Byłem w Równem na rogu Puszkina i Sobornej gdzie stoi pomnik tego skurwysyna. Smutne, że urodził się w Zbarażu.
3. Do tego trzeba dorzucić jego głównych pomagierów – Iwana Łytwynczuka i Wasyla Iwachiwa i wszystkich, którzy w tym uczestniczyli.
4. My symetrycznie to samo robimy z organizatorami i wykonawcami „Akcji Wisła” i całe Biuro Polityczne KC PPR, traktujemy gorzej nawet jak oni Klaczkiwskiego.
Te żądania są realne do spełnienia, choć pewnie trochę by to potrwało i trzeba byłoby koniecznie użyć do tego też Niemców.
Natomiast jak będziemy się domagać rzeczy kosmicznych, to jedyne co osiagniemy to to, że staniermy się obiektem żartów. Powtarzam: nie mamy Ukrainie nic realnego do zaoferowania i to my do nich mamy większy interes niż oni do nas.
Ostatnio przeczytałem u jakiegoś fantasty, że możeny zagrozić przycięciem pracy Ukraińców w Polsce. To już naprawdę śmieszne – krzywdę zrobimy przede wszystkim polskiej gospodarce, a kijowskie elity władzy bardzo się ucieszą, że nie drenujemy im obywateli, a pod drugie mają to całkowicie w nosie.