Krzyż, laicyzm i wszystko od nowa

Doceniasz tę treść?

Batalia o krzyż na pomniku Jana Pawła II w Ploërmel dotyka istoty sporu o współczesną Europę. A tak naprawdę historii całej Zachodniej cywilizacji. Daleko większego niż nasze przywiązanie do symboli chrześcijańskich czy francuskie rozumienie rozdzielność państwa od Kościoła. Rzecz dotyczy sporu między fundamentalnymi prawami człowieka a państwem uzurpującym sobie prawo reglamentacji wolności osobistych.

Dla obrońców  świeckiego modelu francuskiego pastwa, laicyzm  (laïcité) ma być prawnym gwarantem neutralności państwa, czy jak kto woli, separacji  od kościoła. Mur dzielący prywatne życie duchowe obywateli od przestrzeni publicznej i administracji państwowa. Ambasada francuska w Warszawie publikując przy okazji awantury o pomnik Jana Pawła II, zestaw ustaw regulujących relacje państwa z kościołem, z nieukrywaną dumą  podkreślała, że każdy obywatel ma tam prawo do własnej wiary i własnego obrządku religijnego. Każdy w zaciszu swojego domu czy świątyni. Państwu nic do tego. Ta ustawowa neutralność  sięga swoimi korzeniami czasów Rewolucji Francuskiej. Przyu czym, ideologia  była tu wtórna do rewolucyjnej rzeczywistości. Laicyzm, po niewczasie, racjonalizował masowe grabieże majątków Kościoła i mordy tysięcy księży katolickich. Dziś już wiemy, że każda rewolucja, żeby porwać i przekupić masy, potrzebuje moralnej wykładni dla uzasadnienia swoich bezprzykładnych zbrodni, aspołecznych postaw czy odbierania obywatelom ich fundamentalnych praw majątkowych i osobistych. Na przełomie XVIII i XIX wieku laicyzm był nowatorską wykładnią ideową dla brutalnej zbrodni, a następująca po niej walka z  szerzeniem wiary, prostym zabiegiem mającym uniemożliwić odbudowanie wpływów Kościoła i ewentualne roszczenia majątkowe. Laïcité, od zawsze tłumaczony był tu jako laicyzm, który w przeciwieństwie do laickości gwarantującej prawo do wolnego wyboru religii, ustawiał wiarę po przeciwnej stronie praw człowieka. Żywioł ograniczający wolność człowieka do samostanowienia. Laicyzm z góry ustawiał ateizm jako stan wyższej świadomości i rozwoju cywilizacji.

Rewolucja Francuska i jej niechęć do wiary, nie tylko stały się wzorem dla kolejnych rewolucyjnych zamachów na wolność, prawa człowieka i ład prawny, ale też na stałe wpisała się w lewicowe DNA współczesnej Europy. Myślenie, które pozwala narzucać większości  architekturę społeczno-polityczną gwałcącą naturalny porządek rzeczy i  historyczne doświadczenia narodów, tylko dlatego, że zostały oparte o „prymitywne” wierzenia. Francuskie prawo z 1905 roku, na które ostatnio powoływała się ambasada Francji,  nie odnosi się do religii jako takiej. Gwarantuje wolność wyznania, sumienia i wolność… kultu ((culte, po francusku).  Na pierwszy rzut oka prawo niczym nie ustępuje wolnościom zapisanym w amerykańskiej, czy polskiej konstytucji. Od bólu można się tu nawet  doszukać zgodności z ONZowską Deklaracją Praw Człowieka  z  1945 (artykuł 18) i Międzynarodowego Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych z 1966 roku. Różnica zasadza się jednak nie tyle w brzmieniu samych zapisów co w ich interpretacji i historycznym kontekście. Szczególnie ważny jest tu nacisk na pojęcie sumienia. Coś co ma szczególne znaczenie w historii Francji. Po 1789 roku sumienie konsekwentnie oddzielane było tu od wiary.  Sumienie odnoszące się do moralności, do postaw obywatelskich i propaństwowych jest czymś przeciwstawnym do wiary. Tak jakbyśmy mieli dwa równoległe kodymoralne w państwie – Katolicyzm i Laicyzm. Ten ostatni stawiano ponad  przekonaniami religijnymi. Był nie tylko pojęciem filozoficznym, ale też prawnym. Miał  chronić  obywateli przed dominacją jednego “kultu” w przestrzeni publicznej. Laicyzm tłumaczony w praktyce jako sekularyzm pomyślany został jako alternatywa dla moralnego autorytetu Kościoła Katolickiego i jego kapłanów.

Wolność wyznania została prawnie usankcjonowana jako jeszcze jeden przywilej obywatelski. Wtórny jednak do szeroko pojętego sumienia W tym względzie francuskie prawo drastycznie różni się od amerykańskiego, czy nawet ONZowskiego rozumienia wolności religijnych. Amerykańska Konstytucja jednym tchem wymienia wszystkie  wolności –  słowa, prawo do szczęścia, bogacenia i oczywiście wolność wyznania z prawo do jego głoszenia. Francuskie prawo nie tyle gwarantuje wolność, co deklaruje neutralność państwa. Czy raczej powinniśmy powiedzieć gwarantuje wszystkim, że nie będą na nią narażeni. Nie muszą się obawiać jej wpływu, nagabywania, ani widoku jej symboli. A to w praktyce oznacza zakaz nie tylko krzyża na pomniku Jana Pawła II, ale też zakaz publicznego noszenia hidżabu, kwefu, zakaz żydowskich jarmułek czy sikhowskich turbanów . Ponieważ państwo nie widzi, czy nie chce widzieć i uznawać żadnej wiary do tego stopnia, że ośrodki badań opinii publicznej we Francji nie mają prawa uwzględniania w swoich wyborczych sondażach wyznania, czy pochodzenia etnicznego wyborców. Mało tego, nie mają nawet prawa zadawać im takich pytań. Stąd też nie wiemy jak mniejszość muzułmańska głosowała we francuskich wyborach, ba nie wiemy nawet, czy w rosnących statystykach rozrodczości Francuzek główny udział mają muzułmanie , katolicy czy agnostycy. Państwowy  laicyzm daje również  rządowi prawo ograniczania wpływu szkoły na kształtowanie poglądów religijnych i społecznych dziecka. Co ciekawsze państwo może nawet rodzicom, zakazać wychowania dziecka w wierze, jeżeli uzna, że to podważa „świętą” zasadę sekularyzmu. Wszystko oczywiście pod sztandarami tolerancji i neutralności państwa.

Podobny mechanizm został zastosowany w sławnej już unijnej Konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej.  Teoretycznie każde państwo i każde szanujące się ugrupowanie polityczne w Europie powinno ppoprzeć szczytne hasłą ochrony przed przemocą.  Jeżeli jednak uważnie wczytamy się w poszczególne zapisy, to zobaczymy, że konwencja wprowadza pojęcia rodem z francuskiego laïcité. Pozwala na wprowadzanie ograniczeń w wychowaniu dzieci w jeżeli chodzi o tolerancję dla dowolnego modelu rodziny , czy utwierdzaniu w wierze, której historyczne doświadczenia mogą wzmacniać tradycyjne uprzedzenia wobec kobiet. Bardzo szerokie i mętne sformułowanie, ale niezwykle pojemne. W kontekście francuskich doświadczeń może nie mniej ni więcej, tylko oznaczać dalsze ograniczanie wolności osobistych.

W intersującym dokumencie sporządzonym na potrzeby amerykańskiego Departamentu Stanu, Międzynarodowej Komisji do spraw Wolności Religijnych (USCIRF)amerykańscy eksperci zarzucają Francji instytucjonalną dyskryminację religijną. „Rodziny stawiane są przed wyborem, albo dać dziecko wychowanie w wierze, albo zapewnić im dobre wykształcenie” Co wbrew argumentacji francuskiego rządu jest oczywistym nadużyciem władzy i obstrukcją wolnego wyboru.  Ta sama troska o niezależność państwa od kościoła pozwalała policji na zburzenie kościoła Koptyjskiego w Calais ponieważ charakterystyczny krzyż dominował nad obozem imigrantów.  Pozwoliło na uchwalenie  w 2004 roku prawa zakazującego noszenia jakichkolwiek symboli religijnych w szkole. Po długiej debacie w parlamencie zrobiono tu  drobny wyjątek dla dyskretnych krzyżyków schowanych pod ubraniem. Najwyraźniej wychodząc z założenia, że trudno byłoby pogodzić poprawność polityczną z grzebaniem uczniom, a zwłaszcza uczennicom, w dekoltach. Władze szkolne zastrzegają jednak, że prawo nie oznacza zgody na demonstrowanie swoich przekonań religijnych.

Sekularyzm może  przybierać najróżniejsze formy. Dla jednych może oznaczać niezależność państwa od kościoła. Dla innych oznacza brak jakichkolwiek symboli wiary na terenie instytucji publicznych, a dla jeszcze innych całkowite wymazanie symboli  z przestrzeni publicznej i zakaz obnoszenia się czy głoszenia swoich przekonań. Coś jak seks w czasach wiktoriańskich, czy w Ameryce Purytanów. Możesz go uprawiać, pod warunkiem, że w skrytości swojej sypialni. Wiara to twoje małe prywatne bezeceństwo. Coś czego powinieneś się wstydzić, a rząd powinien napiętnować wszelkie jego publiczne przejawy. Stąd już tylko krok do zakazu demonstrowania innych mniejszościowych poglądów na temat wychowania, rodziny, małżeństw jednopłciowych. Neutralność  z której tak dumne są francuskie władze, w rzeczywistości jest niczym innym jak  ograniczaniem wolności osobistych i praw człowieka. Wojna o krzyż w Ploërmel to tylko drobny wycinek tego samego sporu ciągnącego się od 1789 roku. Raz już w przeszłości zakończonego komunistyczną dyktaturą. No cóż historia po raz kolejny zdaje się zataczać koło.

 

Inne wpisy tego autora

Niszczenie pomników to przykład ekoterroryzmu

– W ostatnim czasie obserwujemy ruchy aktywistów w całej Europie i takie zachowania przenikają także do Polski – mówił Tomasz Wróblewski w programie „Punkt Widzenia”

SKĄD STRACH PRZED ŚWIATEM? #WWR177

#177 Podcast Warsaw Enterprise Institute – Wolność w Remoncie Czasem drobne rzeczy potrafią wybić nas ze złudzeń normalności. Tomasza Wróblewskiego do nowego sezonu natchnął raport