Mateuszowe

Doceniasz tę treść?

Pan Mateusz realizuje swoją „obietnicę” zaproponowania „daniny solidarnościowej”. Będzie to de facto trzeci próg podatkowy dla dochodów powyżej 1 mln zł w wysokości 36% oraz likwidacja linowego opodatkowania działalności gospodarczej i wprowadzenie nowej skali progresji od przychodów z tego tytułu: oprócz dotychczasowej skali ogólnej 18% i 32% ma się pojawić – jeśli projektanci wiedzą w ogóle o czym mówią – skala 19 i 23%.

Ma to przynieść coś około jednego miliarda. Wydatki budżetu państwa wynoszą ponad 390 miliardów – nie starczy więc na jeden dzień. A dni w roku jest 365. Ale to tylko budżet centralny. Cała państwo wydaje 800 miliardów. „Danina solidarnościowa” nie starczy więc na wydatki w dniu 1 stycznia nawet do południa (licząc od północy).

Po co więc to wszystko?

Jak ktoś zarabia 10 tys. zł i płaci podatek o stawce 20%, to płaci podatek w wysokości 2 tys. zł. Jak ktoś zarabia 100 tys. zł i płaci podatek o tej samej stawce 20%, to płaci podatek w wysokości 20 tys. zł. A zatem jak 10 razy więcej zarabia to 10 razy więcej płaci.

Przyjaciele ludu żądają, by płacił więcej niż 10 razy więcej – zgodnie z zasadami sprawiedliwości społecznej.

Ale nie ma w dziejach myśli filozoficznej takiej teorii sprawiedliwości społecznej, która by to spójnie uzasadniała!

Karol Marks popierał podatki progresywne jedynie z powodów rewolucyjnych. W „Krytyce programu gotajskiego” pisał, że komuniści powinni popierać progresywne podatki dochodowe, bo one osłabiają kapitalizm. I wtedy komunistom będzie łatwiej go obalić.

John Rawls w swojej „Teorii sprawiedliwości”, która jest punktem odniesienia dla wielu myślicieli na zadane przez siebie pytania jakie podatki bardziej odpowiadają jego teorii: progresywne od dochodu czy proporcjonalne od konsumpcji odpowiedział wprost: proporcjonalne od konsumpcji.

Katolicka Nauka Społeczna dopuszcza progresywne opodatkowanie z wyjątkiem opodatkowania dochodów z pracy. Tymczasem współcześnie progresywnie opodatkowane są prawie wyłącznie dochody z pracy.

Skoro zatem trudno powołać się na Katolicką Naukę Społeczną i nawet na „liberalizm socjalny” Rawlsa – pozostaje tylko Marks. I wyraźnie w tę stronę Pan Mateusz wędruje w swojej walce o pozycję w obozie PiS z „siłownikami”, którzy od marksistowskich metod także nie stronią.

Więc wyobraźmy więc sobie trzech górników pracujących na akord. Za każdą wyfedrowaną tonę węgla otrzymują wynagrodzenie w wysokości 1.000 zł. Dwóch wyfedrowało po tonie. Przyjmijmy dla uproszczenia, że nie ma kwoty wolnej od podatku, ani kosztów uzyskania przychodu, a stawka podatkowa dla dochodu w wysokości 1.000 zł wynosi 20%. Obaj górnicy zapłacili więc po 200 zł podatku – czyli razem 400 zł. Ale trzeci górnik pracował dłużej, ciężej, rzadziej robił przerwy i sam jeden wyfedrował tyle, ile tamci dwaj razem – czyli dwie tony. Zarobił w związku z tym 2.000 zł. Gdyby także płacił podatek w wysokości 20%, zapłaciłby 400 zł. Jaka zasada sprawiedliwości uzasadnia, żeby trzeci górnik miał zapłacić od drugiego tysiąca wynagrodzenia za wyfedrowanie drugiej tony węgla nie 20% tylko – na przykład – 30%??? W pierwszym przypadku mamy dwie wyfedrowane tony węgla, dwa tysiące wypłaconego wynagrodzenia i podatek w wysokości 400 zł. W drugim przypadku mamy dwie wyfedrowane tony węgla, dwa tysiące wypłaconego wynagrodzenia ale podatek w wysokości 500 zł! Skoro jeden górnik wyfedrował tyle samo co dwóch innych i zarobił tyle samo, co dwaj inni, to dlaczego ma zapłacić wyższy podatek niż tamci dwaj razem?

Ale skoro Pan Mateusz chce być taki solidarny to mam propozycję: niech wprowadzi podatek majątkowy i sam też zapłaci podatek od tego, co zgromadził dzięki dochodom z nagród za sprzedaż kredytów „frankowych”, które nie były obciążone „daniną solidarnościową” wówczas gdy je uzyskiwał.

Za podwyższaniem podatków dochodowych opowiadają się bowiem dość często ci, którzy mają już duży majątek – działając przeciwko tym, którzy dopiero chcieliby taki sam zgromadzić.

Inne wpisy tego autora