W piątek Jerzy Szmit, wiceminister infrastruktury powiedział, że autostrady A2 i A4 powstawały w interesie naszych sąsiadów, a nie Polski. No i wybuchła burza… Ale czy całkiem uzasadniona?
Szmit wypowiadał się w Sejmie o nowych inwestycjach drogowych. I ocenił, że poprzednie rządy skupiały się na inwestycjach na A2 i A4 służących tranzytowi wschód-zachód. A to odpowiada interesom naszych sąsiadów, a nie Polski… Można uprościć dyskusję nad tą wypowiedzią i napisać, że to bzdura, gdyż A2 i A4 pełne są polskich aut i stanowią ważny element infrastruktury naszego kraju. Ale można przyjrzeć się temu stwierdzeniu głębiej.
Po pierwsze, nie zgadzam się z interpretacjami, że te słowa można interpretować jako „autostrady wschód-zachód niepotrzebne”. Tu chodzi o coś zupełnie innego. Po drugie, spójrzmy na fakty. Teza ministra Szmita jest zła retorycznie. Mamy bowiem jakieś „interesy obce”. Językowo to słabe, wpisuje się w postrzeganie PiS jako formacji „tropiącej spiski”. Ale napiszę wprost – jako mieszkaniec aglomeracji portowej. W tej wypowiedzi jest głębsza, istotna uwaga.
A1 powstawała najpóźniej z polskich autostrad. „Normalny” dojazd Łódź-Gdynia jest od 2014 r. Omijanie Łodzi możliwe jest od lipca 2016. Obwodnicy Częstochowy nie ma do dziś. Jazda ze Śląska nad polskie morze cywilizuje się dopiero w tej chwili. Naprawdę – można to było budować wcześniej. A autostrady wschód-zachód były korzystne dla portów niemieckich i transportu drogowego w relacjach wschód-zachód. Żarty, że przez lata rywalizacja o prymat w przeładunku polskich kontenerów trwała między Gdynią a Hamburgiem, to nie wymysł, tylko „branżowy żart”. Dziś sytuacja jest inna – jest autostrada, a w Gdańsku otwarto 2 nabrzeża w wielkim terminalu DCT. Hamburg zostaje w tyle… Gdyby A1 od Łodzi do Gdyni powstała dekadę temu, porty Trójmiasta przejęłyby szybciej realną część transportu.
I na koniec uwaga dotycząca statystyk. Tak – ruch wschód-zachód jest w Polsce wielokrotnie większy niż na szlaku północ-południe. Ale ten szlak całe lata był niepopularny, bo był w dramatycznym stanie technicznym. Podróż z Łodzi do Trójmiasta trwała nawet 6 godzin. To zniechęcało do jazdy na północ Polski i korzystania z polskich portów. Rolą państwa było wyjść poza „myślenie liczbami” i proste statystyki. Rolą państwa było jak najszybciej te kłopoty infrastrukturalne eliminować. Nie dla wygody mieszkańców Gdańska, Gdyni czy Słupska. Ale po to by napędzać polskie porty.
W tym przypadku „jak najszybciej” trwało latami. I w tym sensie minister Szmit ma rację, choć zapewne powinien inaczej o tym mówić.