Na Święta na (nie)zdrowie!

Doceniasz tę treść?

W pierwszej połowie 2014 roku wpływy budżetowe z tytułu podatku akcyzowego od wyrobów spirytusowych okazały się o 109,4 mln zł niższe niż w roku 2012 i o 63,4 mln zł niższe niż w roku 2013 – mimo, że w styczniu 2014 roku wpływy były wyższe niż w styczniu roku 2013 i to aż o 513 mln zł, co było skutkiem rozliczenia w styczniu odroczonej akcyzy z produkcji grudniowej. W kolejnych miesiącach 2014 wpływy z akcyzy były  już niższe, niż w kolejnych miesiącach 2013. Niektórzy uśredniają 3 ostatnie lata i im wychodzi, że wpływy były mniej więcej równe, co ma stanowić koronny dowód, że Krzywa Laffera nie działa.

Otóż działa. Trzeba tylko wiedzieć jak. Bo  skoro wyszło na to samo, to po co było cokolwiek  robić? I może jakby nic nie zrobiono, to nie wyszłoby na to samo, tylko byłoby więcej??? Skoro budżet przez 3 lata wyszedł na to samo, to spójrzmy też jak wyszli na tym producenci, dla których istotna  jest stabilizacja warunków działania. Konieczność radzenia sobie z szokami rynkowymi pochłania niepotrzebnie pokłady ich energii.

Ludzie nie lubią płacić podatków.  Im wyższe podatki i im gorsza ocena rządu, tym skłonność do niepłacenia rośnie – tym bardziej im mniejsze  przy tym ryzyko. Ryzyko maleje im więcej legalnych sposobów niepłacenia podatków, im bardziej skomplikowany system podatkowy i bardziej nieudolny rząd. Im bardziej skomplikowany system podatkowy, tym nieudolność rządu bardziej widoczna.  Im bardziej zresztą nieudolny rząd, tym gorsza jego ocena i wyższa skłonność do niepłacenia podatków.

I jeszcze jedna zależność: zysk z niepłacenia podatków rośnie, gdy rosną nominalne stawki podatkowe.

Wysokie stawki podatkowe, które dają możliwość osiągania wysokich zysków dzięki nielegalnemu uchylaniu się od opodatkowania (nie mylić z legalnym unikaniem opodatkowania) nie tylko skłaniają podatników do ich niepłacenia, ale przyciągają przestępców, których działalność nie ogranicza się do ukrycia przed fiskusem części przychodu, czy zawyżaniu kosztów działalności. Przestępcy ci stosują rozbój, posługują się bronią palną, szantażem i przekupstwem. Z zysków czerpanych dzięki wysokim stawkom podatkowym i słabości państwa opłacają urzędników, co jeszcze bardziej osłabia państwo. Urzędnicy ci tworzą coraz bardziej skomplikowane przepisy podatkowe, co zwiększa obszar działania przestępców i zmniejsza ryzyko ich wpadki.

I uprzedzając ironię zwolenników państwowego zamordyzmu (to jest oczywiście chciałem napisać interwencjonizmu), liberalizm nie polega na tym, by przestępcy mogli robić co chcą – tylko właśnie na tym, żeby nie mogli. Istotą liberalizmu byłoby prawo wykorzystania danego ludziom przez naturę procesu fermentacji czy destylacji bez ingerencji państwa, a nie jest nią prawo podrabiania czyichś produktów i oszukiwania klientów, że sprzedaje im się co innego, niż w rzeczywistości.

Zależność w trójkącie podatki – reakcje podatników na nie – wpływy budżetowe można nazwać Prawem Monteskiusza. Albo Hume’a. Ale umysł ludzki lubi wizualizacje. Taką wizualizacją efektów zależności opisywanych przez Monteskiusza i Hume’a jest słynna Krzywa Laffera. Dla obrazowanego przez nią efektu znaczenie ma to, jak podatnicy reagują na podatki, a nie to, dlaczego i przy pomocy jakich instrumentów – legalnych, czy nielegalnych.

W 2014  roku rząd nie ściągnął takich wpływów z akcyzy jakie ściągnąć zamierzał. I jest to fakt bezsporny. Zmalała produkcja i sprzedaż niektórych wyrobów akcyzowych – głównie oleju napędowego, papierosów i wódki.

Polemiki wywołuje zwłaszcza wódka. W tym miejscu disclosure: nie pracuję dla branży alkoholowej i nie pijam wódki tylko wino, co jest istotne z punktu widzenia mojej krzywej obojętności wobec podwyżek akcyzy na wódkę.

Podobno nie osiągnięcie przez rząd zamierzonych wpływów z akcyzy na alkohol nie jest żadnym dowodem na poprawność Krzywej Laffera, bo producenci wódki po prostu przerzucili produkcję na końcówkę 2013 roku. No i to właśnie jest sam w sobie dowód na poprawność Krzywej Laffera bo zrobili to, żeby w grudniu 2013 roku zapłacić niższą akcyzę, której stawki wzrastały od stycznia 2014 roku. Owszem, po części tak właśnie zrobili. Niektórzy nazwali to „optymalizacją”. Optymalizuje się jednak podatki własne a nie cudze. Podatki pośrednie – w tym akcyza – obciążają konsumenta.

Gdyby zasada odwzorowana Krzywą Laffera nie działała i podwyżki stawek podatkowych nie miałyby wpływu na zachowania podatników konsumentów, to podatnicy producenci nie zwiększaliby „na zapas” produkcji i kosztów z tym wzrostem związanych. Producenci zwiększyli produkcję w okresie, gdy akcyza była niższa, między innymi w obawie, że konsumenci kupią mniej wódki, jak jej cena wzrośnie po podwyższeniu akcyzy.

Na marginesie dodam jeszcze, że moim zdaniem Ministerstwo Finansów po to zapowiedziało drastyczne podwyższenie akcyzy od stycznia 2014 roku z dużym dość wyprzedzeniem, by właśnie zwiększyć wpływy pod koniec 2013 roku do niedopinającego się ni jak budżetu. Zgodnie z zasadą, że o wpływy w 2014 roku to się będą martwić w roku 2015.

Czy producenci obawiali się, że po podwyższeniu ceny wódki na skutek podwyższenia stawek akcyzy, ludzie będą pić mniej wódki? Czy może raczej, że  będą pić, ale co innego? Mogą pić choćby więcej piwa lub wina. Wpływy z akcyzy od tych trunków w  2014 roku nie malały. Niektórzy twierdzą nawet, że to dobrze dla zdrowia – lepiej pić piwo i wino niż wódkę. Wśród lekarzy zdania na ten temat są, co prawda, podzielone, ale wśród doradców podatkowych pracujących dla branży piwnej zdecydowanie przeważ opinia, że piwo jest zdrowsze.

Dla konsumentów wina alternatywą nie jest wódka. W segmencie premium dla dobrego wina alternatywą jest dobry koniak lub whisky.  W segmencie ekonomicznym – piwo. A  dla wódki w segmencie ekonomicznym alternatywą bywa cokolwiek.

Produkcja wódki owszem wystrzeliła w 4Q 2013. W listopadzie wyprodukowano 143 tys. hektolitrów, a w grudniu aż 159 tys. przy średniej za cały rok (wliczając w to nienaturalnie wysoką produkcję listopada i grudnia) – 96,1 tys. Szkopuł w tym, że w roku 2014 sprzedano jedynie 110,3 tys. hl – mniej nie tylko niż w 2013 (141,4 mln hl.) ale i w 2012 (122,8 mln hl.) Średnia roczna sprzedaż z tych trzech lat to 124,8 mln hl. W roku 2014 mieliśmy więc odchylenie i od 2013 roku i od 2012 roku i od średniej. Produkować można była w 2013 roku na zapas na rok 2014.

Ale co się stało w takim razie ze sprzedażą w 2014 zapasów z 2013? Może to wcale nie były same zapasy? Przez 5 lat (od 2008 do 2012) produkcja kształtowała się na poziomie 1 mln hl. 100% alkoholu. Odpowiednio w kolejnych latach: 1,081; 1,043; 1,070; 1,035; 1,032. W 2013 roku wystrzeliła do poziomu 1,153. A w roku 2014 spadła do 878 tys. hl. Jak do produkcji z 2014 doliczymy różnicę między produkcją z 2012 a 2013 to się zbliżamy do średniej. Ale… jeszcze jest eksport! W 2013 roku eksport samej wódki zwiększył się o 70 tys. hektolitrów! Jeżeli zatem od różnicy między produkcją 2013 i 2012 odejmiemy różnicę eksportu w tym samym okresie – to się okaże, że różnicy prawie nie było.

Eksport korzystnie  wpływa na mityczny PKB i bilans handlu zagranicznego więc  chyba łatwo  będzie się zgodzić, że eksport wódki to także pożądane zjawisko. W Wielkiej Brytanii zapowiedziano właśnie obniżenie podatków by ułatwić producentom konkurencję na rynkach międzynarodowych. Ale gdzie tam takiemu Osborne’owi do   ministrów Rostowskiego, czy Szczurka, albo różnych doradców, którzy dopytują z ironią jak stawki krajowej akcyzy mogą wpłynąć na konkurencję za granicą? Otóż tak: żeby zwiększać sprzedaż za granicą, trzeba mieć dobry produkt (choć to nie  jest warunek konieczny czego dowodem Beaujolais nouveau) i, co ważniejsze, środki na jego reklamę (czego dowodem… Beaujolais nouveau). Żeby mieć dobry produkt, trzeba inwestować w jakość jego produkcji. Żeby go sprzedawać trzeba inwestować w jakość jego reklamy. Żeby inwestować w cokolwiek trzeba mieć pieniądze. Żeby mieć pieniądze trzeba mieć odpowiednią rentowność.

Zła polityka podatkowa państwa w połączeniu z jego  niewydolnością w zwalczaniu przestępczości w dużym stopniu generowanej przez tę politykę podatkową zmniejsza poziom rentowności. Niższy poziom rentowności w kraju to mniejsze możliwości ekspansji zagranicznej. I tak właśnie, proszę różnych komentatorów, poziom akcyzy krajowej wpływa na konkurencyjność na rynkach zagranicznych.  98% koniaku eksportowane jest poza granice Francji. 92% whisky eksportowane jest poza rynek brytyjski. Może warto nie przeszkadzać za bardzo polskim producentom wódki w zwiększeniu ich rentowności na rynku krajowym by mogli więcej eksportować? Zwłaszcza, że rozwija się tak zwana kultura koktajlowa. Na świecie pije się coraz więcej drinków z zawartością czystej wódki. Jak polscy producenci będą więcej eksportować – będą mieć wyższy przychód. Jak będą mieć wyższy przychód, będą płacić wyższe podatki – Krzywa Laffera działa także w drugą stronę.

Gospodarka to system naczyń połączonych – pisał  o tym socjalista(!) Myrdal. Dostał nawet Nobla z ekonomii w tym samym roku co Hayek. I to wcale  nie  był żaden paradoks. Zgodnie z teorią okrężnej przyczynowości Myrdala akcyza na alkohol wpływa nie tylko na producentów i konsumentów – ale i na sprzedawców. A odnotowujemy ponad 10% spadek wolumenu sprzedaży w sklepach małoformatowych, dla których sprzedaż alkoholu jest istotnym elementem sprzedaży i przyciągania klientów. One też płacą podatki. Mniejsze albo większe.

A  dlaczego źle skonstruowana akcyza przeszkadza nie tylko w zwiększaniu rentowności, ale choćby w jej utrzymaniu? Jak celnicy nie przymkną oka, nie da się sprzedawać w Polsce wina czy piwa bez akcyzy. A spirytus się da! Akcyza na wino jest zresztą niższa, nie wozi się wina cysternami, więc możliwości wygospodarowania środków wywołujących zaćmę u celników są mniejsze. A za to elastyczność cenowa popytu dla miłośników na przykład Bordón Gran Reserva 2005 z Rioja, Bodegas Franco-Españolas (złoty medal Grand Prix Magazynu WINO 2014 w kategorii „najlepsze wina czerwone od 51 do 100 zł”) – a więc ze „średniej półki” – jest zupełnie inna niż w przypadku konsumentów „Wyborowej” (podobno najpopularniejsza wódka czysta).

Wódkę niektórzy robią nawet z metanolu. Ale to ryzykowne zajęcie bo kończyć się może śmiercią pijącego (co się jednak w Polsce mimo wszystko zdarza i to stosunkowo wcale nie tak sporadycznie). Ale policja prowadzi w sprawach śmierci na skutek zatrucia metanolem poważniejsze akcje (choć oczywiście nie  tak poważne jak w innych krajach) niż w przypadku znalezienia w wódce wolnych rodników chloru. A skąd się one tam biorą? Można do produkcji wódki użyć wody z kranu. I tak najczęściej wyjaśniają to producenci. Ale pojawiają się one tak samo gdy do etanolu skażonego dla potrzeb przemysłowych benzoesanem denatonium (handlowa nazwa bitrex) dodamy podchloryn sodu. Bitrex jest gorzki jak cholera, ale za to mało toksyczny, więc nie jest przyczyną zgonów co zmniejsza ryzyko jego stosowania. Nie zmienia też koloru ani zapachu etanolu. Znajduje się nadal na liście skażalników, choć od 20 lat wiadomo, że łatwo tę jego gorycz zneutralizować. Na pytanie: „jak wytrącić benzoesan denatonium” Google pokazuje 1.920 wyników w 0,21 sekundy. Wystarczy jedna szklanka podchlorynu do wytrącenia bitrexu z 50 tys. litrów etanolu! A jak ktoś nie chce śladów za sobą zostawiać kupując podchloryn, to kupuje środki do czyszczenia toalet – na przykład, Domestos, w którym tenże podchloryn jest zawarty. Ten patent świetnie się sprawdza – zwłaszcza przy podrabianiu wódek kolorowych, które można dodatkowo posłodzić.

Oczywiście producenci się nie przyznają, że ich wyroby są podrabiane i to ze skażonego etanolu! Wszyscy pamiętają bowiem odstraszający przykład „Łódki Bools”. Po bardzo inteligentnym obejściu przepisów zakazujących reklamowania alkoholu miała ona ponad 10% rynku, który się skurczył do 1% po informacji, że do Polski trafiły podrobione butelki sławnej „łódki”.

Trudno argumentować, że jakaś partia wina to sok winogronowy, a piwa to kwas chlebowy. Można natomiast z powodzeniem sprzedawać hurtowo środek do czyszczenia foteli ginekologicznych. Tak jak onegdaj… olej „technologiczny”. Rząd twierdził, że jego produkcja jest uzasadniona „koniecznością utrzymania miejsc pracy w rafineriach na południu Polski”. A można było go sprzedawać w takich ilościach jak sprzedawano, tylko dzięki niższej akcyzie. A potem wprowadzano go do obrotu jako olej napędowy. Natomiast „skażony” etanol spokojnie wjeżdża z zagranicy. Więc nawet „ochrona miejsc pracy” nie może być argumentem. Taki skażony etanol nazywa się „techniczny” – więc nawet w nomenklaturze jest zbliżony do wyrobów Rafinerii Południowych.

Jeśli chcecie na Święta napić się prawdziwej okowity ze śliwek to musicie „wybulić” minimum 60 zł za litr! Jak okazyjnie „z pewnego źródła” kupicie za 30 zł – to będziecie pili Domestos. Na (nie)zdrowie! I to nie jest skutek liberalizmu, tylko socjalizmu.

 

Inne wpisy tego autora