Nie będzie jednolitego podatku – oficjalne zakończenie prac i porzucenie podatku obwieszczono na stronie internetowej resortu finansów.
Decyzja wydaje się dobra. Jednolity podatek wydawał się atrakcyjnym rozwiązaniem, gdyż pozwalał na jednoznaczną ocenę kosztów pracy, mógłby pomóc w ograniczeniu biurokracji – nie trzeba osobo rozliczać składek ZUS i podatków. Co więcej – każda działalność zarobkowa wiązałaby się z odprowadzenie np. składki zdrowotnej. Tyle plusów.
Jednolity podatek budził też ogromny niepokój przedsiębiorców. Jego wprowadzenie oznaczało bowiem wycofanie się z rozliczania liniowego PIT, bardzo korzystnego dla prowadzących działalność gospodarczą i osiągających ponadprzeciętne dochody. To wywołało poruszenie wśród przedsiębiorców.
W zasadzie dobrze więc, że projekt pozostaje projektem, i to martwym.
Jest jednak jeden problem. Ten problem to ZUS. Od lat przedsiębiorcy skarżą się, że jednakowa składka ubezpieczeniowa obciąża tych zarabiających krocie oraz tych, którzy zarabiają niewiele. Nawet przy przychodach rzędu 2 tys. zł, trzeba płacić 1,2 tys. zł. To zabija drobne firmy.
Dlatego umiarkowanie świętuję koniec prac nad jednolitym podatkiem. Do pełni szczęścia brakuje jednak racjonalnych rozwiązań związanych ze składkami. Doczekamy się?