O CBA 10 lat temu

Doceniasz tę treść?

Dziesięć lat temu, gdy PO głosowała za projektem PiS utworzenia CBA, ja byłem przeciw. Napisałem nawet artykuł o tym dla Wprost. Wcale nietrudno być prorokiem we własnym kraju

KORUPCYJNA ANTYKORUPCJA

Dziadek mi wielokrotnie powtarzał, że „nie należy sikać pod wiatr”. Dziś wiatr historii wieje tak mocno, że jakiekolwiek argumenty przeciwko planom utworzenia Urzędu Antykorupcyjnego mogą się skończyć zamoczeniem spodni. Ale mimo to ostrożnie spróbuję.

W zamierzchłych czasach komunizmu, który w IV RP ma ostatecznie odejść do lamusa, powtarzaliśmy sobie dowcip: Co się zbiera w Ameryce jak jest problem? Komitet Obywatelski. A w Polsce? Komitet Centralny. Dziś, w czasach demokracji, można go nieco zmodyfikować – tworzy się ustawę i powołuje urząd. Antykomunistyczna opozycja, której Michał Kamiński przewodził pod koniec lat osiemdziesiątych na Uniwersytecie Warszawskim przejmując pałeczkę walki z komunizmem od starszych kolegów (w tym niżej podpisanego)  którzy kończyli studia, gdy on zaczynał, walczyła o wolność. A wolność w klasycznej definicji to bark przymusu ze strony państwa i społeczeństwa, grup i jednostek wywieranego na inne jednostki. Groteskowe wydaje się, że znienawidzeni przez nas ubecy nie mięli wówczas nawet drobnej części ani takich uprawnień prawnych, ani możliwości technicznych, którymi dziś dysponują przedstawiciele demokratycznego państwa.  Za „komuny”, człowiek przez całe życie, jak się nie ubiegał o paszport, nie musiał NICZEGO podpisywać. Jakby w stanie wojennym wprowadzono obowiązek numerowania obywateli, wrzask by się podniósł na cały świat. Protestowałyby największe autorytety moralne. Dziś jesteśmy ponumerowani jak gołębie pocztowe. Każdy ma numer PESEL i NIP. Zeznania podatkowe musi składać nawet, jak nic nie zarobił, a za nie złożenie takowego grozi mu więzienie. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego i wywiad skarbowy mają dziś prawo do obserwowania i rejestrowania przy użyciu środków technicznych obrazu zdarzeń i dźwięku, towarzyszącego tym zdarzeniom, w miejscach publicznych. Czynności operacyjne mogą być prowadzone w formie czynności operacyjno-rozpoznawczych, w tym umożliwiających uzyskiwanie informacji oraz utrwalanie śladów i dowodów w sposób niejawny. Sąd Okręgowy w Warszawie może zarządzić kontrolę operacyjną na posiedzeniu, JEDNOOSOBOWO. W przypadkach nie cierpiących zwłoki może zostać podjęta kontrola operacyjna bez postanowienia sądu, który może takie działania zalegalizować w ciągu 5 dni. Przed wydaniem postanowienia w przedmiocie wniosku o zastosowanie kontroli, sąd może zapoznać się, z  materiałami operacyjnymi uzasadniającymi wniosek. Prawodawca wziął sobie do serca ciężką dolę przepracowanych sędziów i postanowił ulżyć im nieco w robocie – nie muszą lecz mogą zapoznać się z uzasadnieniem wniosku.  Trybu nadzoru sądowego nie stosuje się zresztą w ogóle, jeżeli kontrola operacyjna jest prowadzona za wyrażoną na piśmie zgodą osoby będącej nadawcą lub odbiorcą przekazu informacji. Ważne jest to, że wystarczy zgoda osoby „będącej nadawcą”, czyli telefonującej, a nie koniecznie osoby „będącej odbiorcą”, czyli tej, do której się telefonuje. Zważywszy, że wywiad skarbowy i ABW mają prawo korzystać z usług tajnych konfidentów, tożsamości których nie można ujawnić, każdy z konfidentów może wyrazić na piśmie zgodę na podsłuchiwanie rozmowy z każdym, do kogo zadzwoni, bez żadnej kontroli sądowej (sic). Co ciekawe ABW nie może przy wykonywaniu swoich zadań korzystać z tajnej współpracy osób, o których mowa ustawie o ujawnieniu pracy lub służby w organach bezpieczeństwa państwa lub współpracy z nimi w latach 1944-1990, ale wywiad skarbowy nie ma takich ograniczeń. Operatorzy prowadzący działalność telekomunikacyjną w sieciach publicznych oraz podmioty świadczące usługi pocztowe są obowiązani do zapewnienia NA WŁASNY KOSZT warunków technicznych i organizacyjnych umożliwiających prowadzenie przez ABW i wywiad skarbowy kontroli operacyjnej. Oczywiście „na własny koszt” oznacza, że płacą za podsłuch podsłuchiwani (i nie podsłuchiwani) klienci, bo koszt ten operatorzy „wrzucają w cenę”. Są oni zobowiązani udostępnić dane identyfikujące abonenta sieci telekomunikacyjnej lub zakończenia sieci, między którymi wykonano połączenie, oraz dane dotyczące uzyskania próby połączenia między określonymi zakończeniami sieci, a także okoliczności i rodzaj wykonywanego połączenia. Co ciekawe, osobie, w stosunku do której, była stosowana kontrola operacyjna przez wywiad skarbowy nie udostępnia się materiałów zgromadzonych podczas tej kontroli. Przepis ten już na oko jest sprzeczny z kodeksem postępowania karnego. Więc na wszelki wypadek ustawodawca stwierdził, że „nie narusza [to] uprawnień wynikających z art. 321 kodeksu postępowania karnego”. Tradycyjna formuła prawna, że przepis nie narusza innego przepisu, oznacza, że go narusza i dlatego to naruszenie trzeba zalegalizować. Doszło nawet do tego, że w ustawie o kontroli skarbowej pracownikom wywiadu skarbowego przyznano prawo do stosowania środków przymusu bezpośredniego oraz posiadania i użycia broni palnej. BEZ ŻADNYCH WARUNKÓW DODATKOWYCH. Nawet nie wiadomo czy mają strzelać najpierw w powietrze, czy od razu mogą w głowę? CZY TO JEST NAPRAWDĘ ZA MAŁO???!!!

Plan powołania Urzędu Antykorupcyjnego to ewidentny dowód niewiary, że konstytucyjne organy ochrony porządku publicznego i wymiaru sprawiedliwości da się zreformować. Bo jakby się dało, to po co potrzebny miałby być kolejny urząd? Ale problem nie tylko w wierze bądź jej braku. Choć to polityka, a nie ekonomia, warto przywołać klasyczną książkę Frederica Bastiata „Co widać i czego nie widać”. Będzie oczywiście widać ewentualne spektakularne sukcesy współczesnego Eliota Nesa i jego współtowarzyszy walki z korupcją. A czego widać nie będzie? Nie widać będzie strat jakie poniesie prokuratura, CBŚ, ABW, policja, NIK i wywiad skarbowy, gdy najlepsi ich pracownicy, którzy przejdą przez sito selekcji powędrują do Urzędu Antykorupcyjnego. Kto więc będzie miał stanowić trzon gwardii, która miałaby naprawić te instytucje? Ale wyobraźmy sobie, że stosując podsłuchy i inwigilacje Urząd Antykorupcyjny podejmie podejrzenia, że nastąpiło naruszenie prawa i co? Powiadomi o tym prokuraturę, która przez kilka lat będzie przygotowywała akt oskarżenia??? Czy może sprawy kierowane do prokuratury przez Urząd Antykorupcyjny będą miały pierwszeństwo??? Czy może Urząd ten sam będzie przygotowywał akty oskarżenia? Niechby nawet, w sądzie sprawa będzie się ciągnęła do ostatecznego wyroku Sądu Najwyższego przez kilka ładnych lat. Ale za to będzie o niej głośno w mediach.

Może więc lepiej przyjrzeć się powodom korupcji i je wyeliminować. Pan Bóg zakazał Adamowi i Ewie zrywać jabłko, żeby wystawić ich na próbę. Czy mógł nie wiedzieć, że wąż skuci Ewę, a ona Adama? Przecież jest wszechmocny. Dlatego dziś modlimy się „… i nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw ode złego…” Może więc na pokuszenie nie powinien nas wodzić także prawodawca.

Jak rozdaje się koncesje, to ktoś dostanie ją pierwszy, ktoś dostanie ją ostatni, a ktoś inny nie dostanie jej w ogóle. Urzędnik nie musi przyjąć od nikogo łapówki. Wystarczy, że jednemu da, nie przyjmując w zamian żadnej korzyści, a innemu nie da, bo go ”cosik nie lubi”. Czy będą wsadzać za „nie dawanie”? A jak po kilku latach taki urzędnik pójdzie pracować do tego, komu dał koncesję, to go wsadzą za nawiązanie stosunku pracy? A jak jakaś śliczna pani prezes uwiedzie urzędnika żeby dostać koncesję? Przecież nie od dziś wiadomo, że facet nie może myśleć i kochać jednocześnie. Kogo złapie w takiej sytuacji Urząd Antykorupcyjny? I za co? Będą sprawdzać, czy robili to z miłości?

1. Prawo podatkowe

Prawo podatkowe jest najlepszym dowodem działania prawa stalinowskiego prokuratora Andreja Wyszyńskiego „dajcie mi człowieka, a znajdę na niego paragraf”. Jak pisał Adam Smith podatnicy nie powinni być zbyt często nachodzeni przez kontrolerów i narażani na udrękę kontroli, która może zniechęcać lud do podejmowania działalności gospodarczej, gdyż choć udręka ta, ściśle się wyrażając, nie jest wydatkiem, to przecież z pewnością jest warta tyle, co wydatek, którego kosztem każdy skłonny jest się od niej wykupić. Jeżeli tendencja zwiększania uprawnień kontroli skarbowej wobec podatnika się nasila, powstaje półoficjalny „cennik” i rozwija się rynek usług w zakresie „wykupowania” się od tej udręki. Chyba tak właśnie myśleli ludzie, którzy próbowali zmusić do ”wykupienia się” Romana Kluskę. Z drugiej strony na istnieniu luk w prawie podatkowym można zarobić krocie – chodzi przecież o konkretne pieniądze, których można nie zapłacić. Działanie tak zwanej mafii paliwowej stanowi pewnego rodzaju „exemplum”. Różne wyjątki podmiotowe, które pozwalały nie płacić akcyzy, zapisane były małymi literkami po odnośniku w przypisie na dole tabeli będącej załącznikiem do rozporządzenia wykonawczego do ustawy. Tylko jasne i proste przepisy jasno określające podstawę opodatkowania, nie różnicujące stawek podatkowych na takie same towary i usługi pozwolą wyrwać się z macek tej ośmiornicy – nie tylko podatkowej.

2. Prawo farmaceutyczne

Konstytucja zapewnia nam „równy dostęp do świadczeń opieki zdrowotnej finansowanej ze środków publicznych”. Ale te osławione środki publiczne” to nic innego jak podatki płacone przez tych, którzy mają mieć ów „dostęp do świadczeń”. A jak popatrzymy na rozkład tych środków publicznych, to się zaraz okaże, że na opiece zdrowotnej najwięcej korzystają bynajmniej nie pacjenci. Wydajemy na szpitale, na lekarzy i na koncerny farmaceutyczne. Państwo finansuje „lekarstwa”, a nie pomoc medyczną. Skąd to wiem? Ano mam alergię i jedno lekarstwo mogę kupić bez recepty, a drugiego, nie. Podobno dlatego, że jedno jest w opakowaniu po siedem sztuk, a drugie po dziesięć. Ktoś, kto wymyślił taki przepis albo jest kretynem, albo wziął łapówkę. Co powinno być surowiej karane? Moim zdaniem głupota. A najbardziej głupota prawodawcy, który daje urzędnikom taki zakres władzy – także finansowej. Dlaczego to nie lekarz ma decydować jak i czym mnie leczyć, tylko urzędnik? Lekarzy jest więcej i dlatego trudniej ich przekupić. Co więcej, przekupywanie wielu lekarzy jest o wiele mniej efektywne, niż przekupienie jednego urzędnika decydującego, co ma się znaleźć na liście leków refundowanych, czy dostępnych bez recepty.

3. Prywatyzacja

Żeby nie dopuścić do korupcji przy prywatyzacji wcale nie należy jej wstrzymywać. Przeciwieństwem złej prywatyzacji jest dobra prywatyzacja, a nie brak prywatyzacji. Po jej przeprowadzeniu kończy się korupcja. Jak pracownicy okradają pracodawcę, albo na odwrót, to wystarczy prokurator i policja. Oby tylko działali sprawnie. Oczywiście najprostszym sposobem przejrzystej prywatyzacji jest sprzedaż akcji prywatyzowanych spółek na giełdzie, a w przypadku innych dóbr – zwykła licytacja. Kto daje więcej – wygrywa. ABW może sprawdzić co najwyżej, skąd potencjalny nabywca ma pieniądze. I czy je rzeczywiście ma. Tymczasem przeciwnicy rozwiązań prostych utrzymują, że życie jest skomplikowane dlatego i przepisy muszą być skomplikowane. A tak wcale nie jest.

4. Prawo inwestycyjne

Przez wiele lat na warszawskim Ursynowie dostrzec można było teren otoczony licznymi domami, którego właściciel nie mógł otrzymać pozwolenia na budowę. Powód? Ekologiczny. W sąsiedztwie znajduje się Puszcza Kampinoska. Nikomu nie przeszkadzało jakoś, że bliżej tej puszczy wybudowano inne domy. Trzeba zmienić przepisy prawa budowlanego, żeby urzędnicy nie mogli wydawać uznaniowych decyzji, które z jednych czynią milionerów, a innych potrafią zrujnować. Czy jak w Warszawie zwraca się jedną kamienicę przedwojennym właścicielom, a innym drugiej się nie zwraca, to korupcja? Przecież ci, którym ich własność zwrócono, a często ich następcy prawni – i to wcale nie spadkobiercy, tylko ci, którzy nabyli prawo do spadku – mogą na sprzedaży zarobić znacznie więcej, niż wówczas, gdyby w tym samym czasie do kupienia było kilka innych kamienic, których zwrot  się dziwnie ociąga. Jak nie wiadomo o co chodzi, to wiadomo, że chodzi o pieniądze.

5. Prawo zamówień publicznych

Antidotum na różnego rodzaju patologie miała się stać ustawa o zamówieniach publicznych. Jej uchwalenie było przejawem wiary, że wszelkie nieprawidłowości można wyeliminować przy pomocy ustawowych zapisów i powołania jakiegoś urzędu – w tym wypadku był to Urząd Zamówień Publicznych. Ustawa o zamówieniach publicznych z 1994 roku zawierała 97 artykułów. Jak działała – wszyscy wiemy. Nowa ustawa o zamówieniach publicznych z 2004 roku liczy sobie 227 artykułów. To przejaw marksistowskiej, dialektycznej wiary, że ilość przechodzi w jakość. Nie przechodzi. Jest jeszcze gorzej niż było. Skutkiem jest tylko spowolnienie procesów inwestycyjnych – ergo tempa wzrostu gospodarczego, bo inwestycje mają na to tempo niejaki wpływ. Podstawowym kryterium wyboru jakiejkolwiek oferty musi być cena za jakość. Te dwa parametry daje się ze sobą naprawdę bardzo łatwo zestawić. Wie o tym każdy, kto buduje sobie dom. Nie wiedzą o tym urzędnicy, którzy (nie)budują autostrady. Albo udają, że nie wiedzą. Czy jakikolwiek racjonalny inwestor prywatny rozpocznie inwestycję nie wiedząc, ile za nią zapłaci? A w przypadku inwestycji podlegających ustawie o zamówieniach publicznych jest to norma. I podobno musi tak być, bo nie może być inaczej.

Czy Urząd Antykorupcyjny będzie skuteczniejszy niż Urząd Zamówień Publicznych? Jeśli już musi powstać to życzmy sobie, żeby był. Pamiętajmy tylko, że nie tylko pieniądze deprawują. Władza deprawuje nawet bardziej, co dobitnie, wielokrotnie pokazywała historia. Jak pisał Lord Acton – „władza absolutna deprawuje absolutnie”.

Inne wpisy tego autora