Papuga z dziobem zawiązanym. Rzecz o cenzurze

Doceniasz tę treść?

Pisałem już tak kiedyś. My tu sobie gadu gadu, a tymczasem walizka sama po peronie pomyka. No może i wybory prezydenckie, czy tam prezesa Sądu Najwyższego mają jakieś znaczenie, ale wokół dokonują się sprawy znacznie donioślejsze, a my nawet nie zwracamy na nie uwagi. Ot, choć jak to, że kilka dni temu odwołano globalne ocieplenie. Zastąpić je ma kosmiczne ochłodzenie. Chodzi o niespotykanie niską aktywność Słońca, które coś tam coś tam i od 100 dni nie ma plam, co oznacza, że wchodzi w swoje tzw. minimum. Ostanie tak duże przerwy w zasilaniu miały miejsce w latach 1790-1830 kiedy lat nie było. Te czasy, to nie epoka napoleońska i okres Restauracji, tylko tak naprawdę minimum Daltona. W takim 1816 roku na południu Kanady jeszcze w czerwcu leżał śnieg. Na dodatek na Sumatrze wybuchł wulkan, więc na Węgrzech posypało się z nieba na czerwono. Za to były wyjątkowo widowiskowe zachody słońca co np. taki Turner uwieczniał. Były tak piękne, że ludzie szczególnie mieli się ku romantyzmowi.

 

Na przerwy w dostawach światła i ciepła ze Słońca i na wybuchy wulkanów wpływu nie mamy. Tak foton potrzebuje milionów lat, by do nas dolecieć. Powstaje w jądrze naszej gwiazdy i tak się tam tłucze przez miliony lat przebijając się przez kolejne warstwy, aż dociera na powierzchnię i wtedy już siup w podroż do Ziemi na nasze truskawki, pomidory i panią Władysławę z Ogródków Działkowych im. Spółdzielców Społem. Ta wyprawa fotonom zajmuje już tylko 8 minut, ale nic człowieku nie zrobisz z tym, jak miliony lata temu coś tam w zasilaniu nie styknęło. Ale ja zasadniczo nie o tym, kto ciekaw, to na stronach NASA może poczytać.

Dzieją się bowiem rzeczy naprawdę ważne na który wpływ mamy, ale o nich nie wiemy, albo też wpływać na nie nam się nie chce. Oto do Polski właśnie zawitała półoficjalna, zinstytucjonalizowana cenzura. Nie, nie będę pisał o piosence Kazika i Trójce. To incydent w gruncie rzeczy bez większego znaczenia i przy odrobinie wolnej woli dałoby się go wyjaśnić. Ale tej nie ma, więc opozycja będzie mówiła o cenzurze jak za komunistycznej junty Jaruzelskiego, a PiS o oszustwie w radio przy układaniu listy przebojów. Tak będzie na wieki wieków i nic tego nie zmieni. Piszę o czymś znacznie poważniejszym niż pojedyncze, a nawet kolektywne akty głupoty i histerii. Piszę o systemie.

Dotychczas mieliśmy do czynienia z cenzurą szarą, wynikającą z prania mózgów doktryną politpoprawności i tą, którą stosują całkowicie bezprawnie media społecznościowe, a także Google. Teraz z błogosławieństwem mediów i miłościwie panującego nam rządu, mamy już instytucjonalnie zorganizowany zamach na wolność słowa. Nazywa się to walka z „fałszywymi wiadomościami” w kręgach obytych zwanymi „fake newsami”. Oto państwowa agencja PAP i rząd usty Justyny Orłowskiej – Pełnomocnik Prezesa Rady Ministrów ds. GovTech obwieściły wprowadzenie do sieci Wielkiego Brata. Nazywa się #Fakehunter. Nawet polskiej nazwy nie potrafili wymyślić, jak choćby Łowca Lipy, tylko bezmyślnie muszą naśladować Zachód, z którego te ponure i debilne pomysły przychodzą. Otóż ten ichni #Fakehunter to będzie taka niby platforma, na którą będzie można zgłaszać teksty do ocenzurowania. A wtedy państwowy PAP, ten cały Govtech i tzw. „społeczni weryfikatorzy” siądą, pochylą się nad publikacją i zdecydują, czy Polacy powinni ją czytać, czy nie. Oczywiście to wszystko, jak wyjaśnia szef państwowej/rządowej PAP, z troski o „zdrowie i bezpieczeństwo społeczne”.

Cenzura zawsze działa z troski o obywatela. Czy komu głupiemu wydaje się, że PRL-owski Główny Urząd Kontroli Prasy Publikacji i Widowisk z Mysiej w Warszawie oznajmił, że cenzuruje, bo walczy z opozycją, nieprawomyślnymi treściami i obywatelskimi wolnościami, by PZPR po wsze czasy rządziła? Cenzura zawsze działa z troski o dobro społeczeństwa.

Teraz pretekstem jest oczywiście pandemia koronawirusa. Obywatel przeczyta co głupiego, albo jak twierdzi propaganda Demokratów, a za nimi głupie i kłamliwe media powtarzają, posłucha Trumpa, wypije wybielacz i zrobi sobie krzywdę ze stratą dla społeczeństwa. Koronawirus to doskonały pretekst, trudno bowiem zaprzeczyć, że w Polsce, jak to już Jan Kochanowski pisał, medyków jest dostatek, tak więc jedna baba drugiej babie, a potem pół miasteczka kiszoną kapustą zarazę leczy. To nie jest żadna polska specyfika jak chcieliby jasno oświetleni, tylko tak jest na całym świecie. Więc teraz nad wszystkim będzie czuwała państwowa agencja, rząd i „społeczni weryfikatorzy” najczęściej utrzymywani przez wielkie korporacje, ale też inne państwa.

Weźmy sobie pierwszego z brzegu owego społecznego partnera i weryfikatora jak firma, czy tam z księgowych powodów stowarzyszenie Demagog prowadzące m.in. Akademię „Fact Checingu” (mdło się robi od tych pretensjonalnych, anglojęzycznych zwrotów kopiowanych z nowobogacką gorliwością). Otóż ten cały Demagog dostaje pieniądze, jak sam się chwali, m.in. od Sorosa – Fundacji Batorego, Funduszu Inicjatyw Obywatelskich i ambasady USA. Co to w ogóle za porządki, by teraz państwowy PAP, rząd i jacyś tam samozwańczy weryfikatorzy utrzymywani za pieniądze z zagranicy decydowali o wolności słowa w Polsce? Nie ma wątpliwości, że owe fałszywe wiadomości mogą wyrządzić wiele szkód. Ale na szali mamy drugą wartość, którą jest wolność słowa, swoboda ekspresji i wypowiedzi. Lekarstwo jest tu znacznie gorsze od choroby. To, że są włamywacze nie oznacza nigdy konieczności zakratowania wszystkich okien. To tak jakby przestępczość zlikwidować zaprowadzając państwo policyjne jak w NRD.

Co to za koncept samozwańczych „społecznych weryfikatorów”? Kto ich będzie weryfikował? Mniej więcej znana jest już zasada ich działania. Od liku mamy tych tropicieli mowy nienawiści, od śledzenia tego i owego jak choćby sławetny Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych założony przez oszusta, który teraz ukrywa się za granicą. Pełno tych fundacji, instytutów śledczych, ośrodków srego i owego zajmujących się tropieniem niepoprawności politycznej, donoszeniem, szczuciem i walką z wolnością słowa. Już nie można sobie nawet powiedzieć, że Kaśka ma grubą dupę, by nie zostać oskarżonym o to, czy tamto. Teraz ta cała banda ma błogosławieństwo państwa i rządu. A media się będą cieszyć i kibicować, a jakże.

Każda opinia, zdanie, publikacja w sieci autorstwa wolnego obywatela odbiera im pieniądze. Im jest gorzej w internecie, im nudniej, im mniej ludzie dyskutują ze sobą, tym dla nich lepiej, bo chodzi o to, żeby siedzieć i czytać tylko to co, one piszą, gdyż w ten sposób zarabiają. Nie daj Boże pojawią się jeszcze samorodne talenty, ja choćby ja, które ktoś czyta. Czas poświęcony przez czytelnika na ten tekst, to dla nich strata czystej gotówki, bo zamiast czytać WEI, czytelnik ma siedzieć w jakimś „ogólnie uznanym i szanowanym” medium, gdzie reklamy migoczą, więc licznik bije. Oczywiście chodzi też o to, by kłamać i zmyślać mogły tylko owe dopuszczone media, a nie jakiś tam zwykły Kowalski. Reszcie trzeba obciąć zasięgi, tak jak to robią media społecznościowe i giganci internetu. Pisać i pokazywać to wy Kowalski se możecie jak upiekliście ciasto z rabarbaru, że wam kotek napsocił i o tym, że na wycieczce w Radomiu byliście. Reszta ma być zarezerwowana dla dotychczasowych władców serc i umysłów.

A głupi PiS się chwali i raduje, że jest taki nowoczesny i Wielkiego Brata w postaci tego całego #Fakehuntera zaprowadził. Cieszą się jak świnia na widok koryta pełnego śruty, albo indory przed Świętem Dziękczynienia. Otóż towarzysze z PiS, jak wygra PO to nawet waszego gulgotania nie będzie słychać. Będziecie mieli na gardle powróz, który sami żeście upletli. Będzie dokładnie tak jak z darmowymi, państwowymi podręcznikami, które towarzysze z PO zaprowadzili. Darmowe, bo za pieniądze m.in. z emerytury mojej mamy, która całe życie w szkole pracowała, a teraz zrzuca się na złotą dziatwę z Konstancina. Tłumaczyłem wam barany, że przyjdzie taki moment, kiedy to nie wy będziecie pisać podręczniki np. do historii. No to teraz od 2015 pałacie oburzeniem, że to PiS je układa.

To jednak nie koniec. Już niedługo i u nas będzie jak na owym wytęsknionym Zachodzie. Oto zaledwie kilka dni temu Zgromadzenie Narodowe we Francji ustanowiło już cenzurę pełną gębą, czy też w ich przypadku pełnym dziubkiem. To tzw. ustawa Avia od nazwiska deputowanej Laetiti Avii z LREM prezydenta Macrona. Zgodnie z nowym prawem wyszukiwarki, portale, media społecznościowe mają usuwać z sieci wszelkie treści nienawistne, zawierające zniewagi, rasistowskie etc., które zostaną zgłoszone przez użytkowników. Kto to ci owi „użytkownicy”. Wiadomo będą to francuscy odpowiednicy naszego Debila, czy tam Demagoga, członkowie POP – Podstawowych Organizacji Partyjnych PiS, czy PO, specjalnie oddelegowani donosiciele z mediów „cieszących się autorytetem”, działacze wszelkich organizacji na rzecz tego czy tamtego etc. Kto nie posłucha będzie ukarany grzywną w wysokości 1,25 miliona euro. To i tak znacznie łaskawiej, niż w Niemczech, bo tam za nieusunięcie z internetu „fałszywych wiadomości” grozi kara nawet 150 milionów euro.

– Nie możemy już liczyć na dobrą wolę platform internetowych. To do państwa należy ustalenie jasnych zasad – oznajmił naczelny cenzor Francji, minister ds. cyfryzacji Cedric O. O nazywa się O i nic na to nie poradzę. Ustawa tak naprawdę nie dotyczy gazet, czasopism, stacji radiowych i telewizyjnych, bo tam są redakcję, które same decydują jakie obelgi i słowa nienawiści udostępniać. W sieci zaś są obywatele i to ich trzeba poskromić. Oczywiście firmy internetowe wskazują, że nie są w stanie ułożyć takich programów, które wszystkie przestępstwa nienawiści wychwycą, więc będą musiały posłużyć się interfejsem białkowym, czyli ludźmi. Zasiądą w nich więc cenzorzy z krwi i kości jaka za PRL na Mysiej w Warszawie i będą decydować, czy pisanie, iż Juncker to druncker, czyli pijak, a Ursula von der Leyen rzewna jest, to już mowa nienawiści, czy jeszcze przez chwilę nie. Nowe prawo ma obowiązywać od 1 lipca. Zatrzymać to szaleństwo może jeszcze tylko Rada Konstytucyjna – odpowiednik naszego Trybunału.

Nie ma wątpliwości, że cenzura w formie takiej jak w Niemczech, Francji, Szwecji, czy Wielkiej Brytanii prędzej, niż później trafi do Polski. Sama Unia pracuje już nad tym, by nikt nie mógł napisać, czy powiedzieć, co ja o tej instytucji i eurokratach myślę. W Polsce pierwszy raz od 5 lat coś zostanie zaprowadzone za zgodę narodową, przy poklasku PiS i opozycji. Wreszcie będą mieli okazję podać sobie ręce. Tę zgodę przyklepią oczywiście media. Piszę to do znudzenia: nie ma takiej tandety intelektualnej, której byśmy sobie z Zachodu nie sprowadzili. Tam jest cenzura, to będzie i u nas – jasno oświecona, postępowa, wolnościowa i tolerancyjna. Słowacki pisał o Polsce: „pawiem narodów i papugą byłaś”. No więc będziemy papugą, tyle że z zawiązanym dziobem.

Czy ktoś jeszcze pamięta Międzyresortowy Zespół do Spraw Przeciwdziałania Propagowaniu Faszyzmu i innych Ustrojów Totalitarnych oraz Przestępstwom Kierowanym Nienawiścią na tle Różnic Narodowościowych, Etnicznych, Rasowych, Wyznaniowych albo ze względu na Bezwyznaniowość, w skrócie zwany MzdsPPFiiUToPIN ntRRNERWazwnB powołany przez premiera Morawieckiego? No właśnie. I w tym jedyne nadzieja, że coś się rozlezie, gdzieś tam zgubi, będzie jak to u nas byle jak i ten potworek Wielki Brat zwany Fakehunterem na jakiś czas zdechnie.

P.s. Jeśli kogoś z Państwa razi, iż używam słów powszechnie uznanych za obraźliwe, to pragnę nadmienić, że jeszcze przez chwilę chcę ich sobie poużywać i ponadużywać i nacieszyć się wolnością póki jeszcze nie jest mi odebrana.

Inne wpisy tego autora