Polityka zagraniczna potrzebuje swojego 500 plus

Doceniasz tę treść?

Naszą politykę zagraniczną wyznaczają dziś bieżące potrzeby partyjnej narracji, a nie dalekosiężne interesy narodowe. Zamiast wizji wyrosłych z wartości i pogłębionych analiz, mamy politykę bon motów rzucanych na potrzeby wewnętrznych sporów. W polityce zagranicznej nie udało się stworzyć odpowiednika Planu Zrównoważonego Rozwoju, czy 500 plus, w polityce społecznej.

Nie żeby było coś złego w dochodzeniu  odszkodowań wojennych od Niemców. Należą nam się i to nieprawda, że robią to tylko bankrutujący Grecy czy głodujący Namibijczycy. Amerykanie  domagają się odszkodowań od niemieckich koncernów samochodowym, od banków piorących brudne pieniądze. Organizacje Żydowskie domagają się pieniędzy  ich przodków ukrytych  na tajnych szwajcarskich kontach.

Rzecz w formie,  i braku umocowania naszych  roszczeń w dalekosiężnej strategii państwa.  Projekty tej skali, zarówno jeżeli chodzi o wartość monetarną jak i wagę polityczną,  wymagają misternego przygotowania i przemyślanej gry.

Zwykle dobrze jest zacząć taką analizę od końca. Ile możemy stracić zanim coś wygramy.? Pytanie co też Polska zakomunikuje światu w przypadku przegranej,   a w zasadzie, co już komunikujemy , skoro Niemcy odrzuciły nasze roszczenia? Czy Polska  ma gotowy pozew, który teraz rzuci na stół w odpowiedzi na nonszalancką reakcję Berlina?  Nie wystarczy powiedzieć –  da się podważyć porozumienie z 1953 i zrzeczenie się roszczeń, a  kolejny raz w latach  70 tych i kolejny  po  zjednoczeniu Niemiec.  Trzeba od razu mieć gotowy dokument.  Nic dziwnego, że nikt poważnie nei tratuje pogróżek.

Przypomnę,  że raz już Sejm debatował nad reperacjami. W 2004 roku opracowano nawet całe mnóstwo   dokumentów i rzecz ucichła. Zbrakło woli politycznej..  Jeżeli scenariusz się powtórzy  to w świat pójdzie jasny komunikat, że nie warto brać Polskich  roszczeń  poważnie.   Ani kiedy domagamy się reperacji, ani wstrzymania budowy Nord Stream 2, ani zwolnienia z relokacji imigrantów. Pewnie znowu rozgrywają jakąś wewnętrzną grę polityczną, o której za chwilę zapomną.

 

Zanim wrzuci się granat w historyczne szambo, warto jest wcześniej podjąć ciche negocjacje. Dać szansę drugiej stronie wyjść z tego z twarzą. Wynegocjować cokolwiek. Cięższą amunicję lepiej trzymać w zapasie. Tak się nie stało. Nic dziwnego, że Berlin kwituje całe wydarzenie wewnętrzną polityką Polski i z góry odmawia jakichkolwiek reperacji. Zakłada, że od początku tu nie chodziło o pieniądze, tylko o podniesienie temperatury politycznej.. Rzuciliśmy  najpotężniejszej w Europie gospodarce rękawicę, nie mając pomysłu jak wygrać ewentualne starcie, ba, nie wiedząc nawet  gdzie ono  ma się odbyć.

Zanim zaczniemy się zastanawiać jak dobrać się do  należnych nam pieniędzy, powinniśmy się zastanowić, czy aby nie przyjdzie się nam nimi dzielić. Ile z tej sumy zażądają  Litwini, Białorusini,  Ukraińcy, o Żydach nawet nie wspominając. Wszyscy kiedyś byli częścią Rzeczypospolitej .  Ich też dotknęły zbrodnie,  konfiskaty majątków.

W kwestii żydowskiej  rzecz jest jeszcze trudniejsza. Dotąd Polska racjonalnie broniła się przed  roszczeniami organizacji żydowskich, domagających się hurtowego odszkodowania za całe mienie post-żydowskie.   Polska, zgodnie z prawem dowodziła, że nie może wypłacać odszkodowań  za pochodzenie, a jedynie prawowitym spadkobiercom. . Teraz  rzecz by się mocno skomplikowała. Z 6 mln zamordowanych polskich obywateli, pewnie połowa była żydowskiego pochodzenia. Tracili, życie, wielopokoleniowy dobytek, byli ofiarami tej samej niemieckiej agresji. Teraz zechcą  być beneficjentami tych  samych reperacji.  Czy aby na pewno jesteśmy intelektualnie przygotowani do publicznej debaty ile komu się należy?

To nie jest miejsce na rozważania jak należałoby prowadzić takie rozmowy z Niemcami. Czy warto i  czy nie jest już na to za późno. Problem jest poważniejszy i dotyczy całej naszej polityki zagranicznej. Uciekania w zastępcze tematy, szukania pozornych rozwiązań zamiast systemowych strategii. . Kiedy nie możemy znaleźć linii porozumienia z Brukselą uciekamy w miraże Trójmorza. Nie, żeby było coś złego w zacieśnianiu regionalnych kontaktów, ale gorzej kiedy sami oszukujemy się, że to może być alternatywa na złe relacje z Komisją Europejską. Nie jest. Tak jak nie da się prowadzić polityki wschodniej, na zmianę deklarując wsparcie i pomoc Ukrainie w ich  drodze do UE, a za chwilę lobbując przeciwko wolnocłowej wymianie handlowej Ukrainy z UE. Nie wystarczy mieć wartości, świat musi jeszcze uwierzyć, że je mamy i potrafimy ich faktycznie bronić.

 

Inne wpisy tego autora

Niszczenie pomników to przykład ekoterroryzmu

– W ostatnim czasie obserwujemy ruchy aktywistów w całej Europie i takie zachowania przenikają także do Polski – mówił Tomasz Wróblewski w programie „Punkt Widzenia”

SKĄD STRACH PRZED ŚWIATEM? #WWR177

#177 Podcast Warsaw Enterprise Institute – Wolność w Remoncie Czasem drobne rzeczy potrafią wybić nas ze złudzeń normalności. Tomasza Wróblewskiego do nowego sezonu natchnął raport