Im trudniejszy produkt do sprzedania, tym paradniejsze opakowanie. Wymyślne kształty, szokujące kolory. Wszystko byle nie powiedzieć, co siedzi w środku. I tak nowym znakiem promocji polskiej gospodarki ma być – sprężynka. Mniejsza o to, z czym się komu kojarzy i czy musiało to kosztować 900 tysięcy zł. Rzecz w tym, że cokolwiek tam widnieje, to nie jest Polska.
Spoglądam na znaczki przedstawicielstw handlowych i biur promocji państw, które wiem, że mają coś do sprzedania.
Amerykanie – American Eagel
Wielka Brytania – Lwy w koronie
Niemcy – Niemiecka flaga opasująca glob
Szwajcaria – szwajcarski krzyż
Włosi – po prostu napis Italia
Austria – Wielkie A i Austria
Francja – francuska flaga
Ktoś wykonał ogromną pracę, wziął niezłe pieniądze za to, żeby Polska nie kojarzyła się z Polską. To trochę jak Palma na rondzie Charles’a de Gaulle’a. Na centralnym skrzyżowaniu, w Londynie, Berlinie, Paryżu, Waszyngtonie stawia się pomniki najbardziej zasłużonych, uosobienia dumy narodowej, obeliski, łuki tryumfalne a w Warszawie plastikowa palma. Niby taki happening, a tak naprawdę wyraz nicości. Społeczeństwo bez treści. I do tego teraz sprężynka.
Od lat nie możemy stworzyć jednolitej koherentnej polityki promocji handlu. Pieniądze porozrzucane są po rozmaitych instytucjach. W ministerstwie gospodarki, rolnictwa, spraw zagranicznych, trochę w kancelarii premiera, trochę prezydenta i trochę w ministerstwie kultury. Jedni z drugimi rywalizują i najchętniej zajmują się wymyślaniem nowych sprężynek, wizytówek i odmienianiem przez przypadki słowa innowacyjność.
Amerykański Trade Representative, ma jedno i to samo logo od 50 lat. Ale zamiast wydruków z Internetu, amerykańskim biznesmenom przynosi pełna listę kontaktów, organizuje spotkania, nawiązuje relacje handlowe, a jak trzeba to sam łazi po gazetach w Polsce, żeby pomóc swojemu przedsiębiorcy w kłopotach. Przedsiębiorcy, bo to on obiektem promocji. Ale jak się nie wie, co się sprzedaje, to zostaje nam artystyczny wygłup – palma, czy sprężynka zamiast treści.