Rosyjska paranoja wzmocni obronę Polski

Doceniasz tę treść?

Rosja, nie tylko jej władze, ale także społeczeństwo, w coraz większym stopniu, brnie w utopię osaczenia. Zachód jawi się w niej, jako przebiegła globalna siła polityczna, która gotowa jest użyć wszelkich metod, by osłabić świętą Ruś, a najlepiej w ogóle ją rozkawałkować. W takim ujęciu każdy krok, polityczny czy militarny, podjęty przez Kreml, choćby ewidentnie agresywny, jawi się jako obrona. Można podejść do tej paranoi w dwojaki sposób. Pierwszy to ubolewanie, drugi – wykorzystanie jej do wzmocnienia bezpieczeństwa Polski.

Minister spraw zagranicznych Federacji Rosyjskiej Siergiej Ławrow nadał owej paranoi ramy polityczne. Ogłosił niedawno, że podstawowym celem dyplomacji będzie obrona rosyjskiego świata (russkij mir). W ujęciu MSZ tworzą go już nie tylko etniczni Rosjanie mieszkający poza granicami Rosji, czy ludność Ukrainy oraz Białorusi, ale także wszyscy (niezależnie od narodowości), którzy sami uważają się za Rosjan lub kultywują kulturę rosyjską. Przy wystarczająco szerokiej interpretacji za objętych rosyjską ochroną można by uznać także np. studentów rusycystyki Uniwersytetu Warszawskiego.

Obrona russkiego miru to nie tylko zadnie dyplomacji, ale także sił zbrojnych. Armia Federacji interweniowała wszak w Gruzji w obronie obywateli rosyjskich żyjących w Osetii, gdzie wcześniej na prawo i lewo Moskwa rozdawała paszporty rosyjskie każdemu, kto chciał je wziąć. Podobnie na ukraińskim Krymie. Teraz do ataku niepotrzebne byłoby nawet obywatelstwo, wystarczy poczucie uczestnictwa w rosyjskiej kulturze, której trzeba wszak bronić, bo zagrażają jej knowania zachodu.

Agresja jako obrona znajduje szerokie poparcie społeczeństwa rosyjskiego. Badania ośrodka Lewada pokazują, że 82 proc. Rosjan uważa, że zachód im zagraża, trzy czwarte uznaje, iż Rosja nigdy nie była agresorem, zawsze się broniła. Taką postawę można by uznać za efekt rządowej propagandy, która konsekwentnie wmawia Rosjanom, że na zachodzie rozlewa się fala rusofobii, ale współczesna Rosja nie jest państwem totalitarnym, obywatele ciągle mają dostęp do innych informacji niż serwowane im przez reżimowe media. Propaganda odnosi tak znakomite sukcesy, ponieważ trafia na podatny grunt. Większość Rosjan ewidentnie czuje dumę z odradzającej się potęgi ich państwa, a agresję postrzega jako odpowiedź na pogwałcenie godności Rosji, a zatem jako obronę.

Jaki z tego morał? Nie mamy co zmieniać Rosjan, stawiać na demokratów i liberałów, którzy zawsze byli w Rosji marginesem bez szerszego poparcia społecznego. Skoro Rosjanie, jako naród, brną w paranoję rzekomej obrony, ich przywódca będzie musiał podejmować dalsze agresywne kroki. Interwencja w Syrii nie jest tylko pochodną złych wyników makroekonomicznych, zaserwowania Rosjanom imperialnej dumy z udanej operacji militarnej za morzami, byle nie pytali o spadek poziomu życia i perspektywy ekonomiczne kraju. To także, a może przede wszystkim, odpowiedź na realne zapotrzebowanie społeczne. Reżim Putina pokazuje – głównie na użytek wewnętrzny – że ma doktrynę obrony Rosjan (jak najszerzej definiowanych) wszędzie, gdzie tylko przebywają i narzędzia militarne, by to czynić.

W takiej sytuacji dalsze agresywne i prowokacyjne kroki Moskwy są, jak się wydaje, nieuniknione, choć na wojnę z NATO się raczej nie odważy. Daje to nam znakomite pole do zwiększania wydatków obronnych oraz wywierania presji na NATO, by wzmogło zaangażowanie w obronę Polski i innych państw położonych w pobliżu Rosji.

Deklaracja przyjęta podczas niedawnego szczytu przywódców państw wschodniej flanki Sojuszu w Bukareszcie jednoznacznie skazuje Rosję jako zagrożenie i apeluje do Paktu o wzmocnienie obecności w tych krajach. Bez „asertywnej” polityki rosyjskiej takie wydarzenie w ogóle nie byłoby możliwe. Idąc dalej, wskutek poczynań Kremla nie byłoby obecnie trudno przekonać społeczeństwo polskie do znacznego zwiększenia wydatków obronnych, w Stanach Zjednoczonych zaś dojrzewa przekonanie, że Rosja jest problemem trwałym a nie sezonowym.

Im więcej hałasu, więcej rosyjskich prowokacji, tym łatwiej wywierać presję na partnerów z NATO, by uwzględniali polskie obawy. Rosja swoimi poczynaniami daje nam czas na zbudowanie skutecznego systemu obrony, przygotowanie się do konfliktu, gdyby miał kiedykolwiek wybuchnąć. Najlepiej dla wszystkich by się stało, gdyby Rosja przestrzegała norm międzynarodowych i włączyła się politycznie i gospodarczo do rodziny narodów cywilizowanych, ale tak nie będzie. Nie mamy wpływu na nastroje tamtejszego społeczeństwa, które najwyraźniej pożąda obrony przez atak. Niechaj więc Rosja straszy, prowokuje, skoro musi, my zaś przekuwajmy lęk przed nią na skuteczną politykę obronną i sojuszniczą. Agresja Moskwy nie musi być ich zyskiem, a naszą stratą, może być dokładnie na odwrót.

Inne wpisy tego autora

Ukraina zawiodła Zachód

Ukraina wchodzi w trzeci rok wojny z Rosją w gorzkiej atmosferze, z niewielką tylko nutą nadziei. Optymizm daje jednogłośna decyzja Rady Europejskiej o przyznaniu pakietu

Posłuchaj Ukraino nauk z Wietnamu

Amerykanie mają talent i rozmach w robieniu biznesu, kiedy jednak chodzi o generujące gargantuiczne koszty interwencje zagraniczne, wykazują się beztroską; przez lata hojnie łożą na

Wyspa piękna, jak… wojna

Wybory Tajwanu To nie Ukraina, ale Tajwan jest miejscem, gdzie mogłaby wybuchnąć trzecia wojna światowa, gdyby sprawy poszły źle. Dlatego każde znaczące wydarzenie polityczne na