Skazany dziennikarz, czyli sąd za bardzo formalny

Doceniasz tę treść?

Przykład skazanego dziennikarza Michała Majewskiego idealnie pokazuje, dlaczego mamy kłopot z akceptacją niektórych wyroków sądowych. I nie jest to wina „nierozumnego społeczeństwa”.

 

Skazanie dziennikarza to pokłosie sprawy z 2014 r., gdy podczas interwencji ABW w redakcji Wprost, dziennikarz pomagał Sylwestrowi Latkowskiemu w obronie przed wydaniem laptopa, na którym mogły być nagrania dotyczące polityków PO i PSL, przedsiębiorców i urzędników. Nagrania z warszawskich lokali wstrząsnęły sytuacją polityczną w Polsce, a zdaniem niektórych pomogły Prawu i Sprawiedliwości wygrać wybory w 2015 r.

Sama akcja ABW w redakcji Wprost została skrytykowana przez organizacje dziennikarskie (bez względu na sympatie polityczne), jako uderzenie w niezależność prasy i ochronę źródeł informacji.

Wyrok w tej sprawie zapadł w lutym 2020 r. Sąd Rejonowy w Warszawie skazał Majewskiego z artykułu 224 Kodeksu karnego, par. 2.: „podlega karze ten, kto stosuje przemoc lub groźbę bezprawną w celu zmuszenia funkcjonariusza publicznego do przedsięwzięcia lub zaniechania prawnej czynności służbowej”.

Kilka dni temu Michał Majewski poinformował, że wyrok uległ uprawomocnieniu. Dziennikarz ma zapłacić 18 tys. zł grzywny.

Po pierwsze, powiedzmy wprost. Wyrok w sprawie Majewskiego zapadł, ale sprawa samych podsłuchów nie jest ostatecznie wyjaśniona. Mamy więc skazanego dziennikarza, nie mamy wyjaśnionej istoty sprawy, ale to tylko na marginesie.

W sprawie mamy wszystko, co ważne dla wolności słowa: ochronę źródeł informacji, ingerencję w działalność redakcji, próbę zabezpieczenia materiałów ważnych dla dziennikarzy. No i mamy w końcu Michała Majewskiego, który próbował uniemożliwić działania ABW.

W tej sprawie można zatem oceniać działania dziennikarza z dwóch, przeciwstawnych sobie, perspektyw. Pierwsza to działania w obronie prawa dziennikarzy do ochrony źródeł informacji. To niezwykle ważna społecznie wartość pracy dziennikarzy. W takiej optyce Michał Majewski, stanął po stronie wartości związanych z wolnością wypowiedzi. Może naiwnie, może zbyt „intensywnie”, ale intencje były jednoznacznie pozytywne.

Jest też druga optyka, bardziej formalna. Czy redaktor Majewski przeszkadzał ABW? Przeszkadzał. Wypełniły się przesłanki przepisu z kodeksu karnego? Wypełniły. Więc intencje i skutki odstawiamy na bok i możemy dziennikarza skazać. Więc skazujemy.

Realizując taką wizję wymiaru sprawiedliwości, sąd patrzy na sprawę według kryteriów charakterystycznych dla tzw. przestępstw formalnych. Są to takie przestępstwa, gdy karane jest samo zachowanie, bez analizy jego skutków. Jeśli ktoś rozpowszechnia bez zezwolenia informacje z prokuratorskiego śledztwa, może być skazany za samo ich rozpowszechnianie, nawet jeśli nie ma to wpływu na przebieg śledztwa. Można ponuro zażartować, że policja, prokuratura i sądy „lubią to”. Nie trzeba udowadniać intencji, nie trzeba pokazywać społecznej szkodliwości działania.

Podobnie potraktowano Michała Majewskiego. Nie miało znaczenia „dlaczego” i „po co”. Liczyło się zaistnienie faktu, czyli przepychanki z funkcjonariuszami.

Znane są skrajnie kontrowersyjne sprawy w sądzie, gdy katowane przez wiele lat kobiety, w obawie przed mężem chowały nóż, w celu obrony. Jednak gdy użyły tego narzędzia i np. zabiły oprawcę, okazywało się, że na etapie śledztwa schowanie noża traktowano jako okoliczność… obciążającą. Schowanie noża oznaczało bowiem celowe działanie, wręcz planowanie zabójstwa. Była to skrajnie formalna interpretacja faktów.

I tak jak policja i prokuratura lubią taką wizję stosowania prawa, to społecznie jest ona czasami trudna do zaakceptowania. Takie sformalizowane spojrzenie na ludzkie działania odrywają czyn od zasadności, okoliczności, historii.

Do tego dochodzi jeszcze jeden problem. Jak się wydaje, sądy zwracają niewielką uwagę na tzw. wykładnię celowościową przepisów. Czym jest wykładnia celowościowa? To analiza polegająca na wskazaniu celu uchwalenia danego przepisu prawa. Jeśli mamy przepisy o ochronie funkcjonariuszy, to jest to dopiero pierwszy element wykładni celowościowe, Drugim powinna być odpowiedź na pytanie – po co ochraniamy tych funkcjonariuszy, kiedy, jak? Jaki jest cel tej regulacji. Niestety, stosowanie wykładni celowościowej często sprawia trudność. Bo wymiar sprawiedliwości musiałby analizować czy stosowanie przepisów ma głębszy sens. Łatwiej traktować sprawę dosłownie i… szybko skazać oskarżonego lub rozstrzygnąć spór sądowy wg najprostszej interpretacji językowej przepisów.

Takie stosowanie prawa budzi poczucie niesprawiedliwości, zdziwienie. Nie jest rozumiane przez szeroki krąg odbiorców. Jednak też nie buduje szacunku dla sądów i prokuratury. I to jest największy problem polskich sądów. Jeśli dołożymy do tego niechęć większości sędziów do wyjaśniania spraw przed szerszym audytorium, niski poziom kultury prawnej, to jest to przepis na katastrofę.

Sprowadzenie przez sąd sprawy Michała Majewskiego do przeszkadzania funkcjonariuszom ABW to skrajne spłycenia całego zajścia. To nie jest „wymiar sprawiedliwości”, to nadmiar formalizmu w trudnej sprawie. Nawet jeśli wyroki od strony formalnej były prawidłowe.

Inne wpisy tego autora

Urzędnik da umowę o pracę? Jest taki projekt

Czy urzędnik będzie decydował o kształcie umowy między przedsiębiorcą a jego współpracownikiem/pracownikiem? Państwowa Inspekcja Pracy chciałaby takich rozwiązań. Osobiście wolę, by spory pracownik–pracodawca rozstrzygał jednak