Uniwersalne zasady

Doceniasz tę treść?

Nie kradnij. Nie oszukuj. Nie krzywdź innych. Nie zabijaj. No, chyba że jesteś z rządu, to wtedy możesz to robić.

 

Od początku rządów obozu tzw. dobrej zmiany słyszeliśmy zapewnienia, że Zjednoczona Prawica nie zamierza podnosić podatków. Tymczasem w ciągu blisko trzech lat rządów wspomnianej formacji byliśmy świadkami działań, które zbiorczo można określić mianem „dokręcania podatkowej śruby”, przyjmujących w znacznej mierze postać dokładania coraz to nowych podatków i danin publicznych, przy jednoczesnym utrzymywaniu na niezmienionym poziomie kwoty wolnej od podatku czy też stawek podatków pośrednich typu VAT, co summa summarum przyczynia się do zwiększenia realnego poziomu opodatkowania obywateli.

Tym samym, od jesieni 2015 r., tj. od rozpoczęcia rządów przez obóz pod kierownictwem Prawa i Sprawiedliwości, jesteśmy świadkami podnoszenia bądź też prób podniesienia różnego rodzaju danin i opłat, przy jednoczesnym wprowadzaniu nowych obciążeń podatkowych. Do tej listy możemy zaliczyć: podatek bankowy, podatek od sklepów wielkopowierzchniowych, utrzymanie 23-procentowej stawki podatku VAT czy tzw. podatku miedziowego, wyższa akcyza na używane samochody, podatek od deszczu, opłata paliwowa, daninę na dofinansowanie odnawialnych źródeł energii wraz z tzw. opłatą przejściową, opłata mocowa, danina solidarnościowa, opłata recyklingowa itd. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że rządzący nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa i z pewnością na tym ich pomysły na „uszczelnianie systemu” się nie skończą. Lecz nie powinniśmy przy tym wszystkim zapominać o jednym podstawowym pytaniu: Czy rząd ma jakiekolwiek moralne prawo do nakładania na nas jakichkolwiek obciążeń podatkowych? By zmierzyć się z tak sformułowanym zagadnieniem, musimy odnieść się do spraw fundamentalnych, takich jak etyka czy moralność.

Truizmem jest stwierdzenie, że żadne społeczeństwo nie jest w stanie sprawnie i w miarę bezkonfliktowo funkcjonować, jeśli jego członków nie obowiązują żadne zasady etyczne, żadne normy moralne, prawne czy też innego rodzaju powstające spontanicznie regulacje. Z nieco większym oporem spotykają się jednak twierdzenia, jakoby wspomniane zasady i normy miały dotyczyć wszystkich osób jednakowo, niezależnie od miejsca i czasu.

Czy można kraść? Czy czyjeś potrzeby stanowią uzasadnioną podstawę do zezwolenia jej na bezkarność i naruszanie cudzej własności? Czy można kogoś zabić na podstawie czyjegoś widzimisię? Intuicyjnie większość z nas czuje, że na tak postawione pytania należałby odpowiedzieć przecząco.

Z drugiej jednak strony, jeśli Kowalski nie może ukraść czegoś, co należy do Iksińskiego, to jak usprawiedliwić wywłaszczenie Kowalskiego oraz Iksińskiego w postaci podatków, dokonywane przez grupę ludzi, która nazywa się rządem?

Jednym z tego rodzaju usprawiedliwień jest racjonalizacja, zgodnie z którą jeśli wzięto od Iksińskiego po to, by pomóc znajdującemu się w trudnej sytuacji Malinowskiemu, to takie działanie należy usprawiedliwić w imię „wyższej konieczności” czy też minimalizowania bądź eliminowania „niepożądanych zjawisk”, ewentualnie innych „problemów społecznych”. Inna sprawa, że takie działanie jest wyrazem chciwości.

Z tym że wówczas, zamiast stosować uniwersalne zasady do konkretnych przypadków, zaczynamy stosować w konkretnych przypadkach konkretne zasady, które mają do nich pasować (dopasowujemy fakty do teorii). Zamiast obowiązujących zawsze i wszędzie i każdego z osobna reguł postępowania, mamy reguły obowiązujące wybrane grupy osób w określonych sytuacjach i w wybranych przypadkach. Mimo świadomości niemoralnego charakteru danego działania, takiego jak kradzież, niektórzy za wszelką cenę starają się je relatywizować. W końcu potrzebujemy podatków, bo inaczej nie byłoby dróg, szpitali, szkół itd., prawda? Nie ma możliwości, by zdobyć środki na stworzenie wymienionych obiektów bez groźby użycia siły, zgadza się?

Żeby była jasność: czyn niemoralny pozostaje czynem niemoralnym, niemniej w tzw. sytuacjach granicznych może zostać uznany za usprawiedliwiony. Nie powinno się jednak mieszać usprawiedliwienia ze stwierdzeniem o moralności danego działania. Przykładowo, jeśli umierający z głodu nie mając innego wyjścia, nie mając żadnej innej dostępnej mu możliwości, ukradnie właścicielowi sklepu spożywczego coś, czym zaspokoi choćby w minimalnym stopniu swój głód i dzięki temu przeżyje, to jakkolwiek postąpił niemoralnie kradnąc dane dobra, w wyjątkowej sytuacji, w jakiej się znajdował, zważywszy na okoliczności jego zachowanie może zostać usprawiedliwione. Niemniej jednak z uwagi na to, iż mieliśmy do czynienia z kradzieżą, osobie okradzionej należy się odszkodowanie i restytucja skradzionego mienia, od czego rzecz jasna ma prawo odstąpić.

Podobnie w przypadku zabicia drugiej osoby: jest to czyn niemoralny, gdy wiąże się z inicjowaniem agresji (fizycznej przemocy) względem innych. Gdy jednak bronimy się przed zamachem na nasze życie, w ramach obrony koniecznej w niektórych przypadkach zabicie napastnika może zostać usprawiedliwione. Ponownie: mamy do czynienia z niemoralnym aktem zabicia drugiego człowieka, jednakże w sytuacji granicznej takie działanie może być przez rozpatrujący tego typu sprawę sąd uznane za usprawiedliwione.

Ktoś mógłby spytać, dlaczego zatem wspomniane wcześniej pomaganie biednym przez państwo w postaci programów socjalnych czy różnego rodzaju wsparcia finansowego nie miałoby być usprawiedliwione w taki sam sposób, jak kradzież jedzenia przez osobę przymierającą głodem. Dlatego, że można im pomóc bez przymusowego odbierania środków danej grupie po to, by następnie przekazać je potrzebującym. Jeśli zatem celem niesienia pomocy Kowalskiemu nie muszę jednocześnie naruszyć praw Iksińskiego, to uniwersalne zasady etyczne sugerują, by tak właśnie postąpić, tj. by czyniąc dobro w jednym miejscu, jednocześnie nie czynić zła w drugim. Jeśli uważasz Szanowny Czytelniku, że konkretna osoba czy konkretna grupa osób potrzebuje wsparcia, to takiego wsparcia w ramach swoich możliwości im udziel, zamiast domagać się tego od innych, samemu jedynie sygnalizując cnotę.

Wszystko to, o czym była tutaj mowa, miało pokazać, że uniwersalne zasady etyczne nie są „bezduszne” w tym sensie, że nie abstrahują od okoliczności, a także nie obligują nikogo z nas do czegoś niemożliwego. Obligują nas jedynie do tego, byśmy w naszych codziennych działaniach respektowali analogiczne i równe prawa innych ludzi, nie naruszając ich własności, nie krzywdząc ich i nie przywłaszczając sobie tego, co do nas nie należy. Nawet, jeśli nazwiemy się rządem. Skoro bowiem w skład rządu wchodzą ludzie a nie przedstawiciele jakiegoś innego gatunku, powinni oni podlegać dokładnie takim samym prawom i dokładnie takim samym zasadom etycznym, jak każdy z nas.

Zamiast groźbą użycia siły wymuszać coś od innych, którzy swoim działaniem nie wyrządzają nikomu krzywdy, wystarczy po prostu poprosić. Oparcie stosunków międzyludzkich na dobrowolności jest znacznie lepszym rozwiązaniem, niż oparcie ich na przemocy. Co więcej, jest to po prostu etyczne i moralne. Nawet jeśli przyjmiemy, że można kraść w słusznej sprawie (np. pomoc umierającemu z głodu czy tzw. ekstremalne przypadki vel sytuacje graniczne), nie możemy wszelako zapominać o tym, iż ofierze kradzieży tak czy inaczej należy się pełne odszkodowanie. Usprawiedliwienie nieetycznego czynu wyższą koniecznością nie czyni go czynem etycznym.

 

Zapamiętajmy dobrze jedną podstawową lekcję, jaka płynie z tych rozważań: odbieranie innym ludziom ich własności bez ich zgody jest kradzieżą bądź innym rodzajem wywłaszczenia, również wtedy, gdy podzielimy się z ofiarami takich działań częścią zabranego mienia.

Inne wpisy tego autora

Eurodylematy

Jakiś czas temu, głównie za sprawą polityków Platformy Obywatelskiej, ponownie wrócił do debaty publicznej temat przyjęcia przez Polskę waluty euro. Pomijając fakt, iż traktatowo państwo polskie jest zobowiązane w bliżej nieokreślonej przyszłości tę wspólną walutę przyjąć, może warto byłoby zastanowić się nad tym, czy jest sens twardo stawiać na euro z jednej, bądź bronić złotówki jak niepodległości z drugiej strony.