Od lat piłkarskie centrale deklarują walkę z ksenofobią i rasizmem. Ile te hasła są warte widzimy, gdy dochodzi do kwestii finansowo-organizacyjnych. A negatywnym bohaterem tej opowieści jest europejska federacja czyli UEFA.
UEFA na swojej stronie internetowej od lat wypisuje hasła równościowe. Walka z rasizmem i nietolerancją to rzekomo jeden z priorytetów tej organizacji. Pięknie brzmi. Jednak czym innym jest rozpisywanie się o ideach na stronie internetowej czy wyświetlanie na stadionowych billboardach, a czym innym – realizacja w praktyce. Widać to po awanturze, która właśnie trwa w europejskim światku piłkarskim. 29 maja w Baku (Azerbejdżan) ma być rozegrany finał Ligi Europy. W finale zagrać mają dwie drużyny z Londynu – Arsenal i Chelsea.
Gdzie problem? Nie w odległości od Londynu. „Problem”, o ile można tak napisać, jest personalny. W drużynie Arsenalu ważnym piłkarzem jest Ormianin – Henrik Mchitarjan.
A że między Azerbejdżanem a Armenią od lat trwa formalnie wojna, to nagle okazało się, że przyjazd Ormianina do Baku może stanowić kłopot… Chodzi „oczywiście” o kwestie bezpieczeństwa piłkarza i jego kolegów z drużyny.
I UEFA te argumenty… przyjęła, a Arsenal z ubolewaniem ogłosił nieobecność Mchitarjana w klubowej kadrze na mecz w Baku. Wszystko okraszono ubolewaniami i smutkiem.
Ale tu nie ma miejsca na ubolewania i smutek, bo to jest po prostu skandal. Organizacja mająca za swój cel walkę z rasizmem i uprzedzeniami bezwarunkowo akceptuje sytuację, gdy świetny piłkarz nie jest dopuszczany do gry ze względu na swoją narodowość. Slogany sloganami, ale poniżająca praktyka została zalegalizowana w imię biznesu i interesów finansowych organizacji.
UEFA pouczająca wszystkich wokół, piętnująca za rzekome grzechy polskie kluby, sama legalizuje skandalicznę zachowanie azerskich organizatorów finału.
Wyobrażacie sobie sytuację, gdy organizatorzy meczu Lech – Legia*, piszą, ze Poznaniu nie będzie mile widziany jakiś piłkarz Legii, a podstawą „obaw o bezpieczeństwo” jest pochodzenie tego piłkarza? Przez lata byśmy nie zagrali w europejskich pucharach, Polska byłaby napiętnowana na wszystkie możliwe sposoby. I słusznie.
Problem w tym, że mamy nierówne standardy. Po faktycznym zablokowaniu gry Mchitarjana UEFA powinna odwołać finał i poszukać w trybie błyskawicznym nowej lokalizacji. A Azerbejdżan jakiekolwiek rozgrywki międzynarodowe powinien oglądać w przekazach telewizyjnych.
Przy okazji nie zamierzam oszczędzać Arsenalu. Akceptują wykluczenie ze swojej drużyny piłkarza ze względu na pochodzenie? A gdzie europejskie przywiązanie do praw człowieka i idei równości?
Napiszę skrajnie naiwnie. Arsenal i Chelsea powinny odmówić gry w finale LE. Pokazać faktyczny brak zgody na rasizm i komercjalizację rozgrywek.
Czemu to naiwność? Wygrana w finale w Baku to w sumie 8,5 mln euro premii (udział + wygrana). Przegrany dostanie „tylko” 4,5 mln euro. Na idealizm londyńskich działaczy nie liczę.
* Przykład meczu Lech – Legia służy wyłącznie ilustracji problemu, a nie sugestii, że w Poznaniu problem rasizmu jest obecny na stadionie. Chodzi wyłącznie o pokazanie poziomu napięcia między drużynami, a ten przykład doskonale oddaje najwyższą temperaturę sporów sportowych.
I piszę to jako kibic Lecha!