Wróżby na nowy rok, a nawet na 2010

Doceniasz tę treść?

Początek roku oznacza, że eksperci znów opowiedzą co się wydarzy. Mają bowiem ten niezwykły dar wróżenia, zupełnie jak bułgarska jasnowidz Baba Wanga. Z ta różnicą, że jeśli wierzyć przekazom, to przepowiednie niewidomej analfabetki były trafniejsze, niż to co do tej pory prorokują eksperci.

 

I tak, według nich w 2020 roku Wielka Brytania będzie jak Syberia. I nie chodzi o styl życia, czy picia, tylko o warunki klimatyczne. Taką prognozę postawili w 2003 roku eksperci Departamentu Obrony USA. Autorami superekstraturbo tajnego raportu, byli naukowcy, analitycy CIA, wojskowi, ale także eksperci pracujący dla światowych koncernów jak choćby Royal Dutch Shell, specjaliści od klimatu oraz tego i tamtego. Kiedy brytyjski „The Observer” opublikował wróżby przerażenie było tak wielkie, że w Waszyngtonie odbyły się międzynarodowe konsultacje. Rządy Niemiec i Wielkiej Brytanii wysłały USA własnych ekspertów mających radzić jak zapobiec nadciągającej Apokalipsie.

Dlaczego Wielka Brytania ma się w tym roku zmienić w Syberię? Otóż z powodu globalnego ocieplenie, temperatura na Wyspach ma drastycznie spaść. Niespotykane zjawiska klimatyczne zaś mają doprowadzić m.in. do wybuchu wojny nuklearnej, chaosu i anarchii na całym świecie.

To akurat nie będzie już jakimś wielkim problemem Holendrów bo w 2007 gigantyczne sztormy sprawią, że Ocean Atlantycki przeleje się przez ich tamy. Taka Haga to w ogóle nie będzie istnieć. Śródlądowe, słone morze powstanie też w Dolinie Centralnej w Kalifornii, ale ludność będzie umierać z pragnienia, bo owo morze zniszczy wszystkie wodociągi transportujące wodę z rzeki Sacramento. Około 2010 roku z powodu ochłodzenia wywołanego ociepleniem zniknie prawie cały lód Antarktyki. Zaś z powodu globalnego ocieplenia w Europie będzie tak zimno, że Skandynawowie w 2012 roku zaczną masowo uciekać na południe Stanów Zjednoczonych i na Karaiby, a Holendrzy i Niemcy do Hiszpanii i Włoch. Wszystko przez to, że tak się od tego ocieplenia klimatu zawiruje, że ciepły Prąd Zatokowy przestanie opływać i ogrzewać wybrzeża Europy Zachodniej, tylko sobie gdzieś skręci.

Taka Greta Thunberg, to ona może być całkiem cwana. Niby to czeźnie/marnieje nam, z rozpaczy, że w Szwecji za 100 lat może być 2 stopnie cieplej, a tymczasem jachtami już penetruje szlaki ewakuacyjne. Być może w ten raport wkradł się czeski błąd i ta masowa ewakuacja Skandynawów ma przypaść na rok 2020, a nie 2012 jak napisano. Jeśli chodzi o powodzie, związane z tym, że Ocean Atlantycki przepchnie się przez Cieśniny Duńskie, to Szwedzi i Finowie powinni być raczej spokojni. Jak bowiem zostanie przekopany kanał przez Mierzeję Wiślaną, to Bałtyk wleje się do Polski, więc będzie miejsce na wody Atlantyku.

Jak te oceany będą się kotłować i przelewać, to ryby od tego wszystkiego zgłupieją i będą pływać tam, gdzie nie powinny. Ludzie nie będą wiedzieć gdzie je łapać, a to to z kolei wywoła konflikty na morzach o nowe łowiska.

Tak, czy owak w 2018 roku w całej Unii będzie taka zadyma (w sensie chaosu), że na pomoc będzie musiała przyjść Rosja. Od 2015 roku we Wspólnocie będą bowiem braki w dostawach energii i żywności. Tu widać pewną zbieżność z przepowiedniami Baby Wanga. Ta bowiem wróżyła, że gdzieś około 2016 roku Europa będzie prawie wyludniona i nie będzie nadawała się do życia. I miała poniekąd racje, bo przynajmniej część Starego Kontynentu, a mianowicie Radom, do życia się nie nadaje.

W czerwcu ubiegłego roku obchodziliśmy 30-tą rocznicę cudownych objawień nowojorskich. Doznał ich ONZ, a konkretnie Noel Brown, szefa onz-owskiego programu środowiskowego UNEP – U.N. Environment Program. Przewidział on, że 2009 roku pod wodą znajdą się Malediwy i 1200 wysp atoli koralowych na Oceanach Indyjskim i Spokojnym. Podobnie 1/6 Bangladeszu i Delta Nilu. Za to w Związku Radzieckim na Syberii będą się złocić łany zbóż. Jakoś więc Związek Radziecki i Wielka Brytania miałyby się zamienić terytoriami.

Na to, by ta Wielka Brytania stała się Syberią możemy poczekać jeszcze powiedzmy ze 300 dni. Zaś już niedługo – a konkretnie 31 stycznia na Zjednoczone Królestwo spadną inne plagi. Z powodu braku leków masowo zaczną umierać cukrzycy. I w ogóle wszyscy Brytyjczycy na bardzo agresywna formę rzeżączki – tak przynajmniej od 2016 roku wróży British Medical Association. W sklepach zabraknie żywności, a jej dystrybucji będzie musiało pilnować wyprowadzone na ulice wojsko. W Dover potworzą się gigantyczne korki i ludzie będą kilka dni oczekiwali, by wydostać się z dotkniętych Apokalipsą Wysp. Tu upatruję szansy dla naszych przedsiębiorczych, zahartowanych w komunie obywateli. Otóż mogą już dziś zajmować miejsce w kolejce, tak jak w 1986, by kupić telewizor w 1988, i za sowitym wynagrodzeniem odsprzedawać je. Opłatę pobierałbym w złocie, albo kamieniach szlachetnych. Najlepiej w diamentach. Duża wartość, a mało miejsca potrzeba do schowania. Generalnie można by spróbować przerzucić na Wyspy naszych złomiarzy, bo Zjednoczone Królestwo ma zamienić się w jeden wielki śmietnik. Oni też lepiej niż angielscy dandysi zniosą syberyjskie mrozy.

Wysp prawdopodobnie nie opuści królowa Elżbieta II, choć przygotowano operację „Kandyd” na wypadek, gdyby ją trzeba było szybko ewakuować z Londynu. Członkowie rodziny królewskiej mają być rozmieszczeni oddzielnie w różnych sekretnych miejscach Zjednoczonego Królestwa, w tym w schronach przeciwatomowych, które po 30 latach trzeba było posprzątać. Oddzielnie, bo w razie najgorszego musi być zachowana ciągłość brytyjskiej monarchii. O tych wszystkich nieszczęściach, oczywiście związanych z Brexitem, od 2016 roku donosiły raporty rządowe i media.

Już w 2002 roku miał się rozpocząć ostateczny upadek Londynu i funta brytyjskiego. A wszystko przez to, że Wielka Brytania nie weszła do strefy euro. Waluta Zjednoczonego Królestwa miała spaść do roli podrzędnej – coś jak duńska, czy szwedzka korona. Stolica zaś stracić na znaczeniu ekonomicznym. Największym ośrodkiem finansowym świata miał stać się Frankfurt. No akurat nie zdarzyło się i to Londyn wyrósł na światową stolicę finansów, ale nie szkodzi. To, że niemieckie miasto nie jest nawet w pierwszej dziesiątce, też o niczym nie świadczy.

Nieco rozczarowani mogą być ci, którzy w 2016 roku posłuchali Paula Krugmana, laureata nagrody Nobla z ekonomii i sprzedali wszystkie swe akcje notowane na Giełdzie Nowojorskiej. Po zwycięstwie Trumpa prorokował on, że giełdę czekają dramatyczne spadki, a amerykańska gospodarka wręcz załamie się. Te same wizje miał znany w Polsce Jeffrey Sachs. Tymczasem wszystkie główne indeksy w ciągu 3 lat wzrosły o 50%. Kto miał w papierach wartościowych milion, teraz ma półtora. Trump się śmieje, że teraz w każdym amerykańskim domu siedzi finansowy geniusz, który pokazuje żonie wykresy wzrostów, zaś Krugman wróży dalej i wieszczy nadciągająca katastrofę. Siada sobie w domu z żoną taki Amerykanin podlicza czeki z tygodniowymi wypłatami i wychodzi mu, że będą mieli 3 tysiące dolarów więcej w porównaniu z zeszłym rokiem, bo średnia płaca za godzinę wynosi już 28,3 dolara. A do tego, od tych coraz wyższych zarobków, płacą mniejsze podatki. Lepiej ma się nawet sam Obama, którego teraz stać było, by za 11 milionów dolarów kupić sobie rezydencję nad brzegiem oceanu w Massachusetts. I wcale się nie martwi, że mu posiadłość zaleje, bo Atlantyk, to nie sąsiad z góry i ma się wlać akurat do Holandii i Bałtyku.

2016 był bardzo ciekawym rokiem jeśli chodzi o wróżbiarstwo. Sondażownie, a za nimi media podawały, że Hillary Clinton ma 95% szans na zwycięstwo w wyścigu do Białego Domu (to nie znaczy, że miała otrzymać taki odsetek głosów). Potem 8 listopada w noc wyborczą korekty prognoz brzmiały jak komunikaty Krajowego Instytutu Meteorologii o stanie wód na głównych rzekach Polski: na Bugu we Włodawie ubyło 10. Jeszcze tuż przed otwarciem lokali wyborczych Clinton miała bezpieczną, sięgająca w niektórych sondażowniach przewagę dziesięciu punktów. Potem okazało się, że co prawda przegrała z kretesem, ale wszyscy absolutnie mieli rację, tylko inaczej wróżyli, bo w szklanej kuli widzieli wszystkie głosy Amerykanów, a w tym miejscu, w którym kula pokazywała wyborców w podziale na poszczególne stany i elektorów, to akurat im przysiadł kot, albo skapnął wosk, więc wcale się tak naprawdę nie pomylili, tylko co najwyżej na chwilę niechcący zapomnieli jaka jest ordynacja wyborcza.

Podobne przeżycia mieli 5 miesięcy wcześniej Brytyjczycy. Na Wyspach doszło do jakiegoś zakłócenia struktury czasoprzestrzeni. Kiedy 23 czerwca po głosowaniu w referendum brexitowym mieszkańcy Wysp kładli się spać, to byli jeszcze w Unii. Śpiąc wcale się nie ruszali, co najwyżej przekręcali z boku na bok, a rano okazało się, że już w tej Wspólnocie prawie nie są. Tu mogłyby się przydać rozważania dotyczące połączenia Ogólnej Teorii Względności z mechaniką kwantową. Póki śpią są w Unii, jak się budzą, to już nie – zupełnie jak ów kot Schrodingera. Podobnie kiedyś mieszkańcy takiego Aszchabadu, którzy kładli się spać w Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich, a obudzili w Turkmenistanie. – Jak to? – pytali w oniemieniu – przecież my za 10 lat mieliśmy pszenżyto na Syberii siać.

Tak, czy owak żaden z ekspertów wróżbitów nie przewidział ani wyjścia Zjednoczonego Królestwa z Unii Europejskiej, ani Turkmenii z ZSRR. W przypadku Wielkiej Brytanii pomylili się jakieś 1267 razy. Tyle dni upłynęło od referendum do wyborów 12 grudnia 2019. Codziennie, nawet w święta i niedziele mówili, że tak naprawdę Brytyjczycy są przeciwni wyjściu i poparcie dla niego systematycznie spada. Pobudka nastąpiła jednak zanim jeszcze poszli spać, bo już wieczorem było jasne, że wygrali twardzi brexitowcy Johnsona. Partia Pracy i Liberałowie, którzy otwarcie opowiadali się za członkostwem dosłownie zostali zmieceni. Nie życzę Brytyjczykom zagłady, ale już nie mogę doczekać się tego, by zobaczyć owe powodzie w Wielkiej Brytanii, masowy pomór bydła, wojsko na ulicach i helikoptery krążące nad tłumem plądrującym sklepy w poszukiwaniu żywności. To nie żarty. W CNN mówili, że tylko branża kanapkowa straci po Brexicie 4 miliardy funtów w rok, bo nikt nie dowiezie pomidorów i sałaty z Holandii, czy prosciutto z Włoch.

Te wszystkie apokaliptyczne wizje podawane przez rząd Theresy May, instytuty myśli wszelakiej, think tanki nazywano w Wielkiej Brytanii „Project Fear”. Miały zadziałać jak ostrzeżenia na paczkach papierosów ze zdjęciem np. gnijącej nogi, czy czego tam jeszcze nieprzyjemnego. Takie zdjęcie swego kikuta akurat nie gnijącego, tylko higienicznie zadbanego zauważył we Francji na pudełku papierosów pewien Albańczyk. Nogę stracił w dzieciństwie na wiosce pod jakąś maszyną, ale teraz straszył nią francuskich palaczy. Zdjęcie najprawdopodobniej wzięto sobie ze szpitala, do którego chodził, by sobie nowa protezę obstalować. Teraz w sądzie ma szansę na miliony euro odszkodowania. Starczy jemu i jego wnukom na papierosy do końca życia. Nie ma więc tego złego, co by na dobre nie wyszło. Teraz dość, by wbrew przepowiedniom w Wielkiej Brytanii bydło nie padło, albo ktoś sałatę znalazł, a już Boris Johnson będzie mógł odtrąbić sukces. Groźby wobec Brytyjczyków zadziałały mniej więcej tak jak ostrzeżenie, że jeśli człeku będziesz palił, to ci na wsi w Albanii kulasa kosiarką obetną.

Inne wpisy tego autora