Zapomniana masakra Ormian

Doceniasz tę treść?

Zabijajcie bez litości kobiety, starców i dzieci; liczy się szybkość i okrucieństwo. Kto dziś pamięta o Ormianach? – miał powiedzieć Adolf Hitler do swoich generałów przed agresją na Polskę w 1939 roku. Bez wątpienia ta powszechna amnezja dotycząca ludobójstwa Ormian stała się też jednym z motywów Holocaustu. No bo – skoro wymordowanie połowy narodu zostało wyparte z myślenia polityków, skoro sprawcy zbrodni, byli przyjmowani na politycznych salonach, skoro nikt nie podjął się próby jej rozliczenia, tak politycznego jak sądowego, to znaczy, że można próbować powtórzyć próbę wymordowania całego narodu.

 

24 kwietnia co roku obchodzony jest w Armenii dzień pamięci ofiar ludobójstwa. No, ale skoro „nikt nie pamięta o Ormianach” to warto przypomnieć, co się stało.

Historyczna Armenia zajmowała sporą część dzisiejszego państwa tureckiego. Ormianie mówią o całej wschodniej połowie państwa tureckiego mniej więcej od linii łączącej Samsun nad Morzem Czarnym do Adany nad Morzem Śródziemnym jako o części historycznej Wielkiej Armenii. U progu XX wieku zamieszkiwali ziemie na wschód od tureckiej części Eufratu. W gruncie rzeczy nad jeziorem Van i w jego okolicach mieszkali tylko Ormianie i Kurdowie. Turcy byli w administracji i w wojsku. W imperium Osmańskim Ormianie stanowili grupę o podobnym statusie jak Żydzi na ziemiach Rzeczypospolitej. Będąc narodem chrześcijańskim w muzułmańskim kraju, stawiali na wykształcenie, handel i społeczną mobilność. Byli dyplomatami, lekarzami itd. Oczywiście ogromna większość z Ormian żyła tak jak ich tureccy czy kurdyjscy sąsiedzi, ale mit o ich bogactwie zakorzenił się solidnie wśród sąsiadów.

Koniec XIX wieku w całej Europie, także w Turcji, był czasem narodzin nowoczesnych nacjonalizmów. Zmurszały model władzy sułtańskiej kwestionował ruch Młodoturków. Wzorując się na europejskich ruchach nacjonalistycznych, chcieli ono modernizacji Turcji na wzór zachodni, ale z pozostawieniem tradycyjnych wartości muzułmańskich. Po klęsce w wojnie z Rosją, gdy Turcja utraciła znaczną część swoich posiadłości na Bałkanach i została upokorzona przez mocarstwa europejskie (resztki tureckich wpływów uratowali Niemcy i Brytyjczycy obawiający się opanowania przez Rosję cieśnin czarnomorskich) sułtan Abdulhamid II chciał odbudować swoją władzę pod hasłami panislamizmu. Potrzebował wroga. No i znalazł go w postaci Ormian. Rzeczywiście zamieszkujący na terenie Imperium Ormianie, częściej biernie niż czynnie, wspierali Rosjan. Wcześniejsze opanowanie Erywania i ziem ormiańskich należących do Persji pozwoliło ludności ormiańskiej na odbudowę kościołów, swobodne praktykowanie religii i kultury. Chrześcijańską Rosję postrzegali więc jako państwo bardziej przyjazne od Turcji. Na dodatek, na kongres w Berlinie decydujący o pokoju po wojnie turecko-rosyjskiej wysłali własną delegację, dopominając się o ochronę ze strony mocarstw europejskich. To rozwścieczyło sułtana, który powiedział, że Ormianie udają ból, którego nie czują; są zniewieściałymi i tchórzliwymi ludźmi, którzy chowają się pod spódnicami wielkich mocarstw i płaczą z byle powodu.

Status chrześcijan w państwie tureckim był formalnie opisany jako status ludzi drugiej kategorii. Nie mogli służyć w wojsku, a nawet występować przed sądami. Płacili specjalne podatki. Propaganda sułtańska rywalizowała z wystąpieniami ruchu młodoturków. Ormianie i inne narody chrześcijańskie byli opisywani jako zdrajcy, wrogowie islamu (lub narodu tureckiego) porównywani do insektów. W osłabionym państwie, szczególnie w jego wschodniej części, zaczęły się panoszyć bandy złożone z Kurdów, Arabów i Turków. Sułtan Abdulhamid zalegalizował ich działania, a nawet przekazał uzbrojenie, kierując te tzw. Hamidije przeciwko Ormianom, Grekom i Asyryjczykom. Odpowiedzią ludności ormiańskiej było powołanie własnych organizacji samoobrony. W 1890 roku powołali Armeńską Federację Rewolucyjną (zwaną Dasznakami) i kilka innych mniej znaczących grup samoobrony. Początkowo uzbrojone bandy ograniczały się do masowych rabunków i gwałtów, ale coraz częściej zaczęło dochodzić do starć zbrojnych. W latach 1894–1898 w masowych rzeziach zginęło około 300 tysięcy Ormian. Kolejne setki tysięcy ocaliło życie, dokonując konwersji na islam. W ocenach ówczesnych dyplomatów brytyjskich i niemieckich zniszczono około miliona ormiańskich domostw. Przy okazji niejako, wymordowano też kilkadziesiąt tysięcy Asyryjczyków.

Kolejny raz Ormianie stali się ofiarami masowych mordów w roku 1909. Rok wcześniej sułtan Abdilhamid II został odsunięty od władzy przez ruch młodoturków, którzy pragnąc modernizacji kraju i wobec powszechnej krytyki rzezi hamidzkich zapowiedzieli procesy winnych mordowania Ormian. Zwolennicy odsuniętego sułtana podjęli próbę zamachu stanu w Istambule. Wywołała ona reakcję w postaci kolejnej rzezi w portowej Adanie. Dzielnice ormiańskie zostały zniszczone, a ponad 25 tysięcy Ormian wymordowano. Kolejne tysiące było torturowanych i gwałconych. Adana będąca jednym z centrów życia ormiańskiego, legła w gruzach.

Trudno się dziwić, że pomiędzy Ormianami a Turkami nie było ani sympatii, ani zaufania w chwili wybuchu I wojny światowej. Młodoturcy opowiedzieli się po stronie Państw Centralnych. Armia turecka ulegała szybkiej modernizacji pod kierunkiem niemieckich instruktorów. Ormianie zaś z nadzieją patrzyli na ten konflikt, licząc z kolei na porażkę Turcji w starciu z Rosją. Rządzący „triumwirat” młodoturecki zdawał sobie sprawę z tego, że na lojalność obywateli pochodzenia ormiańskiego raczej nie może liczyć. I na ćwierć wieku przed Hitlerem Taalat Pasza, Enwer Pasza i Dżemal Pasza postanowili zastosować model „ostatecznego rozwiązania”. Ten pierwszy napisał wprost w telegramie do urzędów państwowych: Już wcześniej zostało zakomunikowane, że rząd zdecydował o całkowitej eksterminacji wszystkich Ormian zamieszkałych w Turcji. […] Bez względu na to, że znajdują się wśród nich kobiety, dzieci i chorzy, jakkolwiek tragiczne będą środki tej eksterminacji, bez słuchania głosu sumienia należy położyć kres ich egzystencji. […] Ci, którzy sprzeciwią się temu rozkazowi, nie mogą być urzędnikami państwowymi.

24 kwietnia 1915 roku w Istambule aresztowano 2,5 tysiąca intelektualistów, duchownych i przedstawicieli ormiańskiej elity. Niemal wszyscy zginęli. Równocześnie rozpoczęły się masowe aresztowania i tzw. deportacje ludności ormiańskiej do Syrii. W istocie były to marsze śmierci, podczas których z niebywałym okrucieństwem z głodu, pragnienia i z ręki pilnujących marszy żołnierzy ginęły setki tysięcy ludzi. Do rzezi ochoczo przyłączyli się kurdyjscy sąsiedzi Ormian. Mechanizm był bardzo podobny jak w opisach prześladowań ludności żydowskiej podczas II wojny światowej. Podoba ci się sukienka ormiańskiej sąsiadki? Zabij ją, a sukienka będzie twoja.

Masowe ludobójstwo Ormian trwało z przerwami aż po rok 1923. Tym razem była to klasyczna czystka etniczna. Nawet przejście na islam nie ratowało życia. Na dodatek masakra odbywała się w sposób skrajnie okrutny w połączeniu z torturami, masowymi gwałtami, odczłowieczaniem ofiar. Poruszając się w kręgu naszych stereotypów, można powiedzieć, że skala zbrodni była porównywalna tylko z Holocaustem, a sposób wykonania przypominał najokrutniejsze opisy rzezi na Wołyniu. Zginęło około 1,5 mln ludzi, setki tysięcy uciekło, dając początek wielkiej diasporze ormiańskiej we Francji czy w Stanach Zjednoczonych. Z trzymilionowej ludności ormiańskiej w Turcji w końcu XIX wieku (na 14 mln mieszkańców!) ostała się kilkusettysięczna obecnie grupa zislamizowanych Ormian, potomków zmuszonych do zmiany wyznania ofiar rzezi hamidzkich.

Efekty przeszły najśmielsze oczekiwania. W kategoriach politycznych ta zbrodnia okazała się niezmiernie skutecznym sposobem na rozwiązanie kwestii ormiańskiej. Gdy w traktacie podpisanym w Sevres 10 sierpnia 1920 r. mocarstwa zdecydowały o utworzeniu na wschodnich terenach Turcji niepodległego państwa ormiańskiego, Kemal Ataturk niezwykle łatwo opanował te tereny (gdyż po prostu nie było tam Ormian) i w traktacie z Lozanny zostały one przyznane Turcji. Także dziś, gdy odzywają się głosy domagające się odbudowy ormiańskich zabytków na terenie Turcji, to okazuje się, że nie ma kto się nimi opiekować. Warto przy tym pamiętać, że zabytki te przez blisko sto lat były celowo niszczone. Historyczna stolica Wielkiej Armenii – miasto Ani, w X–XI wieku jedno z największych miast ówczesnego świata, było obiektem ćwiczeń artylerii tureckiej. Obecnie jest już traktowane jako zabytek, ale w informacji dla turystów nie pojawia się ani razu słowo Armenia.

Także Kurdowie nie wyszli dobrze na rzezi Ormian. Dzisiaj relacje kurdyjsko-ormiańskie mimo oczywistego udziału Kurdów w ludobójstwie są bardzo dobre. Bo po wymordowaniu i wygnaniu Ormian to Kurdowie stali się wrogiem publicznym w Turcji. Młodoturcy (a w istocie cała elita polityczna Turcji aż po dzień dzisiejszy) nie zgadzają się na uznanie Kurdów za odrębny naród. Kiedyś mówiono o nich „Turcy górscy”, dziś uważają Kurdów za grupę etniczną o charakterze etnograficznym, a nie narodowym. I znowu możemy poszukać analogii w naszym sąsiedztwie, bo przecież bardzo podobnie o Ukraińcach myśli przeciętny Rosjanin.

Ormianie w masowych rzeziach w XIX i XX wieku utracili ponad połowę swojej populacji. Stracili większą część swoich historycznych terytoriów, bo dzisiejsza Armenia była obszarem kresowym dawnych państw ormiańskich. Nie ma chyba ormiańskiej rodziny na świecie, która nie utraciła kogoś ze swoich przodków w czasie wielkich fal ludobójstwa. Turcja do dziś nie uznaje tej zbrodni za ludobójstwo. I wspiera negacjonistów na całym świecie. Armenia zaś w wyniku zbrodni sprzed 106 lat stała się państwem marginalnym, żyjącym historycznym kompleksem biologicznego zagrożenia istnienia narodu. Na dodatek wydarzenia we wschodniej Anatolii wepchnęły Ormian trwale w zależność od Rosji.

Rosjanie, 100 lat temu oddali Turkom, w geście dobrej woli, dwa święte miejsca Ormian: górę Ararat i ruiny Ani. W ubiegłym roku przyglądali się pogromowi Ormian w Górskim Karabachu. A i tak zawsze mogą szantażować Erywań: nie będziemy was bronić przed Turkami.

Lekcja ludobójstwa, niestety zapomnianego także w Polsce, której elity polityczne żyją mirażem sojuszu z Turcją, jest dramatyczna. Zabijajcie bez litości kobiety, starców i dzieci; liczy się szybkość i okrucieństwo – to się opłaci waszym wnukom.

Inne wpisy tego autora

Kazachstańska matrioszka czyli nowa doktryna Breżniewa

Żangaözen to niewielkie miasto na zachodzie Kazachstanu. Ot nieco ponad 50 tys. mieszkańców, zakład przeroby gazu, nieduża rafineria, dookoła pola naftowe. Kilkadziesiąt kilometrów dzieli miasteczko

Tygodnie złych wróżb

Minione tygodnie były wyjątkowo intensywne w polityce europejskiej. Oczywiście odbyło się – trwające ponad 2 godziny – spotkanie video prezydentów Bidena i Putina. Turę rozmów

Wojna bez końca

Towarzysz Lenin miał rację. Zdarzyło mu się szczerze powiedzieć, ze „sojusz małej Polski z wielka Rosją będzie w istocie dyktatem”. Od kilku lat Ormianie boleśnie