Złe dobrego początki (1 odc.)

Doceniasz tę treść?

Fatalnie rozpoczęła się dla Polski wojna z całym światem o naszą pamięć i zapisy w ustawie penalizujące kłamstwa na temat naszej zbiorowej i instytucjonalnej odpowiedzialności za zagładę Żydów.

Co do samej nowelizacji miałem mieszane uczucia. Zrobiłem wśród samego siebie poważną sondę i wyszło mi, że 54,7% mnie popiera ustawę, a 45,3% jest przeciw. Po tygodniu powtórzyłem badania i w zadanych okolicznościach okazało się, że jednak 100% mnie jest za.

Okazało się również, że im bardziej przeciw jest Izrael i tzw. opinia międzynarodowa, którą każdy definiuje jak sobie chce, to tym bardziej popieram.

Jeśli pominąć to, czy ustawowo i administracyjnie powinno pilnować się prawdy i penalizować kłamstwa, co budzi moje zastrzeżenia, to nie mam wątpliwości, że zapisy są precyzyjne, a sama nowela, wbrew wielu głosom będzie działała skutecznie. Nikt do więzienia nie pójdzie, ewentualnie jakiś polski przygłup, wielbiciel Bandery, ale

– przestaniemy nagradzać kłamców

– przestaniemy finansować załgane projekty – wystawy, filmy etc.

– będziemy mieli możliwość kompromitowania i dyskredytowania kłamców. Rozumiem, że na każdej międzynarodowej konferencji znajdzie się nasz przedstawiciel i po występie jakiegoś łgarza obwieści: TG to kłamca, skazany prawomocnym wyrokiem sądu. Jest całkowicie niewiarygodny, a polskie władze wysłały już odpowiednie dokumenty z żądaniem ekstradycji. Kilka takich występów oczyści atmosferę – od czegoś przecież mamy za granicą te swoje służby.

– ciągać będziemy po sądach zagraniczne media i mówić, że zgadzamy się na ugodę w zamian za absurdalnie wysokie odszkodowanie.

To tylko kilka przykładów na narzędzia, które możemy stosować. Funkcją kary jest nie tylko zadośćuczynienie, ale też prewencja ogólna. W tym przypadku niejeden zastanowi się, czy wygadywać bzdury ryzykując to, że na każdym jego występie publicznym znajdzie się jakiś „oszołom/wariat”, który będzie go kompromitował i dyskredytował.

Zaczęliśmy bardzo źle i na własne życzenie znaleźliśmy się pod ostrzałem. Z komunikacyjnego i propagandowego punktu widzenia to była kompromitacja. Niczego wcześniej nie rozpoznano i niczego nie przygotowano.

Co najmniej rok wcześniej powinniśmy organizować międzynarodowe konferencje i na nich mówić: „Kochani, międzynarodowi wszystkowiedzący eksperci, dyplomaci, naukowcy dziennikarze i tacy tam. Chcielibyśmy poprosić was o radę/opinię. Mamy oto taki problem: kłamią na nasz temat w bardzo delikatnej i niezwykle bolesnej sprawie. Czy uważacie, że wzorem Izraela powinniśmy wprowadzić odpowiednie przepisy”. To samo w artykułach, wywiadach etc. Pokazujemy, że jesteśmy zadumani, zatroskani, czuli na czyjąś wrażliwość i wsłuchani w głosy innych.

Nie tylko rozmiękczylibyśmy zarzuty, ale też przygotowalibyśmy pułapkę. Nie ma bardziej próżnej i pysznej kasty niż ta ekspertów, polityków, ludzi mediów. To wynika z samej ich natury – nikt inny nie uważa, że może mówić ludziom co mają myśleć i jak żyć. Sam fakt zwócenia się do nich z prośbą o radę (doceniamy ich mądrość) sprawiłby, że zyskalibyśmy ich przychylność.

Już w momencie uchwalenia ustawy dysponowalibyśmy mnóstwem opinii wspierających nas, albo mówiących o zrozumieniu. Na każdy podły i załgany głos, jak choćby posła do Knesetu Jari Lapida, my mielibyśmy własne. I znów moglibyśmy zwracać się do tych, których wcześniej prosiliśmy o radę.

Dziś możemy liczyć tylko na przypadkowe odruchy przyzwoitości. Wyobraźmy sobie, że np. minister spraw zagranicznych Niemiec, Sigmar Gabriel nie zabiera głosu i nie popiera nas. Nie zabiera, bo nie ma głowy do tego, czasu, ochoty – nie, bo cokolwiek. Dziś jego opinia jest naszym największym atutem w dyskusji w Niemczech i w Europie. Nie zbudowaliśmy jej sobie. Mieliśmy farta. Podobnie jak z innymi.

Powinniśmy mieć badania opinii publicznej nie tylko w Polsce, ale i w różnych krajach, z których jasno wynikałoby, że ludność we Francji, Niemiec, czy USA jest szczegónie oburzona oszczerstwami wobec Polski i przyznaje każdemu państwu prawo do walki o swe dobre imię.

O tym, że równolegle powinna trwać skoordynowana i mocna opowieść o polskim męczeństwie, bohaterstwie i ratowaniu Żydów, nawet nie ma co wspominać, bo to oczywiste.

Drugi fatalny, kompromitujący błąd to nieuwzględnianie zdarzeń w otoczeniu. Oto mamy sekwencję: 11 listopada idzie w świat informacja o gigantycznym zlocie polskich neonazistów, faszystów etc. Powielają ją wszystkie głupie, niedouczone, uprzedzone media światowe. W Parlamencie Europejskim Verhofstadt w podłym i kłamliwym wystąpieniu mówi, że 60 tysięcy polskich faszystów maszerowało 300 km od Auschwitz.

Półtora miesiąca później w kwaterze głównej Unii Europejskiej sami organizujemy wystawę pokazującą nas, jako barbarzyńców, bezlitosnych oprawców zwierząt i głośno sobie na niej klaszczemy (chodzi o sprawę hodowli zwierząt futerkowych). Nie było takiego europosła PiS, który nie poleciałby i nie wołał: „Patrzcie, patrzcie jacy jesteśmy źli i okrutni. To w was bracia Europejczycy nadzieja, że powstrzymacie tych naszych barbarzyńskich rodaków, którzy znęcają się nad zwierzętami”.

Kilka dni później w TVN ukazuje się reportaż o grupce przygłupów i ich leśnych obrządkach uwielbienia Hitlera. I znów w świat idzie przekaz o odradzającym się w Polsce faszyzmie.

A na koniec, ponieważ wcześniej tak sobie wymyśliliśmy i zaplanowaliśmy, uchwalamy ustawę w Międzynarodowy Dzień Pamięci o Ofiarach Holokaustu, kiedy wszyscy będą szczególnie wyczuleni i uwrażliwieni. Cały świat w żałobie, a my akurat zabieramy się za „wybielanie naszej historii”.

Dajemy sobie narzucić awanturę w momencie kiedy nie mamy przygotowanych żadnych atutów, a świat od 2 miesięcy mówi o polskim faszyzmie i nacjonalizmie.

Ale na tym nie koniec owej sekwencji. Oto za miesiąc mamy okrągłą 50-ą rocznicę Wydarzeń Marcowych, kiedy to tępy i podły reżim Gomułki wyrzucił obywateli pochodzenia żydowskiego z ich własnej ojczyzny. Znów więc będzie doskonały pretekst do tego, by mówić o polskim antysemityzmie. W świecie nie brakuje takich jak Gross, zawiedzionych, złamanych, żyjących w traumie i wylewających swe żale na ojczyznę, która ich zdradziła. I co z tego, że to nie my, a towarzysze Święcickiego.

O tym jak Wydarzenia Marcowe zostaną wykorzystane przez opozycję w Polsce nie ma co nawet dyskutować. Wiadomo jak będzie – poleją się obelgi, insynuacje, oskarżenia, a w świat pójdzie apel: ratujcie nas przed faszystowskim, antysemickim reżimem.

Ledwie skończą się obchody Marca, a zaczniemy czcić Powstanie w Getcie Warszawskim, bo właśnie w kwietniu będzie 75 rocznica. Możemy więc spodziewać się opowieści o zagładzie i obojętności miasta, w którym po drugiej stronie murów getta kręciła się karuzela. Jej słuchaczami będą ci, którzy nie mają nawet pojęcia o tym, że było Powstanie Warszawskie i rok po tym w getcie, miasto zostało zgładzone.

Każda z tych rocznic – wyzwolenia Auschwitz, Marca i Powstania w Warszawskim Getcie to bardzo niedogodny czas, by pokazać swe racje i walczyć o swoją pamięć. Główny bowiem głos w tym czasie mają żydowskie ofiary. To fatalny moment, by przed osłupiałym wobec ogromu zbrodni i podłości światu stawać w pozie godności, domagać się szczególnej uwagi i uznania swych racji.

Błędów, oprócz tych, które wymieniłem popełniono znacznie więcej. Nie w kwestii samych zapisów i nie dlatego, że nie mamy racji, bo ona jest po naszej stronie. Chodzi o umiejętność przekonywania do niej, przekazaniu światu naszej prawdy i uczynienia z niej uniwersalną.

Te fatalne, wręcz kompromitujące błędy szczęśliwie nie determinują tego, jak się cała awantura zakończy. Nowy rząd i premier zareagowali wzorowo i gaszą pożary, ale ktoś powinien odpowiedzieć za bezmyślne wpakowanie nas w konflikt z tak wieloma. Niech Ministerstwo Sprawiedliwości już w nic się nie wtrąca.

Tym niemniej uważam, że jeśli dobrze to rozegramy, sprawa zakończy się naszym „zwycięstwem” i wyjdziemy z tego oczyszczeni. Paradoksalnie bardzo mogą nam w tym pomóc reakcje Izraela i Departamentu Stanu USA.

O tym w kolejnym odcinku.

Inne wpisy tego autora