Po zakończeniu wojny, Polska stała się terenem wielkich ruchów migracyjnych Polaków, Rosjan, Niemców, Austriaków, Węgrów, Ukraińców i Żydów. W okresie od listopada 1918 roku do grudnia 1924 roku powróciło do Polski około 2 milionów osób. W tym czasie Polskę opuściło około 830 tysięcy Niemców (głównie z Wielkopolski, Pomorza i Górnego Śląska), około 250 tysięcy Żydów i około 220 tysięcy Polaków (emigracja zarobkowa do Europy Zachodniej i obu Ameryk).
Rozwój ludności w pierwszym pięcioleciu nie był równomierny i wykazywał znaczne wahania w poszczególnych latach. Na przyrost rzeczywisty ludności składały się przyrost naturalny i wszelkie ruchy migracyjne. Wskaźnik przyrostu naturalnego w kolejnych latach kształtował się następująco: w 1919 r. – 0,41%, w 1920r. – 0,59%, w 1921r. – 1,20%, w 1922r. – 1,54%, w 1923r. – 1,83%. Niski przyrost naturalny w latach 1919 – 1920 był następstwem I wojny światowej i działań zbrojnych w wojnie polsko – bolszewickiej.
Po zakończeniu działań wojennych nastąpił znaczny wzrost przyrostu naturalnego, głównie z powodu wielkiego obniżenia się liczby zgonów i na skutek wzrostu liczby urodzin. Jego współczynnik kształtował się wówczas na poziomie 1,5%. Ruchy migracyjne i przyrost naturalny ukształtowały dynamikę ludności Polski w pierwszych latach powojennych.
Rok |
Liczba ludności |
1919 |
26 mln 282 tys. |
1920 |
26 mln 664 tys. |
1921 |
26 mln 828 tys. |
1922 |
27 mln 201 tys. |
1923 |
28 mln 290 tys. |
1924 |
28 mln 774 tys. |
Tak szybki przyrost ludności w pierwszych latach niepodległej Polski był oznaką zaufania obywateli dla młodego państwa. Oznaczał także wiarę ludności kraju w swoje lepsze jutro, a w dalszej perspektywie w stabilną gospodarkę państwa i pewny byt jego obywateli.
Jak marnie przedstawiają się dane demograficzne współczesnej Polski jeżeli porównamy je z II Rzeczypospolitą. Należy się zastanawiać, gdzie tkwi przyczyna tak kolosalnych różnic. Jeżeli Polaków ubywa, kurczy się liczba ludności w wieku produkcyjnym, to przyszłość kraju nie wydaje się najciekawsza. Zdaje się, że w ciągu najbliższych dwudziestu, trzydziestu lat nie czeka nas nagła zmiana akcji, a i nikłe szanse, patrząc na arenę polityczną, byśmy doczekali się mężów stanu rodem z dwudziestolecia. Czy to wina obywateli, którzy zachłysnęli się dobrami materialnymi i zapomnieli o przyszłych pokoleniach? Czy też może to nie wina obywateli, a obecnie rządzących, którzy nie sprostali swoim podstawowym zadaniom i nie potrafili zapewnić długotrwałej stabilizacji gospodarczej państwa, a w konsekwencji bezpieczeństwa ekonomicznego jego mieszkańców.
Anna Maria Podyma