O tytuł mistrza pustosłowia walczy szef KNF Andrzej Jakubiak i premier Kopacz. Jakubiak autor zapewnień, że „osoba, która zaciągnęła kredyt walutowy, mogłaby go przewalutować na złote nawet po kursie z dnia wzięcia kredytu”. I Kopacz – „Jedno mogę zadeklarować, że jeśli będę miała dzisiaj do wyboru interes banków lub interes tych ludzi, którzy te kredyty pobrali, stanę po stronie ludzi„, Jakubiak złożył oświadczenie Gazecie Prawnej równo tydzień temu. Potem wyszedł z biura i słuch o nim zaginął. Trudno powiedzieć, czy utracił głos, czy prawo do odzywania się. W każdym razie nie ma ani jego ani promocyjnego przewalutowania. Co więcej, z godziny na godzinę rośnie lista członków rządu, ekspertów i ekonomistów dworujących sobie z jego hojności.
Rzecz przykra ze wszech miar, bo to w końcu jeden z ostatnich urzędów, który ważył słowa i opinie. Po kompromitacji prezesa Belki, handlującego stopami procentowymi z partiami politycznymi, KNF uważano za ostatni bastion stabilizacji finansowej. Dziś zdaje się być jeszcze jedną instytucją certyfikatem „przyjaciel banków”. Po szumnych zapowiedziach Jakubiaka i Kopacz -, rząd ogłosił propozycje dla kredytobiorców, po których akcje banków momentalnie poszły w górę. Ani Kopacz, ani Jakubiak nie wyszli przed kamery, żeby wyjaśnić skąd ten nagły zwrot akcji i sympatii. Ani tego, ze dziwnym trafem propozycje rządu pokrywają się z wcześniejszymi propozycjami banków. Umieram z ciekawości jaka tym razem była cena. W zamian za kontrolę nad Ministerstwem Finansów Belka przehandlował wyłączne prawo do ustalania stóp procentowych. Co dostanie Jakubiak, albo jeszcze ciekawsze – Kopacz. Cena musi być godna, bo ta kpina z wyborców może kosztować PO wybory.