Przysłuchiwałem się eksperckiej dyskusji na temat ESG, która odbyła się w kwietniu na Europejskim Kongresie Gospodarczym w Katowicach. ESG to niefinansowe wskaźniki związane między innymi ze środowiskiem i z klimatem, które zgodnie z dyrektywami Unii Europejskiej muszą raportować największe firmy. W dyskusji brali udział przedstawiciele takich właśnie firm i – o dziwo – nie wyrażali się o swoich nowych obowiązkach krytycznie. Uznali je nie za koszt, który trzeba będzie z konieczności ponieść, lecz za – intratną – inwestycję w przyszłość. Nie wyjaśnili wprawdzie, dlaczego nie podjęli jej, zanim eurokraci nałożyli na nich taki wymóg, ale z wielkim entuzjazmem deklarowali chęć współpracy w dziele reformowania kapitalizmu. Okazuje się, że zadaniem firmy nie jest już przynoszenie zysku akcjonariuszom. Teraz czas na biznes prawdziwie społecznie odpowiedzialny i rozliczający się z tego czarno na białym.

Trzeci sektor

Nie tylko jednak zysk wychodzi z mody. Oto z dyskusji wyłoniła się teza, że o ile rządy i korporacje wypracowały już spójny model działania, o tyle „trzeci sektor” jeszcze szwankuje. Tym razem nie chodzi o organizacje pozarządowe, tylko o… konsumentów. Klienci jeszcze nie do końca rozumieją, że firmy nie są już od tego, by zaspokajać ich potrzeby, ale żeby dbać o – jak to ujęto w dokumencie misyjnym US Business Roundtable, organizacji zrzeszającej największe korporacje USA – „generowanie dobrych miejsc pracy, silnej i zrównoważonej gospodarki, innowacji, zdrowego środowiska i możliwości gospodarczych dla wszystkich”. Piękne ideały – przyznają konsumenci w ankietach, ale w praktyce uparcie trzymają się starych kryteriów wyboru. Jak wynika m.in. z badań firmy First Insight, na ich decyzjach zakupowych wciąż najbardziej ważą – co za zaskoczenie! – cena i jakość, w różnych okresach przejmując prym. Można zakładać, że ma to związek z sytuacją gospodarczą. Gdy dzieje się dobrze, cena staje się drugorzędna, gdy źle, konsumenci idą na kompromis w kwestii jakości. W artykule ze stycznia „Price vs Quality: What Matters Most to Consumers?” opublikowanym w serwisie First Insight czytamy, że o ile jeszcze w 2021 r. (czyli w czasach przedinflacyjnych) decydowała jakość, o tyle w 2022 r. znów najistotniejsza stała się cena. Są też inne czynniki, takie jak łatwość zakupu czy polityka reklamacji, a w końcu – co szczególnie interesujące w kontekście ESG – „marka i wartości” (na piątym miejscu w konsumenckim rankingu). Jak pokazują inne badania, wartości stojące za danym produktem nie są konsumentom obojętne, tyle że raczej w sferze „intencji zakupowych” niż faktycznych zakupów. Metaanaliza „Do Health, Environmental and Ethical Concerns Affect Purchasing Behavior?” z 2019 r. wykazała z jednej strony „istotną dodatnią korelację pomiędzy obawami dotyczącymi zdrowia, środowiska i etyki a zachowaniami nabywczyni”, a z drugiej, że „obawy dotyczące zdrowia, środowiska i etyki wydają się mieć słabszy wpływ na rzeczywiste zachowanie przy zakupie niż na intencję zakupu”.

Tak więc wciąż kupujemy to, co uznamy za wystarczająco tanie przy danej jakości, nawet jeśli w procesie produkcji czy dostawy danego towaru zaszły jakieś „nieprawidłowości”. Ujawnione preferencje konsumentów (ekonomia zakłada, że chcesz tego, co wybierasz, a nie tego, co deklarujesz) wciąż nie są po linii ESG. Przykładem jest nie tylko popularność produktów o dużym śladzie węglowym, lecz także np. bojkot firm, które wciąż działają w zbrodniczej Rosji. Były to próby właściwie w każdym przypadku nieudane, nawet jeśli na początku wydawało się, że będzie inaczej (więcej pisała o tym Joanna Śliwińska w tekście „Wartości mało warte”, DGP nr 248/2022 z 23 grudnia 2022 r.). Proszę sobie odpowiedzieć: czy po 24 lutego 2022 r. robili Państwo zakupy w Auchan?

To się właśnie reformatorom kapitalizmu nie podoba: że każdy – i konsument, i producent – ma w tradycyjnym modelu gospodarki na względzie koniec końców własny interes, a nie dobro wspólne. Tyle że ta koncentracja na interesie własnym to nie jest wymysł macherów z Wall Street. Już od czasów Adama Smitha dominowało w ekonomii przekonanie, że nie od dobrej woli przedsiębiorcy zależy to, że dostarcza on nam cenione przez nas towary, a od tego, że dba o siebie. Zaś legiony ekonomistów wykazywały, że rozwój gospodarczy będący efektem takiego egoizmu miał dobroczynne i zarazem niezamierzone skutki uboczne, tj. owe ulepszające nasz byt innowacje, poprawę dbałości o środowisko czy dobre miejsca pracy. Nie jest to obserwacja trywialna. Działanie przez pryzmat interesu własnego oznacza skuteczniejszą kalkulację ekonomiczną. Gdy bowiem dany przedsiębiorca kalkuluje źle, maleje jego strumień przychodów i osobisty dobrostan. Sytuacja jest klarowna.

Postulowana dzisiaj zmiana punktu przyłożenia, czyli koncentracja na ulepszaniu świata i dbałości o naturę, może mieć nieprzewidywalne konsekwencje. Reformatorzy przekonują, że nie chodzi o to, by poświęcić zysk na ołtarzu dobra wspólnego, ale żeby go do tworzenia tego dobra wspólnego zaprząc. Brzmi to tak, jakby zapomnieli o tej lekcji ekonomii, na której było, że o ile własny interes zdefiniować łatwo, o tyle wspólny interes wszystkich wkoło – o wiele trudniej.

Zysk i potrzeby są ściśle powiązane. Tylko firmy, które potrafią zaspokajać potrzeby konsumentów, mogą przynosić zysk. Nie powinno więc dziwić, że zdjęciu nacisku z zysku firmy towarzyszy próba ignorowania i ograniczania subiektywnych wyborów konsumenckich.

(…)

Na niepokornych debanking

W awangardzie firm nowej społecznej gospodarki z konsumentem w roli trzecioplanowej znajduje się amerykański producent odzieży Patagonia, który przekazuje wszystkie zyski na pomoc w walce z kryzysem klimatycznym, a przy tym reglamentuje swój towar. Nie kieruje swoich produktów do osób, które „nie traktują planety priorytetowo.” Zdaniem Allena Mendenhalla, ekonomisty z amerykańskiego Troy University, istnieje ryzyko, że inne firmy będą przymuszane do pójścia tą samą drogą. Zwraca on uwagę, że instytucje promujące ESG (rządy, banki centralne, organizacje pozarządowe, firmy zarządzające aktywami, państwowe fundusze majątkowe…) posiadają niezwykłą władzę nad firmami. „Ponieważ podmioty te zarządzają aktywami i instrumentami finansowymi, od walut i kredytów po akcje i obligacje, kontrolują przepływ kapitału na całym świecie. Każda firma, nie mówiąc już o osobach, które ją tworzą, szuka przecież banku lub inwestycji. Dlatego też firmy każdej wielkości podlegają systemowym trendom, które instytucje ESG tworzą i podtrzymują” – pisze w artykule „ESG, banks and viewpoint diversity”. Przymuszanie, o którym mówi Mendenhall, to właściwie tworzenie architektury systemu, w którym nie możesz sprawnie działać, nie spełniając kryteriów ESG. Ale nie tylko. Ekonomista sugeruje, że szczególnie niepokornym będzie się po prostu odbierało możliwość korzystania z systemu bankowego. „Rząd Kanady zamroził ostatnio prywatne konta bankowe kierowców ciężarówek protestujących przeciwko rządowym ograniczeniom COVID-19. JPMorgan Chase zamknął konto Narodowego Komitetu Wolności Religijnej (NCRF). Chase Bank zlikwidował konta artystki Martiny Markoty, aktywistki Laury Loomer oraz członków Proud Boys. Bank of America odmawia finansowania niektórych projektów naftowych i gazowych. Citibank ograniczył usługi kredytowe i bankowe dla niektórych producentów broni. PayPal zamknął konta osób związanych z zamieszkami na Kapitolu 6 stycznia, a także grup, które Southern Poverty Law Center uznaje za nienawistne. Nie trzeba się zgadzać z obiektami debankingu, by uznać, że takie praktyki to problem o daleko idących konsekwencjach” – podkreśla badacz.

Wprowadzanie modelu gospodarki, w którym zysk i interes własny są tylko jednymi ze wskaźników, a wybory konsumenckie są merytokratycznie sterowane, kanalizowane i ograniczane, nie byłoby możliwe, gdyby nie inna zmiana, która zaszła przez ostatnie dekady. Mowa o przejęciu gospodarki przez klasę menedżerską. Kapitalistów zastąpili biurokraci o etatystycznych umysłach (pisałem o tym w tekście „Rządy najemników”, DGP nr 133/2020 z 10 lipca 2020 r.). Oto współcześni menedżerowie rzadko mają doświadczenie z zakładaniem czy prowadzeniem małej firmy, są za to często absolwentami MBA prestiżowych uniwersytetów, na których przesiąkają ideą reformowania kapitalizmu. Menedżerowie korporacji nie odczuwają bezpośrednio skutków własnych posunięć. Proces decyzyjny w takich strukturach jest rozproszony jak w każdej biurokracji, co zwykle tworzy problem z ustaleniem odpowiedzialności. Jeśli wdrażanie ESG obniża dochody firm, na co wskazują niektóre badania, to menedżerowie będą w stanie przejść nad tym do porządku dziennego. Podobnie jeśli wdrażanie ESG podniesie cenę produktów i tym samym zaszkodzi portfelom konsumentów. Trudno – ci i tak nie będą mieli wyboru. Nie będzie już przecież innych produktów. Konkurencja będzie ograniczona, innowacyjność spadnie, a Jeff Bezos, szef Amazona, nie powtórzy już słów wypowiedzianych kiedyś w dzienniku „La Repubblica”: „Aby innowacja była prawdziwie innowacyjna, musi zostać przyjęta przez konsumentów. Porażka jest kosztowna, żenująca, nieprzyjemna. W wielu kulturach może być powodem do zwolnienia, do bycia zwolnionym. Wynalazek i porażka to jedno i to samo, nie można mieć jednego bez drugiego”.

Cały artykuł można przeczytać TUTAJ.