Gruzja pod lupą – protesty i europejskie aspiracje

Doceniasz tę treść?

Gruzja od 30 lat się stara zbliżyć do Unii Europejskiej. Po przyjęciu statusu kandydata, kraj jest bliżej Unii niż kiedykolwiek wcześniej. Czy jednak obecny, prorosyjski rząd sprawi, że marzenie Gruzinów pozostanie nieosiągalnym celem?

Gruzja przeszła długą drogę, żeby być blisko otwarcia unijnych drzwi. Relacje między Gruzją a Unią Europejską sięgają lat 90. – zaraz po odzyskaniu przez ten kraj niepodległości. Pierwsza wzmianka o możliwości dołączenia Gruzji do unijnej społeczności pojawiła się już w 2002 roku w Parlamencie Europejskim. Do niedawna wydawało się, że Gruzini są najbliżej dołączenia do Unii Europejskiej od ponad dwóch dekad, a jednak na drodze stanęła ustawa o tzw. zagranicznych agentach, przeciwko której są protesty. Gruzja jest krajem nietuzinkowym, by nie rzec skomplikowanym, bo położonym na skraju trzech światów: Europy, Azji i Bliskiego Wschodu. Tym bardziej nieoczywista jest gruzińska polityka, a także to, skąd w tej kaukaskiej krainie, dążącej przecież do stania się najbardziej wysuniętym przyczółkiem Unii Europejskiej, pojawił się projekt ustawy łudząco przypominający rosyjskie prawo przeciw wpływom z Zachodu. By to wszystko należycie zrozumieć, należy najpierw cofnąć się w czasie i pokrótce przyjrzeć się kolejnym krokom na drodze do gruzińskich unijnych aspiracji.

Pierwszym krokiem milowym było uzyskanie statusu „visa free”. Dla Polaków możliwość podróżowania po kontynencie bez przeszkód jest dziś rzeczą oczywistą. Gruzini uzyskali możliwość odwiedzania krajów europejskich (w strefie Schengen) bez wiz dopiero w roku 2017. Był to poważny sygnał nadchodzącego ocieplenia w relacjach Gruzji z Unią Europejską.

Jednak prawdziwy przełom nastąpił rok później, kiedy prezydentem została Salome Zourabichvili (jako pierwsza kobieta w historii kraju). O ile Zourabichvilii zbudowała swoją kampanię na proeuropejskości, o tyle obecna partia rządząca, Gruzińskie Marzenie, sprawia wrażenie, jakby grała na dwa fronty. Na czele tej partii stoi miliarder Bidzina Iwaniszwili, który oficjalnie kilka miesięcy temu po raz trzeci wrócił do polityki gruzińskiej, a większą część swojego majątku zgromadził w Rosji. Z jednej strony wyraża on chęć dołączenia do UE, co udowodnił, składając wniosek o członkostwo w 2022 roku (po Ukrainie i Mołdawii), a z drugiej strony robi ukłony w stronę rosyjskiego świata. Takim ukłonem była pierwsza próba uchwalenia ustawy o „zagranicznych agentach” w marcu 2023 roku. Gruzini odpowiedzieli masowymi protestami, a świat obiegły zdjęcia służb mundurowych traktujących demonstrujących armatkami wodnymi, gazem łzawiącym i pałkami policyjnymi. Po dwóch dniach brutalnych starć, powszechnego sprzeciwu na social mediach i apeli unijnych komisarzy, rząd Gruzińskiego Marzenia wycofał się z procesowania ustawy po pierwszym czytaniu. Protesty trwały jeszcze później przez kilka tygodni, by w końcu ucichnąć. Ze strony rządu było to jednak wycofanie na z góry upatrzone pozycje, a nie zupełne porzucenie tematu. Mimo wszystko niejako w ramach wdzięczności za uspokojenie nastrojów Unia Europejska przyznała Gruzji status kandydata w grudniu tego samego roku. Jednocześnie trzeba podkreślić, że Gruzja pod różnymi względami faktycznie spełniała część warunków wymaganych przez UE i wdrażała reformy prawne wymagane przez Unię.

Tak docieramy do ostatnich wydarzeń i kwietnia 2024 roku. Gruziński rząd powraca do prac nad kontrowersyjną ustawą, ale pod zmienioną nazwą. Zamiast „agentów zagranicznych” mamy zatem „wpływy zagraniczne”, ale sens pozostaje ten sam. Wszystkie organizacje uzyskujące co najmniej 20 procent dochodów ze źródeł zagranicznych miałyby obowiązek rejestracji jako „podmioty o zagranicznych wpływach” i przechodzić dodatkowe kontrole finansowe (mowa tu o organizacjach pozarządowych, humanitarnych, a także niezależnych mediach i związkach zawodowych). Wspomniane prawo wzbudza wątpliwości polityczne, a także moralne. Przedstawiciele organizacji pozarządowych oraz media i inne organizacje apelują, że jest to dla nich poniżające rejestrować się jako „agenci”. Ustawa o „podmiotach o zagranicznych wpływach” zawiera punkt ósmy, w którym jest zaznaczone, że Ministerstwo Sprawiedliwości ma prawo sprawdzić szczegółowo te organizacje, a nawet mieć dostęp do personalnych informacji zachowanych w danej organizacji.

W teorii taka kontrola nie brzmi jeszcze jak coś złego, ale diabeł tkwi w szczegółach. W tym przypadku te detale to kontekst polityczny. Podobne prawo przyjęła w 2012 roku Rosja w celu rozbijania protestów antyputinowskich i zwalczania wolności słowa. Mowa o tej samej Rosji, która dziś okupuje 20 procent terytorium Gruzji. Wszelkie ustawy przypominające strukturą prawo rosyjskie są zatem w tym kraju odbierane jako działanie na szkodę narodu, zakrawające o zdradę stanu. Ustawa, o której jest mowa w Gruzji, nie rozróżnia jednak „przyjaciela od wroga”, nie precyzuje czy zamierza zmniejszyć wpływy rosyjskie, czy zachodnie, co wzbudza strach w obywatelach kraju i wśród partnerów strategicznych, które finansowo wpierają Gruzję w różnej skali po latach 90. Na tym nie kończy się jednak kontekst polityczny.

W Gruzji wybory parlamentarne przypadają na obecny rok, na jesień. Antyrządowe protesty wydawałyby się naturalnym polem do manewru dla partii opozycyjnych. Największą z nich jest partia byłego prezydenta Saakaszwilego, która notuje ostatnio spadki w sondażach. W tym miejscu warto podkreślić, że tysiące Gruzinów wyszło na ulice Tbilisi niezależnie, nie pod egidą tego ugrupowania ale razem z nimi. Masowe demonstracje w dużej mierze odbyły się spontanicznie, natchnione południowym temperamentem i umiłowaniem wolności, tak charakterystycznymi dla Gruzinów. W przypadku protestów przeciw ustawie o „wpływach zagranicznych” możemy zatem mówić bardziej o zdecentralizowanym ruchu społecznym, niż zorganizowanej ustawce politycznej. Mimo naturalnego, niepolitycznego charakteru tych protestów, każdy proces społeczny łączy się ze skutkami politycznymi. Obecnie gruzińska opozycja składa się z małych partii politycznych i żadna z nich bez koalicji nie jest w stanie wygrać wyborów. To daje więcej pewności siebie partii rządzącej, a jednocześnie utrudnia przewidywania dalszych wydarzeń na arenie polityczno-społecznej w Gruzji. Cała sytuacja robi się coraz bardziej klarowna, lecz to dalej nie koniec zawiłości, szczególnie jeśli chodzi o kwestie prawne. Zwolennicy kontrowersyjnej ustawy i oczywiście sam rząd zwracają bowiem uwagę na fakt, że podobne prawa obowiązują już w innych krajach zachodnich, w tym w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii.

Takie argumenty nie trafiają jednak do urzędników Unii Europejskiej, ani tym bardziej Białego Domu i Downing Street. Szybka analiza anglosaskich ustaw w tym zakresie pokazuje zupełnie odmienne podejście do organizacji czerpiących zyski z zagranicznych źródeł. Biorąc za przykład amerykańską ustawę FARA (Foreign Agents Registration Act — Ustawa o Rejestracji Zagranicznych Podmiotów), pierwsze, co rzuca się w oczy, to fakt, że prawo to dotyczy jedynie organizacji zajmujących się lobbingiem dla zagranicznych podmiotów, a nie fundacji i organizacji humanitarnych, związków zawodowych lub mediów. Dodatkowo ustawa ta podkreśla jej ścisły charakter promowania transparentności zagranicznych wpływów bez nakładania jakichkolwiek obostrzeń lub ograniczania działalności. FARA została przyjęta w 1938 roku jako element walki z nazistowską propagandą, a dziś rzadko zostaje przywoływana na amerykańskich salach sądowych. Dla porównania rosyjska ustawa z 2012 roku jest stale rozszerzana o kolejne przepisy, pozwalające reżimowi Putina na brutalne zwalczanie dysydentów. W Gruzji panuje powszechna obawa, że ustawa „o wpływach zagranicznych” znacznie bardziej miałaby przypominać moskiewską retorykę prawną i przede wszystkim służyć utrzymaniu obecnego rządu przy władzy. Takie sygnały daje też zresztą Bruksela, która wprost wzywa gruzińskich prawodawców do powrotu na proeuropejską ścieżkę.

Te głosy płyną od najważniejszych osób zajmujących się kwestią nowych kandydatur do Unii Europejskiej. Gert Jan Koopman, dyrektor generalny ds. rozszerzenia UE w Komisji Europejskiej, powiedział, że „to prawo w obecnej formie jest nie do zaakceptowania i będzie poważną przeszkodą na drodze do Unii Europejskiej”. Dalej poszło aż 31 eurodeputowanych, którzy w ostatnich dniach złożyli pismo do szefa unijnej dyplomacji, Josepa Borella, wnosząc o zawieszenie statusu kandydata dla Gruzji i wstrzymania procesu akcesyjnego. Szanse na taki scenariusz są na razie niskie, bo wymagałyby jednomyślnej decyzji wszystkich państw członkowskich (w komisji UE). W obliczu trwającej wojny na Ukrainie każdy sojusznik, a szczególnie taki pomiędzy Azją a Europą, jest na wagę złota. Niewykluczone, że list kilkudziesięciu europosłów jest jedynie formą nacisku na gruzińskich rządzących w celu przypomnienia im, czym ryzykują, próbując wprowadzić podobne przepisy.

Po przyjęciu prawa, trafi ono na biurko prezydent Salome Zourabichvili, która na pewno zastosuje prawo weta. Następnie rząd będzie mógł spróbować obejść weto poprzez zebranie 76 głosów. W drugim czytaniu ustawa została przegłosowana liczbą 83 głosów. Zanim jednak dojdzie do ostatecznego czytania, Gruzini dalej protestują, a demonstracje robią się coraz bardziej burzliwe. Policja aresztuje coraz więcej protestujących, a rząd coraz częściej używa siły. Otwartym pozostaje pytanie, czy Gruzja zdoła wypełnić wszystkie dziewięć warunków akcesji do Unii Europejskiej postawionych przez Komisję Europejską. Większość Gruzinów zdecydowanie chciałoby takiego scenariusza. Wydarzenia w Tbilisi rozwijają się w szybkim tempie, zmieniają się także warunki polityczne. Ciągłej fali protestów towarzyszą naciski na władze Gruzji z Europy i Ameryki. 13 maja, podczas trzeciego czytania na alei Rustaveli, parlamentarny komitet prawny zatwierdził ustawę w zaledwie dwie minuty. Wszystko na tle wielkiego protestu.

Ponieważ sytuacja jest bardzo dynamiczna, scenariusze rozwoju wydarzeń również się zmieniają. Niemniej jednak kilka możliwości jest nie do uniknięcia. W Gruzji wybory parlamentarne są w tym roku w październiku. Nawet jeśli rząd nie zrezygnuje z przyjęcia tzw. „prawa rosyjskiego”, wszystko może zmienić się po wyborach. W obliczu masowej reakcji społeczeństwa, opozycja jest coraz bardziej zjednoczona i wiele wskazuje na to, że stworzy największą do tej pory koalicję polityczną. Kontrowersyjne decyzje rządu i skala protestów powodują dodatkową mobilizację obywateli, co niewątpliwie wpłynie na frekwencję i wyniki wyborów. Na protestach nie raz zostało podkreślone, że rząd powinien zostać zmieniony w pokojowy sposób podczas wyborów, w celu uniknięcia dalszej eskalacji, a nawet rewolucji.

Kolejnym decydującym czynnikiem w dalszym rozwoju sytuacji może być postawa prezydent Gruzji Salome Zurabiszwilii i jej większe zaangażowanie w procesach polityczno-społecznych. Pierwsza w historii Gruzji kobieta na stanowisku prezydenta w ostatnich latach zyskuje coraz więcej poparcia. Posiada również wystarczająco dużo środków, żeby wyjść z roli prezydenta i jako polityk dołączyć do opozycji, co zwiększyłoby autorytet tych ugrupowań i szanse na wygranie wyborów.

Scenariusz rozwoju procesów politycznych na bliższy okres opiera się głównie na zaangażowaniu zachodniego świata. W wypowiedziach urzędników ze Stanów Zjednoczonych i Unii Europejskiej widać coraz więcej konkretów w sprawie nakładania sankcji na członków gruzińskiego rządu. Taki mechanizm ma potencjał spowolnić działanie Gruzińskiego Marzenia na drodze do przyjęcia prawa o podmiotach mających interesy zagraniczne. Nałożenie sankcji na założyciela partii, miliardera Bidzina Iwaniszwilego, najbardziej uderzyłoby w przedstawicieli rządu oraz członków parlamentu, a nawet spowodować całkowite wycofanie kontrowersyjnego prawa. Zachód nie ogranicza się jednak tylko do sankcji. Jednocześnie coraz głośniej mówi się o wstrzymaniu pomocy finansowej dla Gruzji oraz o zamknięciu bram strefy Schengen (zawieszenie programu „visa free”).

Bez względu na motywy przyjęcia ustawy (oficjalnie rząd mówi, że nie chce oddalić się od świata zachodniego i że prawo nie jest prorosyjskie), jeśli partnerzy strategiczni twierdzą, że to odsunie Gruzję od Zachodu w momencie, w którym jej instytucje publiczne i biurokracja chwieją się w fundamentach, pozostaje pytanie co motywuje rząd do takiego działania?

Jedno jest oczywiste – zdecydowana większość obywateli Gruzji nie pogodzi się z oddaleniem kraju od zachodniego świata. Według wyników badań wykonanych w 2023 roku przez IRI (Międzynarodowy Instytut Republikański) 89% Gruzinów wyraża chęć dołączenia do Unii Europejskiej.

Źródło zdjęcia: https://twitter.com/lado25031988/status/1789800716673974500/photo/1

 

Inne wpisy tego autora