Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy

Doceniasz tę treść?

Wieczorem 26 grudnia 1918 roku około 21 na peron dworca cesarskiego w Poznaniu wjechał pociąg, wiozący z Gdańska Ignacego Paderewskiego. Pianista i dyplomata dzień wcześniej przypłynął tam na pokładzie krążownika HMS „Concord”. Jeszcze tego samego dnia, mimo braku oświetlenia na ulicach (Niemcy chcieli utrudnić wizytę wybitnemu gościowi) Paderewski przemówił z okna hotelu do kilkudziesięciotysięcznego tłumu. Wystąpienie było patriotyczne, ale nie znalazło się w nim wezwanie do rozpoczęcia walki. Mimo to następnego dnia wybuchło Powstanie Wielkopolskie. Jeden z niewielu polskich zrywów, zakończonych w zasadzie pełnym sukcesem.

Wybuch walk był spontaniczny, ale też nastąpił w znakomitym momencie, gdy morale Niemców w Wielkopolsce było niskie, sytuacja w samej Rzeszy – bardzo kłopotliwa, a w dodatku istniała realna, nie wyimaginowana szansa na wykucie kształtu polskiej niepodległości. Co więcej, powstańcy – mimo spontaniczności pierwszych działań – błyskawicznie umieli się zorganizować, w dużej mierze dzięki istniejącym od dawna strukturom polskim w ramach armii pruskiej oraz polskim organizacjom paramilitarnym.

Mimo sukcesu, Powstanie Wielkopolskie nie ma należnego miejsca w obecnej historycznej narracji. Jego tegoroczna 99. rocznica przeszła po cichu. Za bardzo nie przystaje do mitologii straceńczych zrywów, koniecznie zakończonych malowniczymi klęskami. Jak śpiewał Przemysław Gintrowski w piosence „Margrabia Wielopolski”:

Pan narodu, margrabio, nie zmienisz,

Tu rozsądku rzadko się używa,

A jedyne, co naprawdę umiemy,

To najpiękniej na świecie przegrywać.

Wielkopolanie się temu wzorcowi nie podporządkowali. Ale nie podporządkowywali mu się przez wiele lat wcześniej i dlatego ich długa walka, przynosząca znacznie lepsze rezultaty niż straceńcze zrywy, powinna być wzorem dla tych, którzy stawiają pracę organiczną, przedsiębiorczość, codzienny mozół pomnażania polskiego majątku i zasobności ponad efektowne potyczki, z góry skazane na niepowodzenie.

To faktycznie była „najdłuższa wojna nowoczesnej Europy”, jak Jerzy Sztwiertnia zatytułował swój zapomniany już dzisiaj mocno serial o zmaganiach z germanizacją w zaborze pruskim. Ta wojna opierała się na dwóch fundamentach.

Po pierwsze – pruski system prawny był opresyjny i miał na celu zgermanizowanie Wielkopolski, ale był stabilny i przestrzegał reguł, które go określały.

Po drugie – Polacy nie załamywali rąk, ale myśleli, jak wykorzystać narzędzia, które stworzył zaborca, przeciwko niemu, zarazem budując własne struktury.

Ta pierwsza sprawa była bardzo ważna. Gdyby Michał Drzymała naraził się władzom rosyjskim, nie byłoby gadania, tylko za kapotę zostałby wrzucony do wagonu i wywieziony na Sybir. W zaborze pruskim przez cztery lata toczył sądową i administracyjną walkę z niekorzystną dla Polaków interpretacją przepisów.

Druga kwestia miała fundamentalne znaczenie. Powstanie Wielkopolskie mogłoby się nie powieść, gdyby nie organizacyjna dyscyplina, zgromadzone pieniądze, zbudowane struktury. Na to pracowano latami.

W swojej monografii o Powstaniu Wielkopolskim Marek Rezler pisze: „Zatem czas, jaki pozostaje do konfliktu europejskiego, trzeba przeznaczyć na umocnienie kulturowe i gospodarcze polskiego społeczeństwa. […] Nie chodziło tu o walkę – z góry skazaną na niepowodzenie, wobec funkcjonującego na bieżąco systemu państwowego, z organami porządkowymi i bezpieczeństwa. Rzecz polegała na działaniu dwukierunkowym: podniesieniu całego społeczeństwa polskiego oraz tworzeniu struktur konkurencyjnych dla podobnych instytucji zaborcy. Wykorzystywano tu wszelkie luki prawne i możliwości, jakich ustawodawca nie przewidział, a których skwapliwe wykorzystywanie stało się swoistą polską specjalnością. Wszystko musiało odbywać się lege artis. Powodzeniu tych działań sprzyjały schematyzm, inercja i mechaniczne działanie, a także mała elastyczność (czasami nawet brak poczucia humoru) administracji pruskiej – często bezradnej wobec polskiej przedsiębiorczości”.

Kasy zapomogowe, instytucje samokształceniowe, własne banki, prężnie działające przedsiębiorstwa, będące polską własnością – wszystko to przygotowywało grunt pod niepodległość, a zarazem dawało Polakom na co dzień oparcie i możliwość godnego życia.

Dziś mamy własne państwo i możliwość budowania swojej pomyślności w bez porównania lepszych warunkach. Natomiast musimy pamiętać o mało efektownych, ale piekielnie efektywnych bohaterach żmudnej walki na polu gospodarki czy edukacji w zaborze pruskim, takich jak Hipolit Cegielski, ks. Piotr Wawrzyniak, August Cieszkowski, Maksymilian Jackowski czy Karol Marcinkowski. To oni powinni się dzisiaj stać patronami polskich przedsiębiorców i społeczników. Wzorem tego, jak pracować i wytrwale, a na koniec – wygrywać. Pamiętajmy o nich.

Inne wpisy tego autora

Dlaczego Ukraińcy mają chęć walczyć

Trudno analizować to, co dzieje na ukraińskich frontach, lecz jedno wydaje się pewne niezależnie od ostatecznego rezultatu: Władimir Putin się przeliczył. Nie doszacował zarówno zdolności

Justin Trudeau podziwia Chiny

Gdyby mnie ktoś dzisiaj zapytał, czy Kanada jest wciąż demokratycznym krajem, miałbym problem z odpowiedzią. Owszem, także dlatego, że nie jest dziś łatwo zbudować sensowną