Opowieść o Unii

Doceniasz tę treść?

Opowieść o Unii można snuć linearnie jako drogę do doskonałości ustrojowej i dobrobytu obywateli. Od integracji ekonomicznej przekładającej się na dobrobyt obywateli do naturalnej konwergencji politycznej. Nawet jeżeli ta droga czasem wyda się komuś wyboista, utkana kryzysami czy dyrektywami uprzykrzającymi życie, to ostateczna nagroda, wizja, jak ją malował w 1950 roku Robert Schuman w sławnej Deklaracji, miała być warta wyrzeczeń.  Z tej perspektywy, projekt wydaje się jednak mocno niedoskonały. Nadzieje na wieczny dobrobyt Europejczyków rozwiewają brutalne dane makroekonomiczne. Poczucie bezpieczeństwa nie broni się w obliczu narastającej fali przestępczości, spadek nominalnych płac oddaje faktyczny stan euro-stagnacji, a mit państwa socjalnego pęka w szwach przeciążonej migrantami służby zdrowia i zawrotnych cen mieszkań.

Ale jest też inna opowieść o Unii. Opowieść wychodząca z historycznych ambicji, dawnych mocarstw kolonialnych, Francji, Włoch, Belgii, Holandii i poniekąd Niemiec. Opowieść o integracji politycznej, której nadrzędnym celem jest konserwowanie wpływów tych kilku zachodnich stolic. I z tej perspektywy Unia jest historycznym sukcesem. Tezę po raz pierwszy  postawił  Timothy Snyder w książce „Droga do Niewolności”, gdzie stwierdził, że  Unia Europejska nie była żadną wspaniałomyślną inicjatywą pokojową, ale przebiegłym planem zachowania dawnych wpływów. Zachodnie mocarstwa mimo  utraconych kolonii, przewag rynkowych, karłowatych armii i topniejącej populacji zachowały wiele ze swoich dawnych wpływów.

Wymyślna sieć demokratycznych, rynkowych umów i wzajemnych zależności pozwoliła kilku państwom, ze strzępów dawnej świetności, stworzyć post-mocarstwowy oligopol kontrolujący niemal cały kontynent. Zgodnie z teorią Johna Ikenberry’ego, o której pisze w książce „Po Zwycięstwie”, Unia Europejska stworzyła, bodaj czy nie najdojrzalsze politycznie mocarstwo w dziejach kontynentu. Dawne mocarstwa na nowo błyszczały w świecie, a sam fakt, że Bruksela reprezentuje rynek 450 mln zamożnych obywateli, pozwala jej narzucać reguły gry reszcie świata. Mimo że reprezentuje ona zaledwie 18 proc. globalnego PKB. Stąd też, z politycznego punktu widzenia, UE jest historycznym osiągnięciem.

Pytanie, na ile trwała jest ta formuła? Czy sprawdzi się w nowym geopolitycznym otoczeniu? No cóż, stawiamy pytanie, na które nie dajemy twardej  odpowiedzi. Wychodzimy z założenia, że tych kilka esejów opisujących zachodzące wokół nas procesy zostawi każdego z głębszą refleksją niż jakiekolwiek prognozy pisane w niepewnych czasach.

Przeczytajcie publikację przygotowaną przez Tomasza Wróblewskiego. Dostępna jest TUTAJ.

Inne wpisy tego autora

Zmierzch progresywnej mantry #WWR185

#185 Podcast Warsaw Enterprise Institute – Wolność w Remoncie Co czyni polityka skrajnym? Jak ze skrajnej prawicy staje się prawicą, a potem dziwnym zrządzeniem losu