Na ratunek filmowcom. Czy aby na pewno?

Doceniasz tę treść?

Piekło jest wybrukowane dobrymi chęciami. Ta zdarta niczym płyta sentencja dobrze oddaje realia szeregu politycznych regulacji – władza pragnie „regulować”, „uszczelniać” i „cywilizować” rozmaite gospodarczo-prawne stosunki, podczas gdy nierzadko osiągane efekty są daleko odmienne od zamierzonych. Regulacje często też uderzają nie w tych, w których uderzać miały. Zazwyczaj rykoszetem dostają w takich przypadkach konsumenci. Nie inaczej jest w przypadku dyrektywy DSM, a szczególnie planach jej drobiazgowego wdrożenia przez polski rząd. Tym razem chodzi o ratowanie tonącychartystów. Czy aby na pewno?

Chodzi o tzw. Dyrektywę 2019/790. Dotyczy ona kwestii praw autorskich oraz tzw. praw pokrewnych, które miałyby funkcjonować na jednolitym rynku cyfrowym. To rewolucyjne zmiany obciążające dodatkowymi zobowiązaniami i wymogami pośredników usług internetowych. Pomimo konsultacji społecznych przeprowadzonych w Polsce (chodzi o kwestię dostosowania unijnych regulacji do polskich realiów), wydaje się, że pozostało zbyt wiele niewiadomych, same przepisy wpłyną na tysiące przedsiębiorców i usługodawców, a płynność i nieostrość użytych terminów wygeneruje chaos prawny. Nie zraziło to Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, które przedłożyło projekt implementacji unijnych zapisów, który jako żywo jest odpowiedzią na obawy i wątpliwości krytyków części postanowień.

Co ciekawe, kreatywność polskich urzędników doprowadziła do wprowadzenia tu zapisów, których sama dyrektywa nie wymagała – chodzi między innymi o przyznanie prawa do wynagrodzenia niektórym wykonawcom utworów audiowizualnych i muzycznych z tytułu rozpowszechniania ich twórczości w internecie. System wdrażania tego typu tantiem ani nie jest normą funkcjonującą w państwach członkowskich, ani nie był celem wspomnianej dyrektywy. I tu dochodzimy do szczytnych założeń, mijającymi się z realiami. Bo w założeniach wynagradzani mieliby być rodzimi twórcy, którym unijni pomysłodawcy i krajowi wykonawcy chcieli „zwrócić należne zyski”. Tymczasem gros środków zostałoby w ten sposób wyeksportowanych poza Unię Europejską. Głównym beneficjentem byłyby Stany Zjednoczone (Wedle Europejskiego Obserwatorium Audiowizualnego amerykańskie treści zamieszczane w serwisach VOD zabierają aż 60 proc. całego streamingowego tortu w tym segmencie) i pośrednio wielkie korporacje. Zatem bogatsi dzięki tym przepisom staliby się jeszcze bogatsi, a Europa tracąca na wielu polach swoją konkurencyjność względem reszty świata, stałaby się tu jeszcze mniej konkurencyjna.

Cóż, pomimo głosów sprzeciwu, prawo do tantiem „z internetu” dla artystów potwierdził pod koniec lutego tego roku minister kultury, Bartłomiej Sienkiewicz. To decyzja wcale nie oczywista, bo z jednej strony od wdrożenia tych zapisów powstrzymywał się poprzedni rząd, ale i nowy, obecny długo nie reagował. À propos nowego rządu – jedno z najgłośniejszych, polskich, filmowych nazwisk – Agnieszka Holland udzieliła kilka miesięcy temu wywiadu, w którym żaliła się na nowy rząd, który miał ją zawieść. Myślałem, że autorce „Zielonej granicy” przeszkadza to, że nowa ekipa w zasadzie kontynuuje politykę poprzedników w zakresie chronienia granicy, push-backów etc. i że może szykuje się „Zielona Granica 2”. Gdzie tam! Pani Holland chodziło właśnie o kasę dla artystów za tantiemy. Nic tak nie łączy jak kasa.

W internecie głośno jest od apeli filmowców i stanowisk popierających artystów – przecież jak to? Nie poradzą sobie bez tych tantiem, w ogóle młodzi bez tych pieniędzy pójdą do innych zawodów, znikną z branży etc. Gdyby młody Roman Polański tak podchodził do tematu to „Noża w wodzie”, który rywalizował o Oscara z „Osiem i pół” Felliniego, na początku lat 60. z pewnością by nie nakręcił. Branża artystyczna wiąże się z ryzykiem i niepewnością. Przetrwają najlepsi. Tak było, jest i będzie – ze spiętrzoną biurokracją i regulacją czy bez niej.

Kolejnym wątpliwym argumentem przemawiającym za tantiemami z internetu jest właśnie kwestia „być, albo nie być” filmowców:

To też ważny element odpowiedzi na pytanie o to, kto będzie mógł w Polsce tworzyć kulturę. W sytuacji gdy zarobki są niepewne, ograniczone i przede wszystkim niepełne, na pracę nad filmem mogą się decydować tylko ci, którzy mają dodatkowe wsparcie finansowe. Co oznacza, że kinematografia zamyka się na osoby niemające szczęścia mieć dobrze sytuowanych rodziców, krewnych czy partnerów (…). Nie dziwi, że młodzi twórcy, dopiero walczący o swoje miejsce na rynku, tak zaangażowali się w tę walkę. Od tego, jak będą wypłacane tantiemy, zależy ich być albo nie być w świecie filmu – pisze na łamach „Polityki” Katarzyna Czajka-Kominiarczuk.

Ja w tym widzę z kolei kalki lewicowego myślenia, które przenika do wszystkich sfer życia: „Tylko uprzywilejowani będą mogli robić filmy/godna płaca za uczciwą pracę”. Jak wspomniałem, na rynku trzeba mieć sukces i dobrzy, utalentowani twórcy będą mieli duże szanse na przebicie się ze swoimi pomysłami. A ci, których filmy i produkcje już znajdują się w serwisach streamingowych, raczej na brak zleceń i środków do życia narzekać nie mogą.

Naturalnie przepisy formowane przez polski rząd uderzą w moce, możliwości i konkurencyjność polskiego rynku medialnego. Na koniec warto wspomnieć, że dodatkowe koszty przerzucane przez prawodawcę na serwisy streamingowe najprawdopodobniej rykoszetem uderzą w najliczniejszą grupę – konsumentów treści i utworów internetowych. Zazwyczaj gdy ustawodawca obarcza dodatkową daniną podmiot gospodarczy, ten rekompensuje sobie straty podwyżkami cen usług. Stracimy zatem wszyscy, płacąc więcej za dostęp do kultury lub mniej kulturę konsumując.

Z pewnością nie można wykluczyć, że w dobie nowych zjawisk – ze szczególnym naciskiem na możliwości (częściowo nam jeszcze nieznane) sztucznej inteligencji kopiującej, tworzącej i anektującej różne treści – dyskusja o ograniczeniach tej ekspansji wydaje się celowa i potrzebna. Nie powinno to jednak odbywać się kosztem przedsiębiorców, konkurencyjności polskich firm, wolności intelektualnej i swobody wypowiedzi.

Inne wpisy tego autora

5 najlepszych książek o libertarianizmie

Dawno nas nie było? No to jesteśmy z powrotem! I zapraszamy na kolejny „Książkowy SKANER Warsaw Enterprise Institute”. Tym razem polecamy literaturę wolnościową. I to