Podatek od wdów, sierot i długich nóg

Doceniasz tę treść?

Z pewnym zażenowaniem obserwuję jak w ramach walki o sprawiedliwość społeczną powraca wśród wrażliwych społecznie komentatorów dyskusja o podatku od wdów i sierot – nazywanym przez nich eufemistycznie podatkiem spadkowym. Ostatecznie zniesienia prawa dziedziczenia domagał się już Karol Marks w „Manifeście komunistycznym”. Tradycja zobowiązuje. Zwłaszcza jak podtrzymuje ją sam Thomas Piketty – nazywany „Marksem 2.0”.

Gdy więc ojciec rodziny przed śmiercią przehula pieniądze w agencji towarzyskiej, pracujące tam dziewczyny znajdujące się w trudnej sytuacji materialnej (przynajmniej zanim zaczęły tam pracować) nie płacą podatku dochodowego. Ale jak zostawi je córce, to ona płaci podatek spadkowy. Agencję towarzyską wyręcza państwo – zabiera córce część majątku odziedziczonego po ojcu i dokonuje redystrybucji. Prowizja, jaką przy tym pobiera jest jednak tak duża, że na redystrybucję niewiele zostaje. Na próby pobierania podatku spadkowego wydaje się więcej niż wynoszą wpływy z niego. Bo podatek ten płacony był w Polsce – dopóki obowiązywał w pierwszej grupie spadkowej – tylko w trzech przypadkach. Po pierwsze wówczas, gdy sprzedawano odziedziczoną nieruchomość (bez zezwolenia z urzędu skarbowego „na ujawnienie praw spadkowych” nie można tego zrobić). Ale gdy nieruchomości nie sprzedawano, podatku nie płacono. Bo po co. Rodzina mieszkała w odziedziczonym domu czy mieszkaniu i już. Po drugie, gdy przedmiotem spadku był samochód i trzeba go było przerejestrować (aczkolwiek mam znajomego, który jeździł samochodem zmarłego ojca, aż się nie rozsypał). Po trzecie, masę spadkową zgłaszano do urzędu skarbowego, gdy się rodzina pokłóciła o spadek i ktoś z zemsty donosił na innych o złotych monetach dziadka. Bogaci zakładali zaś trusty i fundacje za granicą by ich dzieci nie płaciły w ogóle podatku spadkowego.

Gdy ten absurdalny podatek zlikwidowała Zyta Gilowska, wrażliwi społecznie komentatorzy podnieśli rwetes uznając to za niesprawiedliwość. Dziś wracają ze swoją argumentacją. Bo dlaczego mamy dziedziczyć majątek rodziców? Nie dość, że dziedziczymy po nich lepsze geny (ci co zostawili jakiś majątek prawdopodobnie byli pracowici, zaradni i inteligentni) to jeszcze mamy odziedziczyć materialne efekty ich działania? To niweluje możliwość zapewnienia równości szans i jest niesprawiedliwe, gdyż niektórzy uzyskują majątek nie dzięki własnej pracy tylko przez biologiczny przypadek. Ale nasze życie zaczyna się przez przypadek – że to właśnie ten plemnik, a nie jakiś inny wygrał wyścig do komórki jajowej. Może więc wróćmy do socjalistycznej idei dzielenia się żonami? Bo przecież dziewczyna mająca przez przypadek po mamie ładne nogi ma zdecydowanie większe szanse na dobre zamążpójście niż pozbawiona tego atrybutu. I tak się zazwyczaj składa, że wybiera przystojnego i/lub bogatego faceta. Niezbyt przystojni, jeśli nie są bogaci, mogą mieć poczucie niesprawiedliwości. Nieprawdaż?

Inne wpisy tego autora