Ceny regulowane i homo sovieticus

Doceniasz tę treść?

To, że rządząca formacja zwana dla niepoznaki prawicą realizuje socjalistyczną wizję społeczno-gospodarczą, wiadomo od lat. Transfery socjalne na niespotykaną skalę, zadłużanie budżetu, państwowa deweloperka, repolonizacja firm z zagranicznym kapitałem, nakładanie kolejnych podatków na ludzi o ponadprzeciętnych dochodach (cwaniaków – jak określił tę grupę Jarosław Kaczyński), a nawet pomysł budowy sieci państwowych sklepów spożywczych. To już przerabialiśmy. Ale okazuje się, że kreatywność ludzi władzy nie ma granic. Wśród nich są tacy, którzy myślą wprost o cofnięciu Polski do czasów PRL.

– Chcemy nawet wprowadzić ceny regulowane – zapowiadał w styczniu Kazimierz Smoliński, poseł PiS. – Na podstawowe artykuły żywnościowe: chleb, cukier, mąkę, na takie rzeczy – precyzował prawicowy polityk. Polski rząd wybrał na razie inną drogę, obniżył VAT na podstawowe produkty społeczne. Efekty mizerne. A inflacja i drożyzna wciąż szaleją i brak symptomów wyhamowania. Pomysł cen regulowanych może powrócić. Polska chętnie czerpie wzorce od jedynego w UE sojusznika. Tam od 1 lutego nie można podnieść cen sześciu produktów spożywczych. Chodzi o mąkę, mleko, cukier, olej słonecznikowy, udziec wieprzowy i piersi kurze. Za złamanie nakazu grozi kara do 3 milionów forintów (8,4 tys. euro).

Głupich, absurdalnych, a co więcej szkodliwych projektów mamy pod dostatkiem. Do socjalistycznych rozwiązań znaczna część społeczeństwa już się przyzwyczaiła, a nawet przekonała. Nawet – co może zaskakiwać – PRL-owskie ceny regulowane podobają się Polakom. Na zlecenie portalu Wyborcza.biz, firma UCE RESEARCH i SYNO Poland przeprowadziła badania opinii publicznej we wspomnianej sprawie. Okazuje się, że aż 41,7 procent Polaków uważa, że rząd powinien wprowadzić ceny maksymalne na produkty spożywcze oferowane w sklepach. Przeciwko takiemu rozwiązaniu jest 35,2 procent respondentów, a 23,1 procent nie ma zdania w tej sprawie.

Gdyby w Polsce przeprowadzono powszechne referendum i zakładając, że głosy niezdecydowanych rozłożą się po równo, zwolennicy cen regulowanych otwieraliby szampany, a raczej wino musujące Prosecco, bo szampan zbyt drogi. Za głosowałoby 53,25 procent Polaków. Rządzący – jak to mają w zwyczaju – mieliby pełne prawo powoływania się na wolę ludu. Ludu pracującego miast i wsi – jak to się za komuny oficjalnie mówiło.

Co ciekawe, mamy tu niemal ponadpartyjną zgodę. Za cenami regulowanymi opowiadają się w większości wyborcy sześciu na siedem ugrupowań. Chwalebny wyjątek stanowi Konfederacja, w której to formacji, oprócz narodowego, silny jest nurt wolnościowy.

Może się więc okazać, że ceny regulowane, to nie jakiś ponury żart historii, ale realna perspektywa. A w konsekwencji prosta droga do znanych z PRL pustych półek i kartek na żywność. Dlaczego? Wyborcza.pl ilustruje to w prosty sposób: jeśli sklep nie może sprzedawać chleba drożej niż 3 zł, a koszty surowców, produkcji, transportu i dystrybucji wynoszą 3,50 zł, to chleba nie opłaca się piec, ani nie opłaca się sprzedawać.

To dość oczywiste w wolnorynkowej gospodarce i wolnym handlu. Ale władza i popierający go lud pracujący miast i wsi dryfuje w stronę ekonomii socjalizmu, ustroju, który już raz zbankrutował. Skąd więc tęsknota za nim, a wręcz jego pożądanie? Homo sovieticus. Już w wolnej Polsce termin ten upowszechnił ks. Józef Tischner. Według niego to postkomunistyczna forma „ucieczki od wolności”. Podobnie definiował to Jerzy Turowicz. Pisał: „Homo sovieticus to człowiek zniewolony, ubezwłasnowolniony, pozbawiony ducha inicjatywy, nieumiejący myśleć krytycznie. […] Homo sovieticus to dziś człowiek, który wszystkiego oczekuje i domaga się od państwa, który nie chce i nie umie swojego losu wziąć we własne ręce”.

Poglądy wyrażane przez blogerów publikujących dla WEI mogą nie być zgodne z oficjalnym stanowiskiem think-tanku.

Inne wpisy tego autora

Każdy z nas może walczyć z Putinem

Robert Lewandowski wystąpił w ostatnim meczu ligi niemieckiej z kapitańską opaską w barwach flagi Ukrainy. Po zawodach powiedział: „są sprawy ważniejsze niż piłka nożna” i

Popieram ministra Czarnka

Co prawda tylko w jednej sprawie, ale dobre i to. Ultrakonserwatywny minister edukacji i nauki, z radykalnymi poglądami obyczajowymi, chcący teraz podporządkować szkoły partyjnym kuratorom,