Robert Gwiazdowski: Czereśnie prawem, nie towarem!

Doceniasz tę treść?

Mówienie, że rząd z bankami (centralnym i komercyjnymi) „drukują pieniądze”, jest ponoć dowodem niewiedzy o tym, jak działają „rynki”. Tak twierdzą znawcy rynków. Albowiem rząd nie drukuje bynajmniej żadnych pieniędzy! Tylko „tworzy aktywa finansowe”.

Największym takim „aktywem” rządu są niewolnicy – to znaczy oczywiście chciałem napisać podatnicy. Nie wiem skąd to przejęzyczenie. Może stąd, że jak ktoś musi pracować bez wynagrodzenia (bez względu na to, czy mu zostaje ono odebrane w całości, czy tylko w części) to jest de facto niewolnikiem tego, na kogo pracuje. Bez względu na to, czy to jest jakiś konkretny „pan”, czy tym „panem” jest jakaś grupa, która go do takiej pracy za darmo zmusza.

Te „aktywa”, które rząd „tworzy”, to są obligacje. Zamiast zadrukować stos papierków wizerunkiem Jana III Sobieskiego i napisem „500 zł”, rząd zadrukowuje je orzełkiem i napisem „obligacja”. W zamian za tak zadrukowane papierki o łącznym wydrukowanym na nich nominale 150 000 000 000 zł (coś tyle rząd ich nadrukował) banki w swoich komputerach otworzyły rządowi rachunki i zapisały na nich „150 000 000 000 zł”. Skutek jest taki sam, jakby rząd wydrukował 300 000 000 papierków z Sobieskim i dał je bankom.

Jak jednak rząd zamiast Sobieskich wydrukował orzełki, to będzie musiał swoim niewolnikom (to znaczy oczywiście podatnikom) zabrać papierki z Sobieskim, które dostali oni za swoją jakąś tam pracę, i dać je bankom w zamian za papierki z orzełkami. Tylko później. Nazywa się to podatkiem (dochodowym, akcyzowym, obrotowym – VAT jest obrotowy – lub jakąś opłatą).

Oczywiście, że nie wszyscy za swoją pracę otrzymują papierki z Sobieskim. Większość ma rachunki w komputerach banków, na których banki zapisują cyferki odpowiadające stosownemu nominałowi na papierkach z Sobieskim, które trzeba było wydrukować, jak jeszcze nie było komputerów. Teraz jest prościej, taniej i bardziej ekologicznie (bo się oszczędza na druku). Ale mechanizm jest ten sam.

W tak zwanym międzyczasie banki muszą na rachunku rządu dopisać trochę cyferek, które odpiszą sobie ze swojego własnego rachunku w komputerze (tak samo jakby oddały rządowi trochę papierków z Sobieskim). To z kolei nazywa się podatkiem bankowym.

Żeby zapłacić podatek bankowy (i inne podatki), banki muszą odpisać z rachunków niewolnikom rządu (to znaczy oczywiście podatnikom), którym wcześniej na ich rachunkach stworzonych w swoich komputerach zapisały jakieś cyferki, i przepisać je na swoje rachunki. Znowu tak samo jakby zabrały im trochę papierków z Sobieskim.

Przy czym banki na różnych rachunkach nie zapisują tylko takich cyferek, które ktoś im polecił zapisać, odpisując je ze swojego rachunku (jak pracodawcy pracownikom, zleceniodawcy zleceniobiorcom, kupujący sprzedającym itp.). Banki niektórym zapisują na ich rachunkach jakieś cyferki dlatego, że mają taką  fanaberię. Ot tak po prostu. To z kolei nazywa się kredytem albo pożyczką. W jaką liczbę ułożą te cyferki, zależy od tego, jak ocenią czyjąś zdolność do oddania w przyszłości papierków z Sobieskim (no albo przepisania cyferek ze swojego rachunku na rachunek banku) o wartości nominalnej znacznie wyższej od liczby zapisanej wcześniej na ich rachunkach. To z kolei nazywa się oprocentowaniem. W ten sposób banki czynią niewolników rządu (to znaczy oczywiście podatników) również swoimi niewolnikami. Liczba papierków z Sobieskim (tudzież układ cyferek w odpowiednie liczby), jaką niewolnicy banków będą musieli im oddać, nie jest z góry określona. Określi ją bank centralny przy pomocy stopy procentowej.

To, jaka będzie stopa procentowa, zależy od widzimisię tych, którzy o tym decydują. W Polsce na przykład od Jarosława Kaczyńskiego, który decyduje, kto będzie w Radzie Polityki Pieniężnej i kto będzie prezesem NBP.

Czytaj więcej tutaj

Inne wpisy tego autora