Wystrychnięci na CPK

Doceniasz tę treść?

To, w jaki sposób rządzący de facto zakomunikowali o odłożeniu budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego ad Kalendas Graecas świadczy, iż mają wyborców za kretynów. Czym ryzykują, iż sami z czasem na nich wyjdą.

Jedną z najtrwalszych polskich przypadłości jest uczulenie na bycie robionym w wała przez rządzących. Gdy Polak zaczyna się tak czuć, wówczas staje się wredny. Coś mógłby o tym opowiedzieć Jarosław Kaczyński i jego otoczenie, przypominając sobie, jak rok temu wymyślili Państwową Komisję do spraw badania wpływów rosyjskich. W ich mniemaniu genialny pomysł na zrobienie w wała własnego elektoratu, a także reszty wyborców. Tym zapomnianym już epizodem udało się wygenerować wielki marsz opozycji 4 czerwca w Warszawie i początek mobilizacji do głosowania wśród ludzi, którzy nigdy wcześniej nie chodzili do wyborów. W efekcie po 8 latach rządzenia PiS dostał to, na co sam sobie zapracował i np. rok temu taki wszechmocny Daniel Obajtek musi dziś wybierać, czy lepiej ukrywać się w Argentynie, Wenezueli, czy może jednak Izraelu.

Tymczasem od wczoraj zaczęło się zapowiadać, że to na co Prawo i Sprawiedliwość ciężko pracowało przez 8 lat, „uśmiechnięta koalicja” wypracuje sobie w 8 miesięcy. Oto Polskie Porty Lotnicze ogłosiły w poniedziałek, iż w 2026 r. ruszy rozbudowa Okęcia. W co władowane zostanie 2,4 mld złotych. A jak dodał tego samego dnia pełnomocnik rządu do spraw Centralnego Portu Komunikacyjnego do 2035 r. zostanie zbudowany CPK i Okęcie będzie zamknięte. No, chyba że CPK nie zostanie zbudowane.

Maciej Lasek przy okazji informowania o strategicznej dla Polski decyzji, jakoś nie okazał wyników żadnego, wiarygodnego audytu. Choć przecież 30 stycznia premier Donald Tusk podczas konferencji prasowej przekazał, iż pełnomocnik Lasek przeprowadzi takowe: „do końca pierwszego kwartału tego roku”. A następnie decyzje: „będziemy podejmowali adekwatne do ekspertyz, opinii ludzi, którzy się na tym znają, a nie którzy mieli ambicje czysto polityczne. Te opinie będą rozstrzygały”.

Oczywiście można założyć, iż w tamtym czasie pan premier wszedł w stan pomroczności jasnej i nie wiedział, co obiecuje. Świadczy o tym fakt, iż dwa tygodnie później, podczas posiedzenia Rady Gabinetowej z udziałem prezydenta Andrzeja Dudy, poinformował o CPK, iż: „wszystkie dotychczasowe ekspertyzy stawiają pod znakiem zapytania całą inwestycję”. Po czym okazało się, że nie powstała ani jedna taka ekspertyza i dojrzeć je daje się dopiero w fazie pomroczności. Będąc w niej, można uwierzyć nawet w to, iż człowiek, który przez długie lata pełnił funkcję twarzy akcji „Nie dla CPK”, zostawszy pełnomocnikiem rządu do spraw Centralnego Portu Komunikacyjnego, z wielką energią zabierze się za realizację projektu (gdyby oczywiście to potrafił).

Ale zostawmy w spokoju Macieja Laska, który ma już wszystkie potrzebne papiery na to, żeby w przyszłości wziąć na siebie rolę „kozła ofiarnego”. Niech dalej zmaga się z lotniskiem, okazującym się dla niego dopustem bożym. Ciekawszą kwestią staje się kiedy i w jakiej skali polscy wyborcy zaczną czuć się robieni przez obecny rząd w wała przy okazji CPK. Bo ów port lotniczy zmienia się w coś na kształt uniwersalnej idei, będącej symbolem marzeń o rozwoju i bogactwie Polski. Jego przeciwnicy zaś coraz bardziej przyprawiają sobie „gębę” już nie minimalistów, ale ludzi robiących co mogą, by szansę na zmiany przekreślić.

Notabene w Kraju nad Wisłą już bardzo dawno nie mieliśmy takiej sytuacji, by publiczny spór zaczął ewoluować w stronę wykształcenia się dwóch obozów – modernistycznego (pragnącego nowoczesności) oraz reakcyjnego (w rozumieniu skrajnie zachowawczego). Bodajże coś takiego oglądano po raz ostatni w Rzeczpospolitej w czasach przed uchwaleniem Konstytucji 3 Maja.

Wracając do robienia w wała, to można założyć, iż coraz bardziej zacznie to być odczuwalne wraz z pojawieniem się widocznych strat. A wbrew pozorom zdarzy się to szybciej, niż „uśmiechniętej koalicji” się wydaje.

Ogłoszenie decyzji o odłożeniu CPK ad Kalendas Graecas tuż przed długim weekendem, gdy cała Polska szykuje się do wyjazdu lub grillowania, wcale nie sprawi, że po narodowej majówce wszyscy o tym zapomną. Skoro lotnisko stało się ideą, nie ma siły, by nie było jednym z głównych tematów kampanii przed czerwcowymi eurowyborami. Wezmą je na sztandary ci, pragnący zaliczać się do „modernistów” (co rządzącym nie udaje się już zlepiać z PiS-em).

Po wyborach temat wcale nie umrze, bo tak akurat się składa, że trwale z CPK został powiązany projekt budowy w Polsce kolei dużych prędkości. W czasach transformacji energetycznej kraj zaczyna ich potrzebować niczym tlenu. Ale jak przekazała PAP: „Pełnomocnik rządu (Maciej Lasek – przyp. aut.) zapowiedział przegląd inwestycji, by w przyszłym roku zaproponować plan rozwoju sieci kolejowych w Polsce”.

Mamy więc kolejny rok obsuwy, gdy tymczasem w unijnym budżecie do 2027 r. w programie „Europe Facility 2.0” czeka do wzięcia 33,7 mld euro dofinansowania na takie inwestycje. Coraz bardziej staje się prawdopodobne, że kasę tę wezmą sobie m.in.: Rumuni i Węgrzy, ale nie Polacy.

Acz prawdziwym chichotem losu byłoby, gdy unijnymi subsydiami (choćby z programu „FEnIKS 2021–2027”) Victor Orbán dofinansował hub lotniczy, w jaki zamierza przekształcić budapesztańskie lotnisko.

„To nie przypadek, że rozbudowa (lotniska – przyp. aut.), generująca coraz większą liczbę Cargo City, rozpoczęła się w 2022 roku, po niej lotnisko będzie w stanie obsłużyć 300 tys. ton towarów zamiast obecnych 250 tys. ton rocznie” – donosił 29 kwietnia 2024 r.  portal „realista.ingatlan.com”. Zaś portal „index.hu”, prognozuje, że: „w miarę ciągłego rozwoju Międzynarodowy Port Lotniczy im. Ferenca Liszta w Budapeszcie będzie miał zdolność przeładunkową wynoszącą 300 tys. ton, przewyższającą Wiedeń i dorównującą Monachium pod względem ruchu”. Poza tym Węgrzy dostrzegli, iż: „W żadnym ze wschodnich państw UE nie ma lotniska, na którym największe linie cargo utworzyłyby HUB”.

Orbán, zacieśniający współpracę ekonomiczną z Chinami, chwyta zatem okazję. Również to z upływem czasu zacznie być coraz bardziej widoczne, przypominając polskim wyborcom, jak zostali zrobieni w wała przez rządzących. Interesujące – czy wówczas po kolejnych wyborach „uśmiechnięta koalicja” będzie się nadal uśmiechać.

Inne wpisy tego autora

Niemcy potrafią grać w zielone

Polski przemysł ma się słabo, za to niemiecki otrzyma kilkadziesiąt miliardów euro dotacji. Aplikowanych tak, żeby żadna z unijnych instytucji, stojących na straży uczciwej konkurencji,

Trudne dni dla Niemiec

„Dni Niemiec jako superpotęgi przemysłowej dobiegają końca” – twierdzi „Bloomberg”. Amerykańska agencja informacyjna może mieć rację, a to rodzi pytanie, co dalej z niemiecką demokracją?

Już za rok prezydencja!

Instytucja prezydencji UE sięga czasów Konrada Adenauera, który sprawował ją jako pierwszy. Od tamtego czasu instytucja prezydencji ewoluowała. Od wprowadzenia nowego systemu liczenia głosów w