COVID a wolność – cztery fundamentalne wątpliwości (cz. II)

Doceniasz tę treść?

Część II

Twoje prawa kończą się tam, gdzie zaczyna się mój strach – czyli psychologiczne i logiczne fundamenty zawieszania praw osobom bez paszportów covidowych. Dobrzy Samarytanie dość szybko zmienili ton głosu i teraz są gotowi reglamentować opiekę medyczną ze względu na odgórnie zdefiniowaną odpowiedzialność chorych. Ten ostatni zwrot wydaje mi się już naprawdę szokujący i oznacza, że właśnie gładko zaczęliśmy mówić językiem systemu kredytu społecznego Chińskiej Republiki Ludowej. Brawo!

Fundament III – logika

Od początku wdrażania obostrzeń sanitarnych, drakońskich przepisów, a także nieprzerywanego dyskursu szczepionkowego odnoszę nieodparte wrażenie, że logika w tych rozważaniach poległa na pierwszej linii, w dniu wybuchu wojny. Wydaje się („wydaje się” jest tutaj dobrym określeniem, gdyż covid pass nie był powszechnie omawiany, uzasadniany ani naturalnie omawiany z obywatelami Unii Europejskiej, których nikt o zdanie nie pytał), że idea powstania paszportu covidowego była podyktowana wstępnymi opracowaniami naukowymi dotyczącymi hamowania transmisji wirusa poprzez szczepienie.

Pomijając poprzednie aspekty, prawny i etyczny, paszport sanitarny miałby tutaj logiczny sens – zaszczepienie niweluje całkowicie przenoszenie wirusa, zaszczepieni nie są jego transmiterami, dlatego mogą poruszać się normalnie, a swobody osób, które nie poddały się wakcynacji, przynajmniej czasowo trzeba ograniczyć. Ta narracja stosunkowo szybko upadła okazało się, że osoby zaszczepione również przenoszą koronawirusa. Logiczny upadek wspomnianej argumentacji jednak sanitarnego paszportu nie powstrzymał. Dziś w państwach dobrze wyszczepionych i ograniczających prawa i swobody obywatelskie osób nielegitymujących się paszportem, wirus szaleje – Francja i Włochy notują każdego dnia setki tysięcy zakażeń, w restauracjach, muzeach, nawet autobusach przebywają tylko zaszczepieni, więc to oni nawzajem się zarażają. A paszport trwa dalej. Coś jednak w tej kwestii zaczęło się zmieniać. Niedawno na konferencji prasowej minister zdrowia Niemiec przyznał, że pierwotne obwinienie niezaszczepionych za rozprzestrzenianie się pandemii było błędem, minister zdrowia Izraela przekonuje, że paszporty sanitarne nie mają sensu, Wielka Brytania właśnie z nich zrezygnowała, a za chwilę jej śladem pójdzie Dania (która notabene znosi od jutra wszystkie obostrzenia).

To, co jeszcze uderza mnie podczas słuchania orędowników srogich ograniczeń dla części ludzi, to ich niespójności logiczne. Z jednej strony argumentują, iż dzięki szczepieniu czują się bezpiecznie, gdyż „umierają praktycznie tylko niezaszczepieni”, by w zdaniu kolejnym domagać się zamknięcia niezaszczepionych, gdyż oni ich narażają i przez nich czują się zagrożeni. Zmienność covidowej narracji bardzo dobrze w tekście „Spiski: Pandemia Wrogości” uchwycił wspomniany przez mnie w części pierwszej Paweł Mościcki: „Ciekawe wydaje się to, że hasło o »pandemii niezaszczepionych« sformułowano dokładnie wtedy, gdy zaszczepieni, według oryginalnej zapowiedzi, mogliby już poczuć się całkowicie bezpieczni. Szczepionki miały przecież oznaczać powrót do normalnego życia, pełną immunizację na wirusa tak, jak w przypadku wielu tradycyjnych i obowiązkowych szczepień. Okazało się jednak, że te preparaty nie całkiem działają w ten sposób, więc trzeba było przekierować gdzieś społeczne niezadowolenie, utrzymując zarazem dochody korporacji na niebotycznym poziomie. Nowa narracja głosiła, że wszystko byłoby dobrze, gdyby tylko wszyscy się zaszczepili (…). Nowy etap wymagał skonstruowania nowego typu dystynkcji. To wtedy powstała też nowa altruistyczna tożsamość, którą moje kręgi szczyciły się aż do znudzenia. Zaszczep się dla siebie i dla innych. Bądź empatyczny i chroń swoich obywateli. Jeśli się nie zaszczepisz – stanowisz zagrożenie dla społeczeństwa. Wszystko to miałoby może jakiś sens, gdyby szczepionki chroniły całkowicie przed zakażeniem wirusem i całkowicie blokowały jego przenoszenie. A tak po prostu nie jest, czego liberalno-lewicowy komentariat wydaje się zupełnie nie uwzględniać ani w swoich argumentach, ani w proponowanych rozwiązaniach (…). Gdy wybrzmiały pierwsze głosy kwestionujące dominujący konsensus (a badania, do których się odwołuję, były dostępne już w październiku 2021 r.), pojawiła się nowa narracja: niezaszczepieni chorują ciężej i w ten sposób blokują łóżka innym oraz odpowiadają za przeładowanie szpitali. Dobrzy Samarytanie dość szybko zmienili ton głosu i teraz są gotowi reglamentować opiekę medyczną ze względu na odgórnie zdefiniowaną odpowiedzialność chorych. Ten ostatni zwrot wydaje mi się już naprawdę szokujący i oznacza, że właśnie gładko zaczęliśmy mówić językiem systemu kredytu społecznego Chińskiej Republiki Ludowej. Brawo!”.

Niesamowite jest dla mnie również to, że gdy staram się podczas dyskusji pokazać te wykluczające się argumenty, napotykam na ścianę. Tak jakby pewne rzeczy były wypierane, kasowane ze świadomości adwersarzy. Wielu rozmówców rzuca wspomniane argumenty o dbaniu o innych, empatii i braku bezpieczeństwa bez wglądu, jakby z automatu. Jakbym rozmawiał z osobą mówiącą zapożyczonym językiem i wypisanymi na kartce punktami. Rozmowa przypomina wówczas dialog z automatyczną sekretarką.

 

Fundament IV – psychologia

Mówiąc o psychologii, nie można pominąć strachu, który obok rzeczywistego zagrożenia stał się katalizatorem wdrażanych restrykcji, mandatów, lockdownów. W dobie ciągłego lęku, zagrożenia podsycanego przez media, polityków i ekspertów medycznych, którzy zadomowili się w telewizji, potrzeba bezpieczeństwa stała się towarem deficytowym. To zrozumiałe, ludzie mają prawo się bać. W imię bezpieczeństwa poniechano jednak niuansowanie, szacowanie, dyskusję. Angielski lord, Jonathan Sumption ukuł termin „safetyzm”, który spolszczyć możemy na „bezpieczyzm”. Polityk w wywiadzie dla angielskiego radia wspomniał, że Wielka Brytania była przygotowana wiele lat przed COVID-em na kataklizmy i epidemie. Przygotowano strategie, plany i modele zakładające nawet 700 tysięcy zgonów, ale bez jakichkolwiek pomysłów ograniczania swobód obywatelskich i zamykania czegokolwiek. Były zatwierdzone od dekady przez grono ekspertów i specjalistów. Premier Boris Johnson wyrzucił je do kosza w jeden weekend bez słowa wytłumaczenia, poważnej narodowej debaty i dyskusji.

Warto dodać, że narracja z punktu widzenia psychologicznego ułożyła się również w ten sposób, że to osoby zaszczepione pomimo faktu zaszczepienia często podnoszą argument strachu – boimy się, więc trzeba narzucić ograniczenia tym, którzy nie poddali się wakcynacji. Debata publiczna skupiła się w zasadzie na uczuciach i emocjach jednej grupy, zapominając, że druga grupa też czuje, też ma swoje emocje, lęki, wątpliwości i stara się podejmować jak najlepsze dla siebie i swoich rodzin decyzje. Im jednak z marszu przypisano emocje i wartości najgorsze – głupotę, egoizm, prostactwo. Prawodawstwo wielu krajów zmusza jedną stronę sporu do kontenerowania, pomieszczania lęków drugiej strony. Można to streścić zdaniem: Twoje prawa kończą się tam, gdzie zaczyna się mój strach.

Potrzeba bezpieczeństwa, poza wykluczeniem ze społeczeństw tych, których uznano za niebezpieczeństwo i zagrożenie, pociągnęło za sobą ukonstytuowanie się rodzaju świeckiej religii zogniskowanej wokół sanitarnych obostrzeń i szczepionek. Eichelberger tak objaśnił ten fenomen: „Można nawet odnieść wrażenie, że ta część nas zaczyna traktować szczepienie jako rodzaj uświęcającego sakramentu, gwarantującego spełnienie głoszonej przez lekarzy i producentów szczepionek obietnicę krótkoterminowej nieśmiertelności: „Wprawdzie zachorujesz, ale nie umrzesz”. Jeśli tak, to podłożem konfliktu pomiędzy zwolennikami szczepień i niechętnymi szczepieniom jest fundamentalny spór światopoglądowy i chyba o tym czas najwyższy zacząć poważnie rozmawiać”. W czerwcu ubiegłego roku poczyniłem podobne spostrzeżenie, pisząc tekst „Wolność pod respiratorem” dla tygodnika DoRzeczy, stwierdzając, że „Bezpieczeństwo z psychologicznego punktu widzenia stało się swoistym totemem, a szczepionka remedium na całe zło”. Te tezy w artykule „Kryzysowy kapitalizm i kapitulacja lewicy” rozwinął profesor teorii krytycznej i języka włoskiego na uniwersytecie w Cardiff, Fabio Voighi: „Interesujące jest obserwowanie, jak obecnie wzywa się globalną (ideologiczną) inokulację, aby zagwarantować jakąś formę tożsamości społecznej, która mogłaby zrekompensować trwającą dewastację. Rzeczywiście, kryzys koronawirusa coraz bardziej przypomina nową globalną religię, zorganizowaną w liturgiczną strukturę wypełnioną sakramentami i rytuałami: dystans społeczny, noszenie maski na twarz (nawet na zewnątrz lub podczas samotnej jazdy samochodem), kompulsywne oczyszczanie rąk, systematyczna podejrzliwość innych i tak dalej. Wszystko to utrwala się w system przekonań, którego celem jest podniesienie bezpieczeństwa biologicznego do roli nowego bóstwa, podczas gdy zasady gry zmieniają się za naszymi plecami”.

O zmienności tych zasad wspomniał w niedawnym wpisie libertariański autor i pisarz, Jakub Bożydar Wiśniewski, wskazując między innymi na aspekty psychologiczne, które wespół z innymi czynnikami służą do „Programowania umysłu nowej rzeczywistości”: „Warto zwrócić uwagę, że globalny system propagandowo-represyjny, który został uruchomiony dwa lata temu, opiera się na klasycznym zestawie technik kontroli umysłu opracowanych i wykorzystywanych w ramach projektu MKUltra. Na techniki te składa się m.in. deprywacja sensoryczna (długotrwała izolacja domowa), depersonalizacja (zalecenie ukrywania twarzy), hipnotyczne odrealnienie (przekonywanie, że życie może toczyć się w najlepsze w przestrzeni wirtualnej), agresywny gaslighting (regularne zmienianie kluczowych elementów »obowiązującej narracji« i późniejsze wypieranie się owego działania połączone z zarzucaniem »spiskowych obsesji« osobom świadomym tego faktu), przyspieszone niszczenie otaczającej rzeczywistości połączone ze stopniowym programowaniem do życia w „nowej rzeczywistości”, przedstawianie bliskich osób jako »zagrożeń dla zdrowia i życia«” – pisał.

Na styku psychologii i logiki są również reakcje zwolenników sanitaryzmu na polemiczny dyskurs ze strony adwersarzy. Ci z nas, którzy obecny stan rzeczy aprobują, reagują alergią i niepokojem na jakiekolwiek próby stawiania pytań i wskazywania wątpliwości – to podejrzane. Zdaje się, że w ich spojrzeniu na otaczającą rzeczywistość obostrzenia połączyły się nierozerwalnie z wartością szczepień. Zatem każda próba krytyki owych obostrzeń, czy biurokratycznych wymysłów w postaci paszportu sanitarnego staje się bezpośrednim atakiem na uświęcone szczepienia i podniesieniem ręki naukę jako taką. Dlatego tak łatwo budowana jest zbitka, z której wynika, iż każdy sceptyk w sprawie obostrzeń jest… Antyszczepionkowcem.

W rozważaniach tych pominąłem oczywisty fundament piąty – politykę. Odbywający się permanentny konflikt ma także podłoże polityczne, poszczególne strony, frakcje posiadają swoje role do odegrania i pewne interesy do załatwienia. Nie ulega wątpliwości, że obecna polaryzacja społeczna przebiega po linii politycznej, ale nie tak prosto, jak do tego przywykliśmy. Zdaje się, że na stosunek do obecnych obostrzeń i omawianych paszportów covidowych decydującego wpływu nie mają poglądy polityczne. Wielu konserwatystów, liberałów i socjalistów błyskawicznie podchwyciło narrację o zagrożeniu, konieczności narzucenia ograniczeń niezaszczepionym, wdrożeniu mandatów itp. niemniej po stronie przeciwnej zameldowali się na przykład lewicowy filozof Agamben, konserwatywny psycholog i autor Jordan Peterson, socjalistyczny polityk Yanis Varoufakis, czy libertariański nestor, Ron Paul. Zdaje się, że poza szeregiem wymienionych wcześniej czynników, tak różnych ludzi łączy stosunek do osobistej wolności i świadomość potrzeby uszanowania prywatnych wyborów innych. Można przyjąć, że działają w imię maksymy wyrażonej przez wynalazcę, pioniera prac nad paliwem rakietowym, a także libertarianina i okultystę, Jacka Parsonsa, który w swojej książce „Obosieczny miecz wolności”, w eseju „Jak czynić swą wolę?” przekonywał: „Jeśli dana jednostka oddaje swą wolność, ulegając masowej hipnozie, wówczas nie zasługuje na nic więcej niż zniewolenie”.

Reasumując: Paszporty sanitarne to triumf umownych klauzul nad prawem, myślenia życzeniowego nad logiką, celu uświęcającego środki nad etyką i neurozy nad pryncypialnością.

Poglądy wyrażane przez blogerów publikujących dla WEI mogą nie być zgodne z oficjalnym stanowiskiem think-tanku.

 

Podoba Ci się ta treść? Chcesz czytać więcej rzeczy, które wydajemy i publikujemy? Wejdź na stronę naszego wydawnictwa! ? wydawnictwo.wei.org.pl

 

Część I znajduje się TUTAJ.

Inne wpisy tego autora

5 najlepszych książek o libertarianizmie

Dawno nas nie było? No to jesteśmy z powrotem! I zapraszamy na kolejny „Książkowy SKANER Warsaw Enterprise Institute”. Tym razem polecamy literaturę wolnościową. I to

5 najlepszych książek o miłości

Zapraszamy na kolejny odcinek „Książkowego SKANERA Warsaw Enterprise Institute”! Mamy luty, a więc walentynkowy miesiąc miłości. Z tego powodu, dość nietypowo tym razem, proponujemy Państwu…

5 najciekawszych książek 2023 roku

Zapraszamy na pierwszy w tym roku „Książkowy Skaner Warsaw Enterprise Institute”. Mamy nadzieję, że po świątecznej przerwie jesteście Państwo głodni… kolejnych ciekawych lektur. Ten rok